Niewyjaśnione sprawy #4: morderca gejów z Łodzi

Sprawca 7 morderstw nigdy nie został odnaleziony.
.get_the_title().

Seryjni mordercy kojarzą się raczej ze Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza że tamtejsza popkultura szczególnie lubi tego typu krwawe historie. Tymczasem nie jest to wyłącznie amerykański fenomen. W Polsce też mieliśmy podobne przypadki, a takie nazwiska jak Zdzisław Marchwicki, Karol Kot czy Mariusz Trynkiewicz do dziś sprawiają, że niektórym włosy jeżą się na głowie.

Dziś chcemy wam przedstawić najgłośniejszą z nigdy nierozwiązanych zbrodni, które wydarzyły się w naszym kraju. Choć od tych zdarzeń minęło już niemal 30 lat, sprawca nigdy nie został złapany.

Przenosimy się do Łodzi. Jest końcówka lat 80., między akcją 'Hiacynt’, w ramach której Milicja Obywatelska zbierała informacje na temat polskich gejów (szacuje się, że w tym czasie zarejestrowano ponad 11 tys. akt osobowych), a upadkiem łódzkiego przemysłu, który przypadł na początek lat 90. Choć homoseksualizm był wówczas w Polsce legalny (zresztą nie był karany od 1932 roku), nieheteronormatywność nie była dobrze widziana – Łódź końcówki lat 80. była jak najdalsza od radosnej atmosfery parad równości organizowanych w dużych miastach. Mało kto żył jako jawny gej, a mężczyźni spotykali się na tak zwanych pikietach, by uprawiać szybki i anonimowy seks.

Pikiety odbywały się w parkach, lasach czy na dworcach – wtajemniczeni wiedzieli, gdzie trzeba iść. Niekiedy bywalcy pikiet zapraszali także poznane tam osoby do domu. I to właśnie takich mężczyzn upodobał sobie morderca gejów z Łodzi, który ma na koncie 7 ofiar.

Wszystkich zamordowanych mężczyzn poznał na pikiecie, prawdopodobnie obok dworca Łódź Fabryczna.

Do pierwszej zbrodni doszło 19 czerwca 1988 roku. Zamordowany Stefan W. nie cieszył się dobrą opinią sąsiadów, jednak i tak zaniepokoiła ich panująca w jego zazwyczaj imprezowym mieszkaniu cisza. Gdy weszli do mieszkania, znaleźli zwłoki Stefana W. skrępowane przewodem elektrycznym i nieudolnie ukryte pod meblościanką. Mężczyzna zmarł od ciosów nożem. Nieco ponad rok później, 30 lipca 1989, zamordowany został 40-letni Jarek C. Zwłoki także znaleźli sąsiedzi, których uwagę zwrócił nieprzyjemny zapach na klatce schodowej. 40-latek został uduszony, a jego mieszkanie okradzione. Udało się ustalić, że w dniu śmierci był na pikiecie. Historia łódzkiego aktora teatralnego Bogdana J., który zginął 22 listopada tego samego roku, była nieco inna. Wracał on z imprezy ze znajomym, kiedy na przystanku autobusowym spotkał młodego, przystojnego chłopaka. Zaprosił go do domu i zginął. Choć udało się stworzyć portret pamięciowy sprawcy, nie został odnaleziony. I działał dalej. Od 25 lutego 1990 do 11 lipca 1993 roku zabił jeszcze czterech mężczyzn: Andrzeja S., Jakuba M., Jana D. oraz Kazimierza K.

portret pamięciowy sprawcy

Po zabójstwie Andrzeja S. policja potraktowała sprawę na poważnie. Wzięła pod lupę zarówno niemal 270 łódzkich gejów, jak i mężczyzn, którzy byli notowani za kradzieże – podejrzewała bowiem, że sprawcą mogła być osoba, która pod pretekstem stosunku seksualnego dostawała się do mieszkania, które następnie okradała.

Nic dziwnego, bo w większości przypadków schemat działania był podobny.

Jakub M. był jedyną osobą, która nie zginęła z rąk łódzkiego mordercy gejów we własnym domu – mężczyzna został uduszony w parku. W przypadku morderstwa Kazimierza K. wydawało się z kolei, że coś może się udać ustalić. Mężczyzna został uduszony we własnym domu, ale zanim to się wydarzyło, był na imprezie. Jego znajomy przyprowadził tam młodego chłopaka, którego poznał na pikiecie. Chłopak miał na imię Roman i pracował w zakładach 'Eskimo’. Mówił, że mieszka z matką. Po latach policjanci z Archiwum 'X’ skrupulatnie przyjrzeli się sprawie, próbując namierzyć sprawcę na liście pracowników 'Eskimo’. Bezskutecznie. Dlatego też doszli do wniosku, że dane, które podał na imprezie 'Roman’, były zmyślone. Morderstwo Kazimierza K. było ostatnim z serii. Sprawcy do dziś nie udało się zidentyfikować.

Tekst: NS

SURPRISE