Prawie połowa Amerykanów przyznaje się do płakania w pracy i opuszczenia przynajmniej jednego dnia ze względu na odczuwany stres

A wy płaczecie na zakładzie, czy dopiero w domu?
.get_the_title().

O ile nie udało ci się dostać jednej z tych fuch: Color Explorera, testera czekolady lub osoby nic nierobiącej przez cały dzień, jest duże prawdopodobieństwo, że w twojej pracy nie zawsze jest pięknie i cudownie. I to tak naprawdę niezależnie od tego, czy pracujesz w korpo, prowadzisz własną firmę, czy jesteś freelnacerem. Zawsze i wszędzie może zdarzyć się kryzys. A wtedy potrafią polecieć łzy.

via GIPHY

Ale żarty na bok – w dzisiejszych czasach wychodzimy ze schematycznego myślenia, że płakać będzie tylko pani Agatka, który jest jakoś podejrzanie „rozedrgana emocjonalnie” czy pan Marek, który nie umie przyjąć konstruktywnej krytyki i płakał też na „Transformersach”.

Dziś już wiemy, że chroniczny stres w pracy może prowadzić nie tylko do znacznego pogorszenia naszego nastroju, ale i zaburzeń oraz chorób psychicznych. Dlatego tego typu sytuacji nie można bagatelizować, wstydzić się ich czy pozwalać na to, żeby były na porządku dziennym.

Źródło: Sidney Sims/Unsplash

Zwłaszcza że za oceanem zbadano ten temat i wyniki sprawiają, że specjaliści biją na alarm. Firma Ginger, oferująca usługi opieki zdrowotnej skupionej na zdrowiu psychicznym, przebadała 1200 pracowników. A żeby mieć pewność, że na ich samopoczucie nie wpływają po prostu słabe warunki umowy, do badania wybrano osoby zatrudnione na pełen etat, którym pracodawca zapewnia wszelkie standardowe benefity.

via GIPHY

Aż 83 proc. ankietowanych zadeklarowało, że stres w pracy jest dla nich codziennością. Wśród nich aż 16 proc., wśród których znalazło się najwięcej osób zarabiających niedużo, pochodzących z mocno zaludnionych terenów i będących przedstawicielami pokolenia Z, określiło jego poziom jako „ekstremalny”.

Źródło: Zhu Liang/Unsplash

Nie mówimy więc już tu o stresie, którego poziom może wydawać się w jakiś sposób normalny albo „pozytywnie motywujący”. Wpływa on bowiem negatywnie na samopoczucie – zarówno psychiczne, jak i fizyczne – co potwierdziło aż 81 proc. członków badanej grupy.

Sytuacja staje się poważna do tego stopnia, że 50 proc. przyznaje, że opuściło przynajmniej jeden dzień pracy właśnie z powodu związanego z nią stresu.

Ppołowa przebadanych Amerykanów ujawniła również, że płakała w pracy. W tej grupie przeważają panie, ale jest w niej aż 37 procent mężczyzn.

Źródło: Tom Pumford/Unsplash

Sytuacja wygląda mało optymistycznie. Światełkiem w tunelu jest jednak fakt, że coraz więcej osób nie wstydzi i nie boi się zgłaszać po pomoc, kiedy sprawy zajdą już za daleko i stres, przemęczenie oraz wypalenie zawodowe doprowadzą do zaburzeń nastrojów czy nawet depresji. Specjaliści zwracają jednak uwagę na fakt, że dostęp do leczenia zdrowia psychicznego jest wciąż nieproporcjonalny do zapotrzebowania na tę usługę.

W Polsce sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Kiedy lekarze oficjalnie i głośno mówią o tym, że system psychiatrycznej opieki zdrowotnej przeżywa kryzys, z roku na rok wzrasta ilość osób biorących L4 ze względu właśnie na choroby psychiczne, w ogromnej mierze powodowane stresem, tempem życia, przemęczeniem. Co roku przybywa aż kilka milionów Polaków szukających pomocy.

Pracodawców często ten fakt dziwi – lekarzy już nie. Wiedzą, że choroby psychiczne to choroby cywilizacyjne i ich wzrost jest międzynarodową tendencją.

Idealnie byłoby, gdyby większy nacisk kładziono na zapobieganie sytuacjom prowadzącym do stresu, płaczu i wypalenia, zamiast leczenia stawiając na profilaktykę. Niestety doszliśmy do punktu, w którym taka sytuacja oznaczałaby konieczność totalnej rewolucji w naszych miejscach pracy i w trybie życia. Monitorujcie więc swoje zdrowie, nastroje i emocje, a kiedy jest taka potrzeba – zgłoście się po pomoc. Maj jest miesiącem świadomości zdrowia psychicznego, więc bądźmy świadomi, jak to wygląda u nas!

Zdjęcie główne: „Podziemny krąg” (1999)
Tekst: Kinga Dembińska

TU I TERAZ