Koniec mody na pseudointelektualny bełkot w teatrze. Teraz klasyka to nowa awangarda

Klasyki przez duże "K" wracają na polskie sceny teatralne we współczesnych odsłonach. I bardzo dobrze!
.get_the_title().

Współczesnych widzów naprawdę ciężko zszokować. Wydaje się, że na scenie widzieliśmy już wszystko. Ostra stroboskopowa rzeźnia, nagie, kłębiące się ciała, hektolitry czerwonej farby, monologi zbudowane z samych wulgaryzmów i porno na żywo w kultowym już otwarciu spektaklu „Śmierć i dziewczyna” Eweliny Marciniak. Fajnie, fajnie, ale jakby nudno – w końcu ile razy można się oburzać na środki wyrazu, które użyte po raz kolejny zwyczajnie przestają szokować. Wiadomo, że najważniejsze jest to, aby artyści w sposób swobodny i twórczy kształtowali swój język, ale kiedy skandal staje się tendencją… trzeba szukać nowej drogi. W ubiegłych sezonach wiele było radykalnych, hardkorowych spektakli – w stylu „Klątwy” Olivera Frljicia – które rozsierdzały do żywego opinię publiczną. I bardzo dobrze. Prawdopodobnie była to naturalna reakcja artystów na przemiany społeczno-polityczno-kulturowe w Polsce i na świecie. Są jednak chwile, kiedy da się działać inaczej niż „za bardzo”. Równolegle do ryzykownych, a wręcz ryzykanckich przedsięwzięć, pojawia się nowy trend, który – miejmy nadzieję – będzie rósł w siłę. Możliwe, że jest to odpowiedź na zmęczenie, zarówno widzów, jak i twórców, szeroko rozumianym postdramatyzmem i post-postmodernizmem. Dziś ci, którzy często byli znani właśnie z nakłuwania balonów i uderzania w najwrażliwsze miejsca… zabierają się za klasykę, i to przez duże „K”. Okazuje się bowiem, że dzięki klasycznym tekstom też można walić mocno i bezpruderyjnie. Oto nasz subiektywny przegląd klasycznych tekstów, które wystawione zostały tak, że szczęka opada.

1. „Dziady”, reż. Michał Zadara

źródło: FB

Mówi się i pisze, że „Dziady” Adama Mickiewicza to najważniejszy polski dramat. Nazywa się go nawet arcydramatem. Żaden tekst nie ma tylu zadziwiających interpretacji, gama jego inscenizacji rozciąga się co najmniej od grzecznych do dzikich. Wielkim zaskoczeniem okazało się to, że „Dziady” nigdy nie były wystawione w całości. Jak to?

źródło: FB

A no właśnie tak – to mega długi utwór i artyści zazwyczaj formatowali go tak, aby spektakl trwał standardowo. Michał Zadara postanowił tego nie robić i tym samym trafił w dziesiątkę. Wystawienie kilkunastogodzinnych „Dziadów” w Teatrze Polskim we Wrocławiu obrosło legendą i okazało się rewolucyjne.

Przy tej okazji nie można przemilczeć również totalnie pojechanej inscenizacji „Dziadów” z Teatru Nowego w Poznaniu w reżyserii Radka Rychcika. Rychcik najwyraźniej zasmakował w klasyce, bo w marcu zabiera się za „Kartotekę rozrzuconą” Różewicza w STUDIO teatrgalerii. Tu dopiero spodziewajmy się zatem niezłej jazdy…

źródło: FB

2. „Wesele”, reż. Jan Klata

źródło: FB

To brawurowa szarża byłego dyrektora Teatru Starego, którą Jan Klata pożegnał się z tą instytucją i swoim stanowiskiem. „Wesele” w reżyserii Klaty jest obrazem bolesnym, precyzyjnie i bezlitośnie obnażającym współczesne nastroje.

źródło: FB

„Przedstawienie przerywano oklaskami. W brawurowo zagranym pożegnalnym >>Weselu<< dyrektora Starego Teatru Jana Klaty chocholi taniec nie jest puentą spektaklu. Odwrotnie – trwa cały czas, przewija się przez kolejne sceny" – czytamy w jednej z recenzji. Taki prosty zabieg inscenizacyjny, a jaka w nim siła. Chocholi taniec trwa cały czas. Niewesoła metafora, która mówi o Polsce praktycznie wszystko. 3. „Chłopi”, reż. Krzysztof Garbaczewski

źródło: FB

Wystawiony w Teatrze Powszechnym spektakl to kolejny murowany kandydat do nagrody w ogólnopolskim konkursie „Klasyka Żywa”. O tej inscenizacji „Chłopów” słyszy się, że jest „halucynogenna” (może nie bez znaczenia są grzybki na plakacie?).

źródło: FB

Co nietypowe u zazwyczaj pojechanego do granic Garbaczewskiego, spektakl zachowuje fabułę. Po premierze reżysera okrzyknięto nowym królem groteski. „Teatralni >>Chłopi<< bronią się nie tylko wyobraźnią reżysera, ale też aktorstwem – energicznym, zamaszystym i ironicznym zarazem" – czytamy w "Gazecie Wyborczej". Kto by pomyślał, że tyle potencjału i gorzkiej ironii kryje się w lekturze szkolnej, którą uczniowie często uważają za nudną cegłę. 4. „Makbet”, reż. Agata Duda-Gracz

źródło: FB

„Makbet” z Wrocławskiego Teatru Capitol to spektakl, który podzielił krytyków. Nie da się jednak zaprzeczyć, że to jedna z ważniejszych inscenizacji legendarnego szekspirowskiego tekstu w ostatnich latach.

źródło: FB

Zabierając się za „Makbeta”, podobnie jak w przypadku „Dziadów” (i kilku innych klasyków przez duże „K”), trzeba mieć świadomość wpisywania się w potwornie długą i skomplikowaną historię wystawień. No i trzeba mieć pomysł. Duda-Gracz najwyraźniej go miała. Jest nim zastosowana w spektaklu zmechanizowana platforma (wypełniająca olbrzymią scenę Capitolu), która stanowi spektakularną metaforę. Cały ten „Makbet” to jeden wielki zjazd, ześlizg po krwawej zjeżdżalni. Wizyjny, szeroki, bardzo muzyczny sposób na inscenizację szekspirowskiej klasyki.

5. „Proces”, reż. Krystian Lupa

źródło: FB

Na koniec wystawienie klasyki, którą reżyseruje mistrz, sam stający się powoli klasykiem, czyli „Proces” Krystiana Lupy. Koprodukcja wielu instytucji (Nowego Teatru; STUDIO teatrgalerii; Teatru Powszechnego; TR Warszawa; Le Quai – Centre Dramatique National w Angers).

źródło: FB

Oczekiwany przez całe środowisko spektakl został okrzyknięty „okrutną drwiną”. Kolejne horrendalnie długie przedstawienie Lupy zaskoczyło – to nużące studium samotności i marazmu. – Nie zgadzam się z Kafką i z wyborami jego bohaterów, ale on ma w sobie rodzaj szaleństwa, na który inni pisarze sobie nie pozwalają. Czy potrafilibyśmy Witkacym odpowiedzieć na dzisiejszą rzeczywistość? Zapewne tak, bo wielu artystów coraz częściej po niego sięga. Do tej pory bałem się Kafki jako twórcy skrajnie i radykalnie pesymistycznego – powiedział reżyser w wywiadzie dla culture.pl.

źródło: FB

Skoro tak mówi mistrz, to my chyba też możemy. Nadchodzi czas pesymistycznych klasyków. W STUDIO teatrgaleria w Warszawie Natalia Korczakowska szykuje „Biesy” (wg powieści Dostojewskiego). – Ideologie porządkują świat i dlatego ulegają im ci, którzy nie widzą w nim dla siebie perspektyw. Ludzie są w stanie zrobić wszystko, żeby utrzymać nawet najbardziej absurdalne wizje świata pełnego sensu i bez chaosu. Żyjemy w czasach przejściowych, takich jakie opisywał Dostojewski. Sypie się stary porządek, wchodzimy w epokę, która jest niewiadomą – mówi Korczakowska. W marcu w STUDIO „Kartoteka rozrzucona” w reżyserii Radosława Rychcika (wg Różewicza), w kwietniu „Sen srebrny Salomei” w reżyserii Michała Zadary (dramat Juliusza Słowackiego), a w maju „Żaby” w reżyserii Michała Borczucha. To bez wątpienia najmocniejsze, mroczne, klasyczne petardy, które wybuchną w najbliższym czasie. Renesans przeżywa również recepcja twórczości Josepha Conrada („Ciemności” Moniki Strzępki czy „Lord Jim. Ćwiczenia z czytania powieści Josepha Conrada” Macieja Podstawnego). Młodziutki Jakub Skrzywanek dopiero co wystawił w Poznaniu swojego „Kordiana” z gościnnym udziałem SIKSY.

Tekst: MX

!!! UWAGA KONKURS !!!

Mamy dla Was dwa podwójne zaproszenia do STUDIO teatrgaleria w Warszawie na „Biesy” w reżyserii Natalii Korczakowskiej 1 lutego 2018 roku. Żeby wziąć udział w konkursie napiszcie w komentarzach pod artykułem (tutaj, nie na Facebooku) jaka klasyczna sztuka waszym zdaniem powinna doczekać się współczesnej adaptacji. Macie czas do poniedziałku (29 stycznia), do końca dnia. Powodzenia!

Biesy, STUDIO teatrgaleria, reż. Natalia Korczakowska

TU I TERAZ