Odwiedziliśmy najlepsze miejscówki pokazujące różnorodność katowickiej sceny gastro
Śląska kuchnia kojarzy się z roladą, kluskami i modrą kapustą, a w tradycyjnych śląskich domach na niedzielny łobiod „musi” wjechać też żur i kołocz, czyli ciasto drożdżowe z serem, makiem lub jabłkiem. Jeśli jednak zdecydujemy się zjeść taki obiad poza domem, będziemy mieć niemały problem. W Katowicach lokali serwujących tradycyjną śląską kuchnię jest bowiem naprawdę niewiele. Przybywa za to chętnych, by zjeść w mieście, niekoniecznie regionalnie, ale za to smacznie i w dobrze zaprojektowanym otoczeniu. Szefowie kuchni, którzy na ogólnopolskie wody wypłynęli dzięki popularnym programom telewizyjnym, nie chcą konkurować z babcią o tytuł mistrza rolady, stawiają za to na kuchnię zdrową, sezonową i z wysokiej jakości produktów. Nie zapominają przy tym o tradycji, z której wyrośli.
Wybór katowickich miejscówek wcale nie był prosty, a lista zbyt krótka by pomieścić wszystkie ulubione lokale. Razem z mytaxi odwiedzamy miejsca, pokazując przekrój kulinarny i różnorodność katowickiej sceny gasto.
Cała ulica pachnie chlebem
Zaczynamy oczywiście od śniadania. Żeby ten pierwszy posiłek był udany, trzeba mieć przede wszystkim dobre pieczywo. Szukamy więc chleba z chrupiącą skórką i miękkim wnętrzem, który zamoczymy w maśle. Pszenne i żytnie pieczywo na zakwasie, prawdopodobnie jeszcze ciepłe, dostaniemy w piekarni Rother&Hebda przy ul. Karłowicza 16. Trafimy tam z zamkniętymi oczami, bo na całej ulicy pachnie świeżo pieczonym chlebem. Półki uginają się pod ciężarem bochenków, które dopiero co wyszły z zabytkowego pieca ceglanego. To rodzinny biznes, który działa od 40 lat, choć sam piec lat ma ponad 140. Dostaniemy tam makowiec i sernik z brzoskwinią, który zniknie do ostatniego okruszka. Jeśli zdecydujemy się na śniadanie w lokalu, prawdopodobnie pieczywo, które nam zaserwują, będzie wypieczone w Rother&Hebda. Całe miasto zakochało się w wypiekach tej katowickiej rodziny.
Nie ma nic lepszego niż aromatyczna kawa w słoneczny poranek.
Ruszamy więc do Kociego Zaułka przy ul. Damrota 6, czyli pierwszej katowickiej kawiarni zamieszkanej przez koty. Jest rudy Pablo i czarno-biała Milka, a Topcia i Topik świętują właśnie pierwsze urodziny. To miejsce powstało z miłości do kotów. Tutaj napijemy się kawy i zjemy ciacho, ale też pogłaskamy któregoś z kilkunastu futrzaków. Żeby koty czuły się swobodnie, na ścianach wiszą półki i drapaki, są też meble z palet i łóżeczka dla zwierzaków. Bo tutaj najważniejsze są właśnie one.
Pierwszy fast food i ekspres do kawy
Zatrzymujemy się przy ul. Kościuszki 45, gdzie działała przed wojną „Krystynka”, wiedeńska kawiarnia z pierwszym w Katowicach ekspresem do kawy. Agata Borowczyk, która po kilku latach wróciła z Wiednia i wynajęła ten nieczynny od lat lokal, nawiązała do tradycji miejsca. Tak powstała „Krystynka wraca z Wiednia” z wiedeńskim klimatem i austriacką kawą Julius Meinl. Zjemy tu śniadanie z kiełbaskami i jajkami po wiedeńsku, Wiener Schnitzel na obiad, na na deser każdego dnia serwowane jest inne ciasto.
Lubimy miejsca prawdziwe i tradycyjne, w których czuć ducha dawnych czasów, a ludzie odwiedzają je z sentymentem i ze łzami w oczach. Tak jest w Barze pod 4 przy ul. Kochanowskiego 4. Pani Anna od 38 lat serwuje tu zapiekanki i pamięta gigantyczne kolejki jakie ustawiały się po ten pierwszy katowicki fast food. Zapiekanka musi mieć jajko i być posypana szczypiorkiem oraz słodką papryką. Wielu katowiczan dobrze zna smak tej potrawy, jednak lokal powoli zaczął popadać w zapomnienie.
Z marazmu wyrwał go Street Art Festiwal, a artysta Paweł Ryżko odświeżył wnętrze baru i powiesił piękny neon przed wejściem.
Wsiadamy w mytaxi i jedziemy na Nikiszowiec. Obiad zjemy w śląskim stylu, bo Śląska Prohibicja to kolejne miejsce, które z szacunkiem podchodzi do lokalnej tradycji. W dawnym domu noclegowym dla samotnych górników, w minioną Barbórkę, otwarto lokal nawiązujący klimatem do lat 20. Szefową kuchni jest tu Magdalena Nowaczewska, zwyciężczyni 5. edycji programu MasterChef. W menu pojawia się tradycyjny żur, ale też krem z białych korzeni, rolada wołowa i sandacz z rakiem. W spiżarce znajdziemy przetwory, konfitury i powidła. Ważnym miejscem w Śląskiej Prohibicji jest scena. Regularnie odbywają się tu występy muzyczne i estradowe, a lada moment posłuchamy koncertu jazzowego kwartetu Franka McComba.
Po libańsku, wegetariańsko i domowo
Wracamy do centrum Katowic. Mamy ochotę na egzotyczną przekąskę, więc zatrzymujemy się na roku ulic Mariackiej i Francuskiej. Tam od niedawna działa Nabil. To nazwa lokalu, imię ojca właścicielki i Liban czytany od tyłu. Właśnie z Libanu pochodzi prawnik, który 27 lat temu przyjechał do Polski. Dziś pomaga prowadzić wegańską knajpkę córce Pameli, gdzie zjemy falafele według oryginalnej, libańskiej receptury. Kotlety lądują w tortilli z marynowaną rzepą, kiszonym ogórkiem, pomidorem i rzodkiewką, a całość polana jest sosem z tahini. W menu znajdziemy także hummus i popularny w krajach arabskich zatar.
Nabil wita gości, podaje rękę, zamyka za nimi drzwi, każdemu życzy smacznego. Jest naprawdę smacznie, a wschodnia gościnność zachęca do powrotów.
Gościnnie, przyjaźnie i przede wszystkim smacznie jest też w Rybce, czyli najsłynniejszej polskiej spółdzielni socjalnej. Kilka lat temu stołował się tu ówczesny premier Donald Tusk. Docenił domową kuchnię przygotowaną przez osoby bezrobotne i niepełnosprawne. Cała ekipa Rybki wkłada serce w potrawy, które przygotowuje. Dużo musieli się nauczyć, ale dziś gotowanie to ich największa pasja. Cieszą się, kiedy klient pochwali, a najbardziej – kiedy wróci. Pracownicy mają motywację, nie siedzą w domu, wychodzą do ludzi i obiad przygotowują, jak potrafią najlepiej. Pierwsza siedziba Rybki na Giszowcu przechodzi właśnie remont, ale domowe obiady zjemy w bistro zlokalizowanym w siedzibie Telewizji Katowice. Zupa cebulowa z grzankami to mistrzostwo świata, ale to żur według receptury pani Gabrieli z Nikiszowca przyciąga do Rybki.
Parkujemy na Tylnej Mariackiej i idziemy w stronę Złotego Osła. Nie warto się spieszyć. I tak postoimy w długiej kolejce, a potem poczekamy na wolny stolik. Bo Złoty Osioł to legenda wśród knajp wegetariańskich. Zza szyby kusi curry hinduskie z ziemniakami i kalafiorem, ciecierzyca po marokańsku z ryżem jaśminowym i tortilla meksykańska z pastą z czerwonej fasoli. Do tego nakładamy kopiec świeżych surówek i popijamy kompotem imbirowym. A to wszystko za kilkanaście polskich złotych. Chyba każdy katowiczanin przynajmniej raz w życiu zjadł obiad w Złotym Ośle. Albo kolację, bo lokal jest czynny do godz. 22.
A skoro zastał nas wieczór to pora zwilżyć gardło. Cała ulica Mariacka płynie procentami i spowita jest mgłą papierosowego dymu. To tutaj skupia się nocne życie, a w barach, bistro i lokalach z piwem rzemieślniczym trudno o wolne miejsce. Podjeżdżamy więc z mytaxi kawałek dalej, na Plac Sejmu Śląskiego. Siadamy w wygodnej kanapie JazzClubu Hipnoza i zamawiamy słynne już zapiekanki z makaronem. Półmrok rozświetlają neony, a z głośników sączy się jazz. Przez klub w ciągu 16 lat jego działalności przewinęły się tysiące studentów polonistyki i kulturoznawstwa. A wieczorami bywali tu miłośnicy jazzu i elektroniki.
Na ścianach podpisy złożyli wielcy muzycy, którzy koncertowali w Hipnozie, wśród nich Amon Tobin, Bonobo, Luomo, Ravi Coltrane, Herbie Hancock i Woody Allen.
Dziś, lata świetności Hipnoza ma już za sobą, ale ciągle czuć w niej klimat nowojorskich klubów i wielkich wydarzeń.
Na katowickiej mapie kulinarnej widać bogactwo i różnorodność. Jeśli ktoś marzy o roladzie wołowej, znajdzie ją. Młodzi Ślązacy częściej szukają jednak dobrego i sezonowego jedzenia, podanego w uczciwych porcjach i za rozsądną cenę. Takich miejsc tutaj nie brakuje. Śląsk to tradycja i ona widoczna jest w nowoczesnych lokalach. Jeden dzień to za mało, żeby objechać najlepsze miejscówki gastro. Ciągle przybywają bowiem nowe miejsca, ale warto też pamiętać o klasykach, które starsi katowiczanie wspominają z rozrzewnieniem i sentymentem.
Tekst: MD
mytaxi to pierwsza aplikacja łącząca pasażerów z kierowcami taksówek. Usługa działa w 70 miastach na świecie, w tym także w Polsce – w Warszawie, Krakowie, Trójmieście i na Śląsku.