Zmiany klimatu zakończą epokę demokracji. Dlaczego nic nie wyniknie z kolejnego szczytu klimatycznego COP29?
Zaczynamy się przyzwyczajać, że kolejne szczyty klimatyczne odbywają się w miejscach dla których wydobycie węglowodorów jest kluczowym elementem gospodarki. Po Dubaju teraz nadszedł czas na stolicę Azerbejdżanu Baku, dla którego produkcja ropy naftowej jest perłą w koronie tamtejszej ekonomii.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że szczyty klimatyczne stały się dla nafciarzy doskonałym narzędziem do greenwashingu.
Akurat teraz, szczyt klimatyczny zbiegł się w czasie z najnowszymi danymi dostarczonymi przez Copernicus Climate Change Service, które pokazują, że październik 2024 roku był najcieplejszym miesiącem w historii pomiarów, ze średnią temperaturą wynoszącą 15,25°C, czyli o 0,80°C powyżej średniej z ostatnich 10 lat. To piętnasty miesiąc w szesnastomiesięcznym okresie, w którym globalna temperatura przekroczyła o 1,5°C poziom sprzed epoki przemysłowej.
Przypomnijmy tutaj, że wzrost temperatury o 1,5°C w porównaniu do epoki przedprzemysłowej jest uważany za punkt krytyczny, po przekroczeniu którego skutki zmian klimatycznych mogą stać się nieodwracalne.
A zatem, skoro działać trzeba już teraz, przyjrzyjmy się bliżej temu, co znajduje się na agendzie obecnego szczytu? A tam same ogólniki. Głównym celem jest ustalenie nowego, zbiorowego celu ilościowego (NCQG) dotyczącego finansowania klimatycznego. Dyskusje skupią się na określeniu wysokości środków, które kraje rozwinięte powinny przeznaczać na wsparcie krajów rozwijających się w walce ze zmianami klimatu.
Prezydencja COP29 opublikowała także teksty dziewięciu deklaracji i zobowiązań, które mają na celu zintensyfikowanie działań klimatycznych.
Dokumenty te dotyczą m.in. rozwoju zielonej energii, redukcji emisji metanu oraz promowania zrównoważonej turystyki. Dyskutowane będą także zobowiązania krajów do zwiększenia ambicji w redukcji emisji, aby osiągnąć cele Porozumienia Paryskiego i ograniczyć globalne ocieplenie do 1,5°C, a w związku z tym dyskusja nad mechanizmami rynkowymi, które umożliwią krajom handel uprawnieniami do emisji – kogo stać, ten będzie truł dalej kosztem biedniejszych. Niestety to z grubsza wszystko. Na koniec jeszcze zdjęcie pamiątkowe i wszyscy rozlecą się do domów prywatnymi samolotami. Ale czy w ogóle uzasadnione jest oczekiwanie czegoś więcej? Na szczytach klimatycznych poszczególne kraje reprezentowane są w większości przez przedstawicieli władzy wyłonionej w demokratycznych wyborach. A w nich, jak pokazują choćby wybory w USA, nie wybiera się tych, którzy zachęcają do rezygnacji z wygód, odmawiania sobie dalekich podróży i chodzenia w jednym swetrze.