5 powodów dla których warto obejrzeć „Rojst”, pierwszy polski serial ShowMaxa
„Rojst” to autorska produkcja Kaspra Bajona i Jana Holoubka. Dlaczego ten serial to potencjalny hit? Ma w sobie wszystko, co lubimy w polskich produkcjach kryminalnych – coś starego, coś nowego, coś pożyczonego i coś niebieskiego. Prawie jak panna młoda w dniu ślubu. Jednak oglądając „Rojst” raczej nie będziemy się weselić.
1. Małe miasteczko w południowo-zachodniej Polsce lat 80. XX wieku
Wielbiciele polskich kryminałów wiedzą, że PRL to epoka wielkiego potencjału, jeśli chodzi o śledztwo milicyjne i specyficzny klimat tamtych czasów. Nie bez powodu do dzisiaj serialem kultowym pozostaje „07 zgłoś się”, a porucznik Borewicz to jeden z najbardziej wyrazistych bohaterów polskiej telewizji.
Dlatego też wiadomość o tym, że ShowMax zdecydował się na realizację serialu kryminalnego, którego akcja toczy się w latach 80. brzmiała szczególnie zachęcająco.
„Rojst” dzieje się w bliżej niesprecyzowanym małym miasteczko na południowym zachodzie Polski. Nie wiemy dokładnie, który to rok, ale można się domyślić, że stan wojenny już się zakończył (najprawdopodobniej jest 1984).
Miasteczko wygląda jak idealnie skrojone do kryminału. Nie za małe, nie za duże, działa tu lokalna gazeta, jest hotel z codziennymi dancingami, są lokalni działacze partyjni, którzy trzymają w garści całe miasto, są znudzeni milicjanci nie mający wpływu na rzetelny przebieg śledztwa. Jest też rzeźnia i dość realistycznie odtworzony proceder wyłapywania trzody chlewnej do uboju (ostrzegamy osoby unikające takich „widoczków”).
W pierwszym odcinku pracownica wspomnianej rzeźni będąc na spacerze z psem i wędrując po zalesionej okolicy, znajduje zwłoki dziewczyny. Okazuje się, że ofiara to znana prostytutka, z której usług korzystali lokalni notable.
2. Zbrodnia i dziennikarskie śledztwo
W tym miejscu do akcji wkraczają nasi bohaterowie, czyli znany dziennikarz Witold Wanycz (w tej roli świetny Andrzej Seweryn) i Piotr Zarzycki (Dawid Ogrodnik). Jeśli obawiacie się, że dostaniecie zgrany zestaw typów, czyli dojrzały i uczciwy dziennikarz walczący o prawdę, który uczy swojego następcę, to możecie odetchnąć z ulgą.
Wanycz jest dosyć nieprzyjemnym odludkiem myślącym jedynie o tym, żeby jak najszybciej wyjechać z kraju i mieć święty spokój. Dobrze zna zasady gry, czyli wie, że nie można zadrzeć z prokuratorem przekazującym wytyczne do artykułu, z milicją i przedstawicielami PZPR. Jego postawa i dawka „tumiwisizmu” irytuje młodego Zarzyckiego, który chciałby szkolić warsztat dziennikarski u trochę bardziej rzetelnych dziennikarzy.
Każdy ma tu swoje racje – Wanycz jest zmęczony walką z władzą (wiemy, że ma w otoczeniu opozycjonistów, ale nie wiemy póki co, czy sam się w nią też angażował) i ma swoje osobiste powody, żeby wyjechać raz na zawsze. Zarzycki, mimo że pochodzi z uprzywilejowanej rodziny działaczy partyjnych, chce pracować na swoje nazwisko sam i, jak twierdzi, bez wsparcia ojca.
Ewidentnie coś też ukrywa, ale chodzi tutaj bardziej o problemy osobiste, a nie jakąś działalność „wywrotową” celem obalenia systemu.
Mimo że ma fajną i wyrozumiałą żonę (w roli Teresy występuje Zofia Wichłacz), z którą oczekuje pierwszego dziecka, to oczywiście już pracuje na to, żeby ten związek zniszczyć (ukrywa szczegóły pracy, wynajmuje pokój w podejrzanej okolicy i nie wiemy właściwie, czy chodzi mu tylko o to, żeby przepytać świadków morderstwa).
3. Dancingi, kurtyzany, knajpiane menu i takiż repertuar
„Rojst” nie byłby w pełni serialem retro, gdyby nie lokalny hotel z dancingami, kurtyzany przysiadające się do majętnych gości, ich świetne stylówki (drobne loki, cekiny, mocne makijaże). W restauracji hotelowej nie może zabraknąć podejrzanych typów, biznesmenów wyglądających jak Piotr Fronczewski, który także występuje w serialu i dodaje mu tego wyjątkowego klimatu rodem z „07 zgłoś się”, gdzie aktor także występował i to w kilku różnych rolach.
W pierwszych odcinkach słyszymy „Wszystko, czego dziś chcę” w oryginalnym wykonaniu Izabeli Trojanowskiej.
4. Zdjęcia, scenariusz i reżyseria
Reżyserem i współautorem scenariusza, napisanego razem z Kasprem Bajonem, jest Jan Holoubek, a operatorem Bartek Kaczmarek. Pierwsze odcinki brzmią i wyglądają na tyle dobrze, że można z optymizmem wyczekiwać kolejnych, wierząc, że w końcu pojawił się dobry polski serial kryminalny na miarę naszych czasów.
Godna szczególnej uwagi jest świetnie zrealizowana scena wizji lokalnej.
W ostatnich latach pojawiło się kilka tytułów godnych uwagi, ale nie zawsze wystarczyło potencjału na kolejne sezony (miażdżąca krytyka dotknęła drugi sezon „Belfra”, z kolei wysoko oceniana „Wataha” bardzo długo kazała nam czekać na kolejny sezon i wciąż nie wiemy, kiedy i czy w ogóle pojawi się pomysł na trzecią odsłonę).
5. Retro klimat w doborowej obsadzie
„Rojst” (tytuł oznacza rodzaj bagna, z którego trudno się wydostać) od pierwszych ujęć dba o uwiarygodnienie dekady lat 80. Dlatego w mieszkaniu dziennikarza znajdują się meble i sprzęty domowe świadczące o jego wysokim statusie majątkowym, z kolei okolice miejscowej rzeźni wyglądają nieco obskurnie i jak twierdzą bohaterowie – pachną też dość uciążliwie. Wszystko to oczywiście podane jest w ładnej ramce „retro”, ale nie zmienia to faktu, że serial nie odstrasza zdjęciami ani sztucznymi dialogami, co jest przecież zwyczajową bolączką polskich produkcji.
Seweryn, Ogrodnik i Wichłacz wypadają na tyle przekonująco, że chcemy poznać ciąg dalszy historii podwójnego morderstwa zamiatanego pod dywan, jak i samobójstwa dwójki nastolatków. Jak widać w tym miasteczku trup ściele się gęsto.
Coś starego – epoka PRL-u, coś nowego – świetna realizacja i dobre dialogi, coś pożyczonego – piosenka Izabeli Trojanowskiej, a coś niebieskiego – mroczny bagnisty zakątek ze zbiornikiem wodnym, w pobliżu którego dochodzi do morderstw. Wszystko się zgadza!
Premiera serialu 19 sierpnia na platformie ShowMax. Pierwszy sezon składa się z pięciu odcinków.
Tekst: MM