Benzyna drożeje, więc Nowa Zelandia zmniejsza ceny biletów na komunikację miejską o połowę
Z pewnością wiecie o tym, że ceny paliw ostatnio wystrzeliły. Wraz z wybuchem wojny w Ukrainie wzrosły bowiem ceny ropy, co bezpośrednio przełożyło się na to, co obserwujemy na stacjach benzynowych. To oczywiście nie jest wyłącznie polski problem. Podobnie sytuacja wygląda nawet w odległej Nowej Zelandii. Obecnie litr benzyny kosztuje tam około 2 dolarów nowozelandzkich (6 zł), czyli o 15 proc. więcej niż na początku roku. – Globalny kryzys energetyczny prędko nas dotknął. Nie możemy kontrolować wojny w Ukrainie ani ciągłej zmienności cen paliw, ale możemy podjąć kroki w celu zmniejszenia wpływu na rodziny w Nowej Zelandii – powiedziała premier kraju Jacinda Ardern.
Premier zapowiedziała, że ceny biletów na komunikację miejską w kraju zostaną w związku z tym obniżone o 50 proc.
Ma to zachęcić obywateli do wybrania innego środka transportu niż prywatny samochód.
– W dłuższej perspektywie musimy sprawić, że nasz system transportowy będzie bardziej odporny i staniemy się mniej podatni na skoki cen benzyny. Ale na razie zmniejszenie o połowę kosztów transportu publicznego zapewni niektórym rodzinom alternatywę dla tankowania – komentuje Ardern. Niższe ceny biletów na komunikację miejską będą początkowo obowiązywać przez trzy miesiące. Po upływie tego czasu projekt może, ale nie musi zostać przedłużony.
To nie tylko świetne rozwiązanie na czasy inflacji – przesiadka z samochodu na autobus to także dobra decyzja w dobie galopującego kryzysu klimatycznego.
To jednak nie jest jedyne rozwiązanie, które wdrożył nowozelandzki rząd, bo obniżył także akcyzę na benzynę i opłaty drogowe o 25 centów za litr.
Zdjęcie główne: Electrive.com
Tekst: NS