W Indiach kwitnie „slumming”. Bombajskie slumsy przebiły popularnością na TripAdvisor nawet Taj Mahal
Na pewno wśród podróżników są tacy, którzy zawsze zbaczali z turystycznych tras, żeby zobaczyć prawdziwe życie danego miasta – nieważne jak brudne, biedne czy nawet niebezpieczne by ono nie było. Chęć poznania niepowtarzalnej kultury, przesiąknięcia lokalnym klimatem czy odbycia chwili rozmowy z tubylcami ma dla nich większą wartość niż wszelkie topowe atrakcje. Okazuje się, że coraz więcej osób ma ochotę na takie doznania.
Jeszcze 5 lat temu nie znaleźlibyśmy ich pewnie w żadnym turystycznym przewodniku. A teraz są gdzieś na szczycie listy TripAdvisor’s Traveller’s Choice Awards.
Tak jest w przypadku wycieczek do Dharavi, największego slumsu Azji, który mieści się w Bombaju, a zamieszkuje go ponad milion osób.
Wycieczki do tego miejsca biją ostatnimi czasy rekordy popularności, a firmy je organizujące – tak, tak, to już sprawnie działająca maszyna do robienia pieniędzy – zacierają ręce.
Gdy coś staje się turystyczną atrakcją, łącząc się przy tym z wchodzeniem ludziom w życie – często smutne, ale przede wszystkim całkowicie prywatne – rodzi się myśl, że tak być nie powinno, a każdy, kto bierze udział w tym procederze zasługuje na moralne potępienie. Gdy jednak głębiej się nad tym zastanowić, można dostrzec w tym doświadczeniu sens. A to, czy zostanie on odnaleziony również tam, na miejscu zależy już od turystów, czyli od nas samych.
Wśród zwiedzających na pewno znajdą się osoby, które cykną fotkę, dodadzą ckliwy tekst, wrzucą zdjęcie na insta, wrócą do hotelu z opcją all inclusive i będą się napawać ilością zebranych lajków. Dla nich całe to doświadczenie zamknie się w tej liczbie, a Dharavi będzie po prostu odhaczonym punktem na liście indyjskich atrakcji.
Na szczęście jest też gros osób, które zawiedzie tam coś więcej niż lans czy niezdrowa ciekawość.
„Być w Bombaju i nie zobaczyć Dharavi to być w Indiach, ale ich nie chcieć poznać. (…) Jest to miejsce, które już na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Tylko tam można doświadczyć tyle skrajnych emocji” – czytamy recenzję turystki z Polski na stronie TripAdvisor.com. – „Miejsce to na pewno budzi szacunek… Szacunek do żyjących tam ludzi. W skrajnej biedzie i w koszmarnych warunkach sanitarnych żyją ludzie, którzy swoją ciężką pracą za grosze próbują utrzymać swoje rodziny. Szacunek budzi ich zaangażowanie w pracy oraz pogodzenie się z tak ciężkim życiem. Jest to ich dom i odwiedzając to miejsce pamiętaj o tym, że oni Cię w tym domu goszczą.” I to jest właśnie to drugie podejście do zwiedzania, które potrafimy zrozumieć.
Slumsy i bieda są niestety nieodzowną częścią Indii i nie powinno się na to zamykać oczu.
Według portalu podróżniczego TripSaavy tego typu wycieczki przynoszą wiele dobrego dla obu stron – mieszkańców slumsu i zwiedzających. Choć nie da się ukryć, że wśród tych drugich wzbudzają one zapewne dużo więcej emocji. Hindusi żyją tam po prostu swoim życiem. Dzięki popularności takiej atrakcji osiągnąć mogą jednak pokazać światu, że da się stworzyć jakąś przyzwoitą normalność, mimo totalnie niesprzyjających warunków. Kosztować to będzie wiele wysiłku, ale da się. Turyści dzięki wizycie w slumsie będą mieć pełen obraz miasta – czy nawet Indii – i przekonają się na własne oczy, jak to wszystko naprawdę wygląda. Wizja nędzy i rozpaczy kojarząca się z takimi miejscami, a powielana chociażby w filmach, nie musi pokrywać się z rzeczywistością. TripSaavy twierdzi, że każdy, kto myśli, że będzie to po prostu zaglądanie w okna ludziom biednym, mającym mniej szczęścia w życiu niż my – mocno się zdziwi.
W Dharavi ma nas zaskoczyć to, jak prężnie, jak na te warunki, działają tam chociażby knajpki z jedzeniem czy różne punkty usługowe.
Krawcy, kaletnicy, handlarze ubraniami, kucharze – ci ludzie udają się codziennie do pracy, usiłując zarobić na życie jak każdy z nas.
Co więcej – ponad 722 malutkich firm i warsztatów zajmuje się tam recyklingiem – przetwarzaniem i odzyskiem plastiku. Może więc z takiej wycieczki moglibyśmy wynieść niezłą dawkę wiedzy?
Wychodzi więc na to, że slumming to niekoniecznie tylko zjawisko i trend, a raczej stan umysłu. Jeśli jedziesz mocno przekonany o swojej wyższości, wynikającej z lepszego statusu materialnego, chcesz sobie pooglądać na żywo to, co niezdrowo cię fascynuje, patrzysz, ale nie widzisz – to lepiej zostań w domu i daj ludziom żyć swoim życiem.
Zdjęcie główne: Instagram @nc_stuidio_christo
Tekst: Kinga Dembińska