50 tys. złotych – tyle kosztował ich dom na kółkach. Dziś przemierzają nim Europę!
F5: Jak to się wszystko zaczęło, jak wpadliście na ten pomysł, jak wcześniej wyglądało Wasze życie, gdzie pracowaliście, mieszkaliście? Opowiedzcie proszę coś o sobie.
Zosia i Kuba, Foxes in Eden: W roku 2016 odbyliśmy swoją pierwszą wspólną podróż po USA. Wynajęliśmy samochód osobowy, na złożonych tylnych kanapach położyliśmy materac i takim substytutem domu poruszaliśmy się po ulicach Ameryki przez 3 tygodnie. Podobne wyprawy po Stanach powtórzyliśmy jeszcze dwa razy i tam też usłyszeliśmy o zjawisku o nazwie „vanlife”. Postanowiliśmy zmienić swoje życie tak, by móc żyć w podróży dłużej. Wcześniej prowadziliśmy standardowe życie. Pracowaliśmy na etat w Warszawie. Zosia jako doradca ds. nieruchomości, a Kuba jako copywriter w agencji reklamowej. Mimo że lubiliśmy swoje zajęcia, brakowało nam czasu dla siebie. Na przemyślenia i zwyczajne „bycie”. Zapragnęliśmy zmiany proporcji w zestawieniu praca – dom. Chcieliśmy spróbować się w innych warunkach, poszukać swojej drogi i zestawić swoje wyobrażenia wolności z realnym jej wymiarem.
O naszej drodze i tym, jak żyje się na co dzień w vanie opowiadamy na naszych filmach na YouTubie oraz w relacjach na Instagramie.
Jak wyglądała praca nad Waszym nowym domem? Znaliście się na tym? Ktoś Wam pomagał?
Praca nad budową kampera trwała 8 miesięcy. Ze względu na to, iż większość prac robiliśmy sami, wieczorami – po 8-godzinnym trybie pracy – proces ten się przedłużył w stosunku do wcześniejszych przewidywań. Budowę rozpoczęliśmy zimą, nie posiadaliśmy zamkniętego pomieszczenia, w którym moglibyśmy prowadzić prace, więc komfort chodzenia do zimnego blaszaka przy minusowych temperaturach po zachodzie słońca nie był najwyższy. Na szczęście potem nastała wiosna. Pracowaliśmy razem, ale mózgiem całego przedsięwzięcia był Kuba. Skończył architekturę, więc sporo z tej wiedzy się przydało. A rzeczy, na których się nie znaliśmy, przyswajaliśmy na bieżąco. Najtrudniejsza do opracowania i zainstalowania okazała się elektryka. Jednak i przez to udało się samemu przebrnąć. W środku busa, w części mieszkalnej, mamy niewiele ponad 6 metrów kwadratowych. To nie jest łatwa przestrzeń do zaaranżowania, jeśli się chce mieć to, co w standardowym mieszkaniu. Kuchnia, łazienka, salon, sypialnia – to wszystko znajduje się w naszym domu na kółkach. A do tego pojemny bagażnik – spiżarka.
Ile pochłonął remont Vana?
Łączny koszt budowy, razem z zakupem samochodu, to ok 50 tys. złotych.
Jak wygląda teraz wasze życie? Czy nadal pracujecie czy musieliście odłożyć spory budżet na dalsze podróże?
W trakcie budowy kampera część odkładanych pieniędzy szła na prace remontowe, a część na przyszły wyjazd. Wyruszyliśmy, mając odłożone 20 tys. zł. Nie jest to zawrotna suma, jeśli mówimy o kilkumiesięcznej podróży. Od razu ustaliliśmy budżet dzienny w wysokości 20 eurp, którego staraliśmy się nie przekraczać, a który w trakcie trwania podróży zmniejszył się do 10 euro na dzień, plus benzyna. W trakcie pobytu zagranicą mieliśmy okazję dostać kilka zdalnych zleceń, jednak aktualnie nie pracujemy. W momencie, gdy kończyły nam się pieniądze, znaleźliśmy dorywczą pracę na południu Europy. Chwilę później ogłoszono pandemię.
Jak wygląda Wasza droga, gdzie ruszyliście? Mieliście zaplanowaną trasę czy idziecie na żywioł?
Ruszylismy w październiku 2019 roku. Nie mieliśmy zaplanowanej trasy. Wiedzieliśmy, przez jakie kraje chcemy przejechać, by dotrzeć do Portugalii. To był nasz jedyny, konkretny cel. I tak, przemierzając 6 krajów – Czechy, Austrię, Włochy, Francję, Hiszpanię, Wielką Brytanię (Gibraltar 🙂 ) – dotarliśmy do Portugalii. W trakcie naszej drogi nie skupiamy się na „byciu turystami” i zobaczeniu jak najwięcej znanych i polecanych miejsc. Jedziemy wolno, poznając klimat i przyrodę mijanych miejscowości. Największym wyzwaniem była nauka pokonania własnych lęków związanych ze spaniem na dziko. Nie korzystamy z kampingów. Śpimy w lasach, przy plażach, na klifach. Najczęściej są to noclegi z dala od cywilizacji i w momencie, gdy zapada zmrok, wyobraźnia podpowiada różne czarne scenariusze. Przez 8 miesięcy takiego funkcjonowania nie mieliśmy jednak styczności z żadną nieprzyjemną sytuacją. Nikt nas nie obrabował, nikt na nas nie napadł. Nie spotkaliśmy na swojej drodze żadnych wrogo nastawionych zwierząt. Dzięki byciu otwartym na miejsca bardziej odległe i niestandardowe doświadczyliśmy wielu pięknych i nieznanych turystom widoków.
Jak wygląda podróżowanie w dobie pandemii? Czy utknęliście gdzieś na dłużej?
W przeddzień ogłoszenia pandemii z Portugalii wróciliśmy do Hiszpanii w celu podreperowania naszego budżetu. Znaleźliśmy pracę w Andaluzji, na ekowiosce. Przystanek w tym miejscu miał trwać kilka tygodni, w zamian za umówione wynagrodzenie. Jednak okazało się, że zakaz podróżowania po Europie, a nawet po poszczególnych prowinjach Hiszpanii, został wstrzymany na bardzo długo. I tak zostaliśmy w tym miejscu aż trzy miesiące, pomagając przy budowie wioski w zamian za wyżywienie i możliwość przeczekania sytuacji na świecie. Ponownie w drogę wyruszyliśmy 8 czerwca, kierując się na północ Hiszpanii. Do tej pory, nie mieliśmy problemu z przemierzaniem ulic, nie spotkaliśmy się z żadną kontrolą policyjną. A Hiszpania powoli zwalnia poszczególne prowincje z wcześniejszych obostrzeń.
Czy macie zamiar wrócić?
Do Polski mamy zamiar dotrzeć w połowie lipca. Po prawie roku nieobecności mamy pewne zobowiązania, z których musimy się wywiązać. Sierpień poświęcimy na prace techniczne przy kamperze, ponieważ kilka kwestii wymaga poprawek – chociażby brak ogrzewania postojowego czy brak ciepłej wody. Po tym czasie planujemy ruszyć dalej w drogę, choć wszystko zależy od naszego budżetu, który powoli się kończy. Jesteśmy jednak dobrej myśli. Świat jest wielki, warto go poznawać.