Ta wiosna jest trudna. Wspierajmy polskie marki
Przykro jest patrzeć na pojawiające się informacje o nowych wiosennych kolekcjach polskich brandów. Marki publikują wcześniej przygotowane i wyczekane sesje zdjęciowe, look booki i produkty, które dopieszczały przez ostatnie miesiące. Z dreszczykiem emocji, z zaciekawieniem, co powiedzą klienci, z nadzieją na to, że będzie to kolekcja, która wyprzeda się na pniu. Nagle, z dnia na dzień, projektanci musieli się pożegnać nie tylko z nadzieją na bestsellery, ale również z tym, co do tej pory było stabilnym dochodem i dobrze prosperującym biznesem z obiecującymi wynikami na przyszłość.
Stworzenie swojej marki odzieżowej nie jest łatwe. Trzeba przecisnąć się przez meandry know-how, poszukać materiałów, wypróbować szwalnie, sparzyć się na dobrze zapowiadającej się współpracy, która ostatecznie okazuje się nieopłacalną inwestycją. Potem kolejny gąszcz formalności, płatności i największe wyzwanie: konkurencja i sposób wybicia się na bardzo gęstym rynku. Kiedy to się w końcu udaje i kiedy marka odnosi pierwsze sukcesy, radość i satysfakcja nie ma granic. Marka staje się sposobem na życie, ale staje się też częścią polskiego rynku mody, który w ostatnich latach przechodził rewolucję i zaczął zmierzać w dobrą stronę.
Weźmy na przykład markę Balagan. Wystarczy wejść na stronę brandu, żeby przekonać się, dlaczego to właśnie Balagan w ostatnim czasie zbiera najwięcej nagród i pochwał.
Od kolegów z branży, ale też od klientów, którzy zakochali się w jakości, w designie i w prostym przepisie na garderobę z charakterem. Zapewne ten rok miał być jednym z lepszych dla marki, zarówno pod względem wizerunkowym, jak i tym ważniejszym, czyli finansowym. Nowa kolekcja butów, torebek i akcesoriów aż prosi się o wydanie części oszczędności. To dobrze zainwestowane pieniądze, bo Balagan szczyci się dobrymi opiniami swoich klientów. Przekrój pastelowych butów i różnorodne kształty i rozmiary torebek czekają na to, aby znaleźć się w domach kolejnych zadowolonych konsumentów.
Całe szczęście to projekty, które nie wyjdą z mody po jednym sezonie. Tutaj Balagan wygrywa mądrym i odpowiedzialnym podejściem do projektowania mody. Zamiast skupiać się na tym, co tylko tu i teraz, patrzy dalej i szerzej. Takie podejście może teraz zaprocentować, zwłaszcza że typowo sezonowe kolekcje uważane są ostatnio za mało użyteczne. Dobry design zawsze się obroni: w czasach epidemii i w czasach powrotu do jakiejkolwiek normalności.
Mówiąc o dobrym, ponadczasowym designie, trudno nie popatrzeć na nowości z metką Ani Kuczyńskiej. Nie tylko małe marki borykają się z kryzysem. Dotyczy on również większych projektantów, którzy od lat mają ustabilizowaną pozycję na rynku. Ta stabilizacja w przypadku przedsiębiorców jest tylko względna, co bardzo brutalnie pokazuje nam obecna kondycja gospodarki. Dlaczego warto zainwestować w propozycje od Ani Kuczyńskiej? Bo czerń jest uniwersalna i nigdy nie wychodzi z mody. To od dawna ulubiony kolor projektantki, która w swoich kolekcjach nie kieruje się wyłącznie pojęciem trendów. Koszule, sukienki, płaszcze i podkoszulki od Kuczyńskiej to wiosenne „nowości”, które równie dobrze sprawdzą się także jesienią, zimą albo kolejną wiosną, która, miejmy nadzieję, będzie mocno różnić się od tej, której doświadczamy w tym roku.
Podobnie prezentuje się kolekcja młodej polskiej marki DayShift. Młode etyczne marki nie mają lekko, zwłaszcza te, które nie obchodziły jeszcze pierwszych urodzin. DayShift miało bronić się uniwersalnym produktem, czyli świetnie odszytymi prostymi elementami garderoby.
Koszule, bieliźniane sukienki, topy, które bez problemu połączysz z każdą częścią stroju — przepis nie jest niczym nowym, ale wykonanie spełnia oczekiwania nawet najbardziej wymagających klientek.
Jeśli pod projektami podpisuje się Beata Śliwińska, czyli Barrakuz, to znak, że jest to produkt bardzo dobrej jakości. Dlaczego warto go kupić? Bo jakość, design i przystępna cena rzadko idą ze sobą pod rękę.
Polskie marki odzieżowe to również całe portfolio koncernu LPP. Koncernom dostaje się podwójnie: muszą walczyć z kryzysem i z wizerunkiem, który jest znacznie szerzej komentowany, niż ma to miejsce w przypadku małych brandów. Być może trzeba będzie zacząć współpracować z lokalnymi szwalniami, dostawcami, producentami na jeszcze większą skalę? Być może trzeba będzie się stale tłumaczyć ze swoich planów wdrożenia odpowiedzialnej produkcji w duchu eko. Być może trzeba będzie podjąć szereg innych trudnych decyzji i działań.
Dla nas wszystkich ważne jest jednak, aby tacy giganci odzieżowi jak LPP wyszli z kryzysu z jak najmniejszą szkodą. Dlaczego? Bo LPP zatrudnia ponad 25 tysięcy pracowników.
Bo koncerny odzieżowe działają tak, jak zagraniczne korporacje, które jako jedne z niewielu zapewniają teraz stałą pensję swoim pracownikom.
W ostatnich latach obserwowaliśmy intensywny rozwój Reserved. Limitowane kolekcje są projektowane na coraz lepszym poziomie, wdrażane są ekologiczne materiały i rozwiązania, które pomagają w ekspansji polskiej marki na rynki zagraniczne. To stwarza kolejne miejsca pracy i daje szansę rozwoju w branży, która jeszcze niedawno w Polsce mocno kulała. Czy to rozwój za obiecującą pensję? Nie, ale w kraju, w którym tyle osób siedzi na śmieciówkach, i które z dnia na dzień obudziły się w nowej rzeczywistości, 25 tysięcy miejsc stałej pracy może okazać się języczkiem u wagi. Dlatego warto przynajmniej spojrzeć na wiosenne nowości Reserved, Mohito czy innych sklepów z portfolio LPP. Sporo w nich perełek, które będą aktualne przez lata. Zresztą jakie znaczenie ma dzisiaj aktualność mody? Kupujmy to, co się nam szczerze podoba, co jest wygodne, praktyczne i co ma polską metkę. Wielka moda się obroni, nasza polska młoda branża niekoniecznie. A byłoby naprawdę szkoda.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Brighter days are to come. 🔎 dress: YL716-00X #Joyful #EcoAware #ReservedForMe #throwback
Teskt: Malwa Wawrzynek