Jak mechanika macierzowa Heisenberga mogłaby wzbogacić nasz język

Pojęcie obiektywnej rzeczywistości, która istnieje niezależnie od nas, nie ma uzasadnienia, a właśnie na tej zasadzie zbudowany jest nasz język pojęć.
.get_the_title().

Nasz język, rozwijany w duchu terorii klasycznej okazuje się niewiarygodnie ubogi do opisywania zjawisk kwantowych. Bo jak powiedzieć, że coś jest i czegoś nie ma? Albo powiedzieć komuś, że się kogoś kocha i nie kocha jednocześnie? Wychowywani jesteśmy w duchu nieudolnych prób opisywania kulturowo zakrzywionych stanów a nie procesów.

Pojęcie obiektywnej rzeczywistości, która istnieje niezależnie od nas, nie ma uzasadnienia , a właśnie na tej zasadzie zbudowany jest nasz język pojęć.

W 1925 roku jeden z ojców mechaniki kwantowej Werner Heisenberg stworzył niezwykłą mechanikę macierzową, czyli zupełnie nowy sposób opisywania zjawisk fizycznych, który może mieć zastosowanie także do opisu naszej codzienności. Heisenberg w swojej pracy celowo zrezygnował z prób wizualizacji toru elektronu wokół jądra atomowego, uznając, że nie można mówić o czymś, czego nie da się zaobserwować. Zamiast tego zaproponował, by skupić się wyłącznie na obserwowalnych wielkościach, czyli tych, które da się zmierzyć, a relacje między nimi wyrazić nie przez klasyczne równania ruchu, lecz przez działania na macierzach. Przełomowym momentem było odkrycie, że mnożenie tych macierzy nie jest przemienne, to znaczy, że kolejność ich zastosowania ma znaczenie. Z tego nieprzemiennego charakteru wynika słynna zasada nieoznaczoności Heisenberga: nie da się jednocześnie z dowolną dokładnością określić wartości dwóch wielkości fizycznych, takich jak położenie i pęd. Z jego obserwacji płyną wnioski natury humanistycznej.

W przeciwieństwie do języka klasycznego, opartego na jednoznacznych definicjach i prostych związkach przyczynowo-skutkowych, taki język probabilistyczny uwzględniałby wieloznaczność, zależność od kontekstu, interferencje znaczeń i zmienność perspektyw.

Dobrym przykładem są tu kulturowe narracje jako funkcje falowe społeczeństw. Narracje takie jak wolność, równość, naród, postęp, bezpieczeństwo nie mają jednej „stałej” definicji. W różnych miejscach i czasach przyjmują różne wartości, jakby były amplitudami fali w przestrzeni kulturowej. „Wolność” w USA rezonuje z indywidualizmem, bronią i prawem do własności prywatnej. W Chinach może oznaczać kolektywne bezpieczeństwo i wolność od chaosu. To nie są sprzeczności, to różne lokalne realizacje tej samej „funkcji społecznej”, której znaczenie zależy od punktu obserwacji. Innym przykładem jest pojęcie „rodziny”. W klasycznym języku społecznym rodzina była jednoznaczna – mama, tata, dzieci, trwałość, wspólne nazwisko. Dziś to pojęcie jest w superpozycji wielu form: patchworkowych, jednopłciowych, samotnego rodzicielstwa, wspólnot bezdzietnych, związków opartych na wyborze, a nie na strukturze biologicznej. Przestajemy używać słowa „rodzina” jako twardej kategorii, zamiast tego potrzebujemy języka, który odda rozkład społecznych form życia jako ciągłych, nakładających się możliwości. Podobnie z pojęciem „pracy”. Praca kiedyś oznaczała etat, fizyczne miejsce, obowiązki. Dziś jej znaczenie jest rozmyte: freelancer, nomada cyfrowy, praca emocjonalna, mikrozadania na platformach, bezpłatna opieka, sexworking. W kategoriach macierzowych moglibyśmy mówić, że „praca” to operator, który działa na różne stany tożsamości i zależy od okoliczności – nie da się uchwycić jej pełnego sensu bez znajomości kontekstu. Mechanika macierzowa uczy też, że obserwacja zmienia stan systemu – to znaczy, że nasze pytania, kategorie i ramy interpretacyjne wpływają na to, co dostrzegamy. W świecie humanistycznym oznacza to, że badacz nigdy nie jest „niewidzialny”, a język opisu nie jest przezroczysty. Opisując „kryzys migracyjny”, „ideologię gender” czy „rewolucję technologiczną”, uruchamiamy zestaw operatorów, które wpływają na odbiór i reakcję społeczną. W ten sposób sami tworzymy obserwowane zjawisko.

Nawet pojęcie „prawdy” można potraktować jako kwantowy rozkład.

W zależności od źródła, medium, kontekstu kulturowego, ta sama informacja może być przyjęta jako wiarygodna lub jako fake news. Prawda nie jest już twardym „bytem”, ale amplitudą zaufania w określonej grupie. To nie oznacza, że wszystko jest względne – ale że proces dochodzenia do konsensusu jest bardziej złożony niż zwykłe odwołanie się do faktów. Potrzebujemy języka, który to uwzględnia.

FUTOPIA