5 seriali z lat 90., które są lepsze niż „Przyjaciele”

Sądzisz, że "Przyjaciele" się zestarzeli, a żarty serwowane przez bohaterów tej produkcji brzmią dzisiaj czerstwo? Proponujemy 5 innych seriali z lat 90., które was nie zawiodą, choć wielu zapomniało o ich istnieniu.
.get_the_title().

Pisaliśmy niedawno o tym, że Netflix udostępnił w wielu krajach wszystkie sezony „Przyjaciół” i wygląda na to, że wyświadczył twórcom serialu niedźwiedzią przysługę. Rewatch tej kultowej produkcji z lat 90. sprawił, że mniej słyszymy głosów entuzjazmu, a częściej pojawiają się opinie, że „Przyjaciele” bardzo się zestarzeli. Wiele żartów dotyczących tożsamości seksualnej postaci, ich wyglądu czy stylu życia nie pojawiłoby się we współczesnych komediach. Wcale nie chodzi o dyktat poprawności politycznej, po prostu sporo gagów się przeterminowało, społeczeństwa wyemancypowały się i tak, jak upadek na skórce od banana nie powoduje salwy śmiechu od dawna, tak też żarty z tego, ile ktoś waży, czy że wygląda „jak gej”, wydają się zwyczajnie słabe. Proponujemy więc 5 innych seriali z lat 90., które wciąż warto oglądać, a nie wszyscy pamiętają o ich istnieniu.

1. „Kroniki Seinfelda”

Serial emitowany przez NBC w latach 1990-1998 to do dzisiaj niedościgniony wzór komedii o dużym zapleczu intelektualnym. Dowodzi tego nie tylko worek nagród, które produkcja otrzymała (10 statuetek Emmy i 3 Złote Globy), ale i zabawa konwencją sitcomu, w którym bohaterowie zwykle nie wyciągali wniosków z sytuacji, nie uczyli się nowych rzeczy, nie stawali się lepszymi ludźmi (jak to się działo w przypadku „Przyjaciół”). Serial wywracał do góry nogami konwencje telewizyjne, potrafił bawić się gatunkami, zaburzać linearną narrację, eksperymentować.

A wciąż, tak samo jak „Przyjaciele”, opowiadał o singlach z Nowego Jorku.

W serialu występowali Jerry Seinfeld, Julia Louis-Dreyfus, Jason Alexander i Michael Richards.
Wiele odcinków wzbudzało kontrowersje swoimi nietypowym przebiegiem czy niekonwencjonalną tematyką, a finał serialu oglądało 76,3 mln widzów i był to piąty wynik w historii amerykańskiej telewizji.

Warto przypomnieć choćby bardzo udany odcinek o masturbacji, w którym ani razu nie pada to słowo i zestawić go z odcinkiem „Przyjaciół”, w którym z kolei nie pada słowo gej, choć opowiada o tym, dlaczego znajomi sądzą, że Chandler zachowuje się „gejowsko”. Różnica w wymowie obydwu produkcji jest znacząca.

Czekamy więc, aż Netflix udostępni wszystkie sezony w polskiej bazie platformy.

2. „Roseanne”

„Roseanne” to sitcom stacji ABC (1988-1997), który już 27. marca (po 21 latach przerwy) wróci z nowymi odcinkami.
Twórcy zdecydowali się tylko na zignorowanie finału serialu, w którym doszło do kłopotliwego twistu. Dla fanów lubiących logiczne kontynuacje może to być trudne do zaakceptowania, jednak w przeciwnym wypadku trudno byłoby wrócić z kolejnym sezonem.

Roseanne Conner to niekonwencjonalna bohaterka z niewyparzonym językiem, której mocną stroną na pewno nie były talenty dyplomatyczne. Serial opowiada o jej życiu rodzinnym, w którym, jak to w sitcomach, nie dzieje się zbyt wiele.

Uczynienie bohaterką serialu kobiety o nienormatywnym wizerunku było jednak pod koniec lat 80. niezwykle odważne.

Właściwie jest takie do dziś, ponieważ mimo eksponowania różnych nienormatywnych wizerunków, kobiety w rozmiarze XXL wciąż są tematem tabu.

W serialu pojawia się sporo odważnych obyczajowo kwestii, jak np. odcinek poświęcony menstruacji. Co prawda, dosyć stereotypowo ukazano Roseanne jako wariatkę zmagającą się z zespołem napięcia przedmiesiączkowego, ale wciąż należy docenić odwagę podjęcia tematu.

Cała rodzina jest niekonwencjonalna – to nie są ludzi, którzy machają do nas zza swojego białego płotu, stojąc na idealnie wypielęgnowanym trawniku. To przedstawiciele klasy robotniczej – ciągłe problemy finansowe bohaterów nie są kwestią, która znika po uzdrawiającej rozmowie z typowego sitcomu. Pytanie tylko, czy „Roseanne” poradzi sobie we współczesnych ramówkach telewizyjnych.

3. „Will & Grace”

Sitcom emitowany był wprawdzie już pod koniec lat 90. (1998-2006), jednak swoją estetyką mocno do nawiązuje do tej dekady i dlatego pojawia się w naszym zestawieniu. Serial niedawno wrócił z nowymi odcinkami, które podzieliły widownię (niektórym przeszkadzała intensywna krytyka Donalda Trumpa). Wiemy jednak, że to nie koniec, a „Will & Grace” pojawią się ponownie, w kolejnym sezonie.

Dlaczego serial był tak ważny w historii amerykańskiej telewizji? Za kluczowe uznać należy pokazanie postaci homoseksualnych – ich seksualność była w serialu jednym z elementów życia codziennego, a nie kwestią, która nieustannie spędza sen z powiek bohaterom. To kolejna opowieść o nowojorskich singlach i ich poszukiwaniu szczęścia. Co ciekawe, także w tym wypadku nowe odcinki zanegowały finał sprzed lat. Wygląda na to, że dość często twórcy podejmują decyzje, które długofalowo okazują się bardzo niefortunne.

Na przestrzeni lat na planie „Will & Grace” pojawiło się wiele gwiazd – Madonna, Sharon Stone, Demi Moore czy Richard Chamberlain.

4. „Ich pięcioro”

Seriale w latach 90. bardzo lubiły celebrować codzienność i życie rodzinne. Nie zawsze było ono standardowe, w końcu w wielu produkcjach najbardziej szczęśliwe rodziny to te tworzone przez grupy przyjaciół i współlokatorów. Serial „Ich pięcioro” (1994-2000, stacja FOX) cieszył się powodzeniem, ponieważ opowiadał o tym, jak rodzeństwo wspólnymi siłami próbuje podnieść się po stracie rodziców i dalej tworzyć wspólny dom. Głową domu zostaje najstarszy brat Charlie (grany przez Matthew Foxa, późniejszą gwiazdę serialu „Lost”), a reszta rodzeństwa pomaga mu utrzymać rodzinę pod jednym dachem.

Dla niektórych widzów być może to zbyt sielankowa wizja rodziny, ale produkcja z pewnością różni się znacząco od lukrowanego i przesłodzonego „Siódmego nieba”, które zakończyło się skandalem, gdy okazało się, że aktor grający pastora i głowę rodziny został oskarżony o liczne nadużycia seksualne.

„Ich pięcioro” nie przystaje do wyrafinowanej i dynamicznej ramówki dzisiejszych stacji kablowych, ale swego czasu był to serial, przy którym można było odpocząć i odczuć trochę komfortu psychicznego bez nadmiernej dawki słodyczy.

5. „Felicity”

„Felicity” to w dużej mierze jeden z pierwszych seriali dziewczyńskich, który prawdopodobnie dzielił swoją widownię z premierowymi odcinkami „Seksu w wielkim mieście”, choć opowiadał trochę inną historię. Felicity Porter (w tej roli Keri Russell, obecnie gwiazda serialu „Zawód: Amerykanin”) wyjeżdża na studia do Nowego Jorku, uczy się tam dorosłego życia i zmaga z codziennością.

Serial bardzo podobał się równolatkom bohaterki, wiele kobiet pod koniec lat 90. czerpało emocjonalne wsparcie od Felicity, która – podobnie jak one – musiała uczyć się żyć na nowo z dala od swojego kalifornijskiego domu.
Na pewno była to produkcja bardziej konwencjonalna niż „Seks w wielkim mieście” zatem więcej oglądających mogło się z nią identyfikować, oswajała też z poczuciem samotności, które ogarnia ludzi wyjeżdżających po raz pierwszy z domu rodzinnego, a także pokazywała, że często dzielimy wspólne wątpliwości.

Prawdopodobnie dzisiaj Hannah Horvath z serialu „Dziewczyny” wyśmiałaby perypetie Felicity, ale to były inne czasy, inna obyczajowość i inna telewizja. Nie znaczy jednak, że nie warto wracać do przeszłości.

Widać, że większość serialowych ścieżek z lat 90. prowadzi do Nowego Jorku, ale nie zawsze trzeba przesiadywać tylko w „Central Perk”.

Tekst: MM

TU I TERAZ