Kanye chce być biały

„To, czego szuka Kanye West jest tym samym, czego szukał Michael Jackson – wyzwoleniem spod dyktatu tego >my<” – pisze Coates
.get_the_title().

Kiedy w połowie kwietnia Kanye West powrócił na Twittera po niemal 10-miesięcznej nieobecności, mało kto mógł chyba przypuszczać, że sprawy przyjmą taki obrót. Tweety publikowane z niezwykłą częstotliwością zdaniem rapera miały być jego rozprawą filozoficzną, jednak w rzeczywistości były to raczej bełkotliwe złote myśli (zresztą już wtedy wybraliśmy dla was 10 perełek).

Na tym się niestety nie skończyło. W następnej kolejności Kanye zamieścił na Twitterze zdjęcie przedstawiające charakterystyczną czerwoną czapkę z napisem „Make America Great Again” opatrzoną autografem rapera oraz wyznał, że nie tylko popiera, ale też kocha Donalda Trupa. W odpowiedzi obecny prezydent Stanów Zjednoczonych opublikował tweeta, w którym dziękuje mu za ciepłe słowa. Po tych wydarzeniach West stracił 9 mln followersów, co najwyraźniej nie dało mu jednak do myślenia.

W zeszłym tygodniu Kanye West udzielił w siedzibie TMZ wywiadu, przez który wiele osób uznało, że raper doszczętnie stracił kontakt z rzeczywistością (choć na YouTubie nie brakuje też komentarzy dotyczących tego, że wreszcie otworzyło mu się trzecie oko, ale tę koncepcję odłóżmy może na bok). W półgodzinnej rozmowie postanowił się między innymi podzielić swoimi przemyśleniami dotyczącymi niewolnictwa. – Słyszysz o 400 latach niewolnictwa. 400 lat? To brzmi jak wybór – powiedział raper, nerwowo się śmiejąc i rozglądając się na boki w poszukiwaniu poparcia wśród zebranych w redakcji osób. Nietrudno się jednak domyślić, że go nie znalazł. – Myślę, że za tym, co teraz robisz nie stoi żadna myśl. Kanye, możesz mieć swoje opinie i swoje przemyślenia, ale za tym, co mówisz idą fakty i prawdziwe konsekwencje. Podczas gdy ty robisz muzykę, jesteś artystą i żyjesz życiem, na które zarobiłeś będąc geniuszem, reszta z nas musi radzić sobie z tym, że nasze życie jest zagrożone, musi radzić sobie z marginalizacją płynącą z 400 lat niewolnictwa, o którym mówisz, że było dla naszych ludzi wyborem – odpowiedział mu natychmiast Van Lathan z ekipy TMZ, dodając, że rozczarowuje go to, w co zmienił się Kanye.

Van Lathan nie był jedyną osobą, która skrytykowała rapera za te słowa. Skomentował je Snoop Dogg, Jordan Peele, Trevor Noah z „The Daily Show” czy obsada serialu „Dear White People”. Teraz dołączył do nich amerykański pisarz Ta-Nehisi Coates, który opublikowanym na łamach „The Atlantic” eseju „I’m not black, I’m Kanye” rozprawia się z raperem. Coates znany jest za oceanem jako autor, który idzie w ślady Jamesa Baldwina i w swoich błyskotliwych esejach podejmuje tematy dotyczące niesprawiedliwości społecznych dotykających czarnoskórą część amerykańskiego społeczeństwa. Tytuł jego najnowszego tekstu odsyła do rzekomo wypowiedzianych przez O.J.’a Simpsona słów, które miały być dowodem na to, że futbolista dystansuje się od swojej rasy. Apokryficzne czy nie, zdanie trafiło jednak do popkultury i pojawiło się w pierwszym sezonie serialu „American Crime Story”, który dokumentuje nie tylko głośny proces Simpsona oskarżonego o zabicie byłej żony i jej kochanka, ale też pokazuje futbolistę jako osobę, która w momencie zrobienia kariery zaczęła się dystansować od czarnej części amerykańskiego społeczeństwa oraz jej problemów. Podobną figurą staje się dla Coatesa Michael Jackson, którego operacje plastyczne były kiedyś tak głośnym tematem, że chyba nikomu nie trzeba o nich przypominać. „To, czego szuka Kanye West jest tym samym, czego szukał Michael Jackson – wyzwoleniem spod dyktatu tego >my<” – pisze Coates, mając na myśli wypowiadanie się w imieniu całej społeczności. Bo Westa i Jacksona łączy jeszcze jedno, a mianowicie strefa wpływów. Obaj są podziwiani jako popularni artyści (nie ma chyba dnia, aby ktoś nie nazwał Kanye „geniuszem”), którzy zrobili wielką karierę pomimo koloru swej skóry, a ich wzloty i upadki natychmiast odnotowywane są przez całą afroamerykańską społeczność. „ Michael Jackson mógł pragnąć bycia białym, ale nie był sam. Była tam reszta z nas, urodzona, tak jak on, w błocie tego kraju, urodzona na Dnie. Wiedzieliśmy, że jesteśmy do niego przywiązani, że jego fizyczne zniszczenie było naszym fizycznym zniszczeniem, bo jeśli czarny Bóg, który sprawił, że zombie zatańczyły, który prowadził wielkie wojny, który przemienił kamień w światło nie mógł być piękny we własnych oczach, to jaka jest nadzieja dla nas – śmiertelników, dzieci – że kiedykolwiek uciekniemy przed tym, czego nas nauczyli, że uciekniemy przed tym, co mówią o naszych ustach, włosach, skórze, jaką mamy nadzieję na ucieczkę z tego błota?” – pisze Coates.

Ta-Nehisi Coates / żródło: The Intercept

Jest jeszcze jedna osoba, którą, zdaniem Coatesa, przypomina Kanye. To Donald Trup. Nieprzypadkowo, bo sam Kanye powiedział, że to właśnie Trump – nie Barack Obama – był osobą, dzięki której uwierzył, że któregoś dnia mógłby zostać prezydentem. Tym, co ich łączy – jak tłumaczy Coates – jest nie tylko olbrzymi narcyzm, któremu każdy z nich dał wyraz wielokrotnie, ale też ignorancja. Kanye uważa się za wolnomyśliciela, podczas gdy w rzeczywistości jego grafomańskie bon moty mogą być dowodem na to, że odkleił się od rzeczywistości (wiele korzyści wyciągnąłby z pewnością z korepetycji u dzieci Willa Smitha i przeczytania raz na jakiś czas czegoś oprócz własnych tweetów). W wywiadzie dla TMZ podkreślił, że tym, co podoba mu się u Trumpa są świetne ulgi dla biznesu. Całkowicie zignorował natomiast jego rasizm. Warto przypomnieć, że swymi rasistowskimi poglądami Trup dzielił się z publiką już w latach osiemdziesiątych, a obecnie kontynuuje poprzez swoje decyzje polityczne i oświadczenia (jak potępianie przemocy „po wielu stronach” w Charlottesville). W swojej ostatniej książce, „We Were Eight Years In Power” Coates nazwał zresztą Trumpa „pierwszym białym prezydentem”, tłumacząc, że cała jego polityka ufundowana jest na negowaniu dokonań i samego faktu istnienia Baracka Obamy. Dla dużej części ludzi to nie ulgi dla biznesu są najważniejszym aspektem polityki Trupa, a stawanie po stronie białej supremacji. I właśnie dlatego w jednej chwili Kanye stracił 9 mln followerów.

Nie jest więc tak, że nie należy się przejmować tym, co mówią celebryci. Oczywiście nie wszystkie ignoranckie, bezmyślne czy głupie wypowiedzi są równie ważne i warte naszego czasu – jednak niektóre z nich mogą być zwyczajnie szkodliwe. Tak jest w przypadku Westa. To nie jest akt subwersji, którego dopuścił się Kanye – i kilku raperów przed nim – wkładając pięć lat temu kurtkę z flagą Konfederacji w akcie przywłaszczenia i odmieniania znaczenia tego rasistowskiego symbolu. W tej sytuacji jego komentarze nie tylko obrażają społeczność, która powinna być mu bliska i przekłamują historię – dają też oręż do ręki różnej maści alt-rightowcom i czynią z niego rzecznika ich poglądów.

Tekst: Natalia Suszczyńska

TU I TERAZ