Druga fala zachorowań w Singapurze po złagodzeniu restrykcji. Skąd się wzięła?

Sukcesy Singapuru w walce z pandemią dawały innym krajom nadzieję, że podejmowane środki mogą być skuteczne i ostateczne. Tymczasem wczoraj zanotowano tam rekordową liczbę nowych zarażeń. Co poszło nie tak i czego (znowu) możemy nauczyć się od Singapuru?
.get_the_title().

Singapur był jednym z pierwszych krajów dotkniętych epidemią COVID-19, kiedy w styczniu wirus zaczął rozprzestrzeniać się poza granicami Chin. Trochę ponad miesiąc później, gdy pandemia opanowywała Europę, Singapur wydawał się wychodzić z tego pojedynku obronną ręką. Krzywa nowych zarażeń wyglądała obiecująco, władze były chwalone za rygorystyczny, ale skuteczny program śledzenia kontaktów między obywatelami, który pozwalał na szybką identyfikację klastrów lokalnej transmisji. Mimo że władze Singapuru nie mogły uczyć się z doświadczeń innych krajów, reagowały na bieżąco. Opracowały skuteczne sposoby informowania i ostrzegania mieszkańców. Podczas gdy wiele innych krajów wprowadziło blokady i nakazało obywatelom pozostanie w domu, Singapur opierał się agresywnym środkom blokującym, polegając na inwigilacji, kwarantannie i dystansie społecznym – środkach z założenia łagodniejszych dla ekonomii. To przyniosło rezultaty – przynajmniej na pewien czas. Podczas całych tygodni minimalnej transmisji, Singapur odnotował w marcu tylko jeden znaczący wzrost liczby zachorowań – nowe ognisko stanowili przyjezdnymi z Europy i Stanów Zjednoczonych. Pod koniec marca prof. Dale Fisher, ekspert Światowej Organizacji Zdrowia ds. Covid-19 podsumował rozmowę na temat pandemii z reporterką CNBC słowami: „Koniec końców uważam, że kraje powinny robić to, co robi w tej chwili Singapur”.

Odpowiedź Singapuru na koronawirusa została okrzyknięta „złotym standardem” dla opanowywania pandemii.

Zastanawiano się, co przyczyniło się do sukcesu tego niespełna 6-milionowego państwa-miasta. Na pewno jego niewielkie rozmiary – choć zagęszczenie obywateli działa tam bardziej na korzyść wirusa – oraz mentalność Singapurczyków. Ich karność, skłonność do przestrzegania reguł i brak tendencji do kwestionowania zakazów i nakazów (dokładnie na przeciwnym krańcu tej skali są na przykład Włosi).

Sukces Singapuru – choć niełatwy do powtórzenia w większych krajach i bardziej kontestacyjnych społeczeństwach – dawał nadzieję, że podejmowane środki mogą być skuteczne.

Fot. Reuters

Tymczasem, po tygodniach skutecznego kontrolowania epidemii, w minionym tygodniu Singapur zanotował nagły skok w ilości zakażonych.

Wczoraj padł rekord – 728 nowych przypadków.

Przygasła nadzieja na to, że rozprzestrzenianie pandemii da się opanować, przestrzegając ograniczeń. W odpowiedzi na nową falę zakażeń rząd zamknął szkoły i większość miejsc pracy na co najmniej miesiąc. – Zdecydowaliśmy, że zamiast stopniowego zaostrzania w ciągu najbliższych kilku tygodni, powinniśmy teraz podjąć zdecydowany ruch, aby zapobiec eskalacji infekcji – powiedział premier Lee Hsien Loong. Zanim jednak stracimy nadzieję, warto przyjrzeć się trochę dokładniej sytuacji w Singapurze.

Zdecydowana większość, bo 654 z 728 potwierdzonych wczoraj nowych przypadków, pochodzi z zatłoczonych kwater pracowników migrujących.

W ogóle prawie połowa z około 4,4 tys. odnotowanych przypadków zarażenia koronawirusem w Singapurze dotyczy imigrantów. W Singapurze jest około 200 tys. pracowników fizycznych, głównie z Indii i Bangladeszu – to oni budują to nowoczesne państwo-miasto. Jednak kwatery pracownicze, w których mieszkają, nie sprzyjają trzymaniu społecznego dystansu. W każdym pokoju mieszka około 20 osób, które dzielą wspólną kuchnię i łazienkę. By zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa w tej społeczności, lokatorów takich kwater poddawano co prawda kwarantannie, a zdrowi mieszkańcy stopniowo byli przenoszeni do hosteli.

Te środki działały na początku, ale najwyraźniej okazały się niewystarczające.

Fot. The Star

W odpowiedzi na nową, gwałtowną falę zarażeń wśród społeczności pracowników fizycznych, rząd Singapuru złożył obietnicę szybkich zmian w warunkach bytowych imigrantów, pomimo tego, że ich zakwaterowanie spełniało dotychczas standardy ustanowione przez Międzynarodową Organizację Pracy – czego nie można powiedzieć na przykład o warunkach, w jakich żyją imigranci zarobkowi na Bliskim Wschodzie. – Jeśli chodzi o warunki życia zagranicznych pracowników, wielu z nas było ślepych na problem, a to musi się zmienić – powiedział Teo Yik Ying, dziekan Szkoły Zdrowia Publicznego Saw Swee Hock przy Narodowym Uniwersytecie Singapuru. – Singapur to szybko zmieni, ponieważ zależy nam na wyciągnięciu wniosków z tej epidemii.

Austria, Dania i kilka innych krajów europejskich planuje złagodzić ograniczenia, jeśli liczba przypadków będzie nadal spadać.

Po drugiej fali w Singapurze pojawiły się słuszne obawy, że ponowne wzrosty będą regułą po złagodzeniu lockdownów w innych krajach.

Pamiętajmy, że restrykcje społeczne dają nam jedynie trochę czasu na wdrożenie rozwiązań, których nadal nie mamy (szczepionka i lekarstwo). Podstawową lekcją, jaką rządy i obywatele innych krajów powinny wynieść z wydarzeń w Singapurze jest to, że społeczny dystans będzie musiał zostać z nami na długo po złagodzeniu lub całkowitym zniesieniu ograniczeń – miejmy nadzieję, że nie na zawsze.

Tekst: AvdB

FUTOPIA