Afera Cambridge Analytica. Skandal, który dotyczy każdego, kto korzysta z Facebooka
W ostatnim czasie światem zatrzęsły między innymi takie afery jak Panama i Paradise Papers, które dotyczyły tego w jak wyrachowany sposób ze swoim ogromnym majątkiem obchodzą się elity. Dla większości osób okazały się one bulwersującą, ale jednak abstrakcyjną ciekawostką. Cambridge Analytica znacząco się od nich różni – tym razem na westchnięciu i rozczarowaniu moralną zgnilizną tego, co wokół prawdopodobnie się nie skończy. Wyrosła z brytyjskiego SCL marketingowa firma ze Stanów Zjednoczonych poprzez dostępną na Facebooku aplikację z quizem osobowościowym, wyciągała od osób, które go pobrały (oraz od ich niczego nieświadomych znajomych) prywatne informacje. Następnie wykorzystywała je do wykalkulowanych działań politycznych. To, w przeciwieństwie do Panama Papers, może już dotyczyć każdego z nas.
Niejasna aktywność firmy, którą ze szczególną intensywnością analizuje właśnie Channel 4, „New York Times” i „The Obsever”, dotknęła aż 50 mln użytkowników Facebooka. Choć korporacja Marka Zuckerberga już w 2015 roku zażądała zniszczenia zebranych danych, ostatecznie do tego nie doszło.
Jeszcze większym niepokojem napawa fakt, że dyrektor generalny Cambridge Analytica, Alexander Nix, nie wiedząc, że jest nagrywany, przechwalał się potajemnym wpływem na przebieg ponad 200 wyborów na całym świecie.
W tym choćby w Czechach, Argentynie czy Indiach. CA swój wpływ miała też prawdopodobnie na wybory we Włoszech, na Ukrainie, w Meksyku, Kenii, Brazylii czy Malezji. Nix został już zawieszony, podobnie jak dostęp podejrzanego przedsiębiorstwa do Facebooka.
Nagrania opublikowane we wtorek pokazują między innymi przyznawanie się z satysfakcją do tego, że w działaniach stosowane były fake newsy czy też prowokacje przy współudziale… prostytutek. Kompromitowano też konkretnych kandydatów oraz finansowano kampanie wyborcze w zamian za zapewnienie sobie określonych korzyści. A to najwyraźniej zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Pojawiają się też bardzo kontrowersyjne powiązania z Donaldem Trumpem. Otóż bieżący prezydent Stanów Zjednoczonych korzystał z usług firmy w swojej kampanii i istnieją uzasadnione podejrzenia, że ta jak na tacy wystawiała mu informacje o wyborcach. Na ich podstawie znacznie łatwiej było dobierać konkretne retoryczne sztuczki, by optymalnie wpływać na elektorat i spowodować, że ludzie finalnie oddadzą na Trumpa swój głos. Ponadto wyselekcjonowanych użytkowników karmiono odpowiednio sprofilowanymi reklamami czy podsuwano treści, które pomagały im utwierdzać się w zerojedynkowej, często przekłamanej wizji świata. Cambridge Analytica zastrzega jednak – bo co innego mieliby robić – że dane pozyskane przez Facebooka nie były wykorzystywane do takich celów.
Ciekawy trop, o ile znajdzie potwierdzenie w śledztwie, wyłania się też w związku z Polską. Facebook był integralną częścią prezydenckiej kampanii w Polsce zwieńczonej zwycięstwem Andrzeja Dudy. Także Szkocka Partia Narodowa wykorzystała facebookową kombinację narzędzi do angażowania społeczności i dzięki temu odniosła przytłaczające zwycięstwo – czytamy w Guardianie.
– Nic nie wiem o współpracy z tą firmą. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałem. To jest jakiś fake news. Oczywiście, w czasie kampanii prezydenckiej mój sztab korzystał z Facebooka, wszyscy, którzy się tymi sprawami interesują, o tym wiedzieli. Ja osobiście korzystałem z Twittera, natomiast nic mi na ten temat absolutnie nie wiadomo, żebyśmy my w tym zakresie jakąś szczególną współpracę podjęli z jakąś zagraniczną firmą. Pierwsze słyszę – mówi Andrzej Duda, a wtóruje mu były szef jego internetowej kampanii wyborczej, Paweł Szefernaker, stwierdzając, że te doniesienia to kompletna bzdura.
W trudnej sytuacji jest teraz Mark Zuckerberg, którego imperium bardzo ucierpiało wizerunkowo. Dowodem na to jest między innymi masowa akcja okraszona hashtagiem #deletefacebook. Jeszcze bardziej musi zaś boleć klęska finansowa.
Od 16 do 20 marca Facebook zanotował stratę w wysokości… 49,4 miliarda dolarów – aż 10 proc. wartości na giełdzie – czyli praktycznie po miliardzie na każdy milion wciągniętych nieświadomie w brudną polityczną grę kont.
Oficjalnego stanowiska twórcy społecznościowego giganta jeszcze się nie doczekaliśmy, choć pewnie pojawi się wkrótce, ale z pokładu docierają wieści, że całe kierownictwo jest wściekłe, bo zostało oszukane. Można też zapewne spodziewać się jakiejś ogromnej debaty, a może nawet zmian prawnych, w zakresie ochrony danych w sieci. W związku z całą sytuacją pojawiają się już przecież choćby takie głosy:
It's time for Mr. Zuckerberg and the other CEOs to testify before Congress. The American people deserve answers about social media manipulation in the 2016 election.
— Mark Warner (@MarkWarner) 20 marca 2018
Tekst: WM
Źródła: Huffington Post, Guardian, Quartz, wyborcza.pl