To 130-metrowe mieszkanie w Polsce urządzono za mniej niż 10 tys. zł

Drzwi kupione od sąsiadów, samodzielnie wykonany stół z nogami ze złomu i linoleum zamiast parkietu. Tym razem autorka bloga Mieszkanicznik od Podszewki dotarła do pary z małego miasta w Polsce, która postanowiła urządzić się jak najmniejszymi kosztami.
.get_the_title().

Gdyby istniał konkurs na 'MacGyvera wnętrz’, to Renata Romanowska-Olbryś na pewno by w nim zwyciężyła. Hołduje bowiem zasadzie 'coś z niczego’ i w tym duchu urządziła też swój dom. Dzięki temu wyposażenie 130-metrowego wnętrza kosztowało ją mniej niż 10 tysięcy złotych. Myśleliście, że się nie da? Zobaczcie lepiej efekt.

Zastanawiałam się kiedyś, jak wyglądałby mój dom, gdybym miała kasę i doszłam do wniosku, że prezentowałby się podobnie. Może tylko zamiast używanego ikeowskiego fotela stałby tu Le Corbesier – śmieje się nasza bohaterka.

W jej domu odnaleźliby się nawet wnętrzarscy burżuje, choć, faktycznie, foteli za kilka tysięcy złotych tu brak. Nie ma nawet zbyt wielu nowych mebli, choćby z meblowych sieciówek. Nowe, to znaczy kupione w sklepie, są dwie kanapy stojące w salonie, ale nowe to one były jakieś… 15 lat temu. Poza tym nowe są cztery łóżka kupione dzieciom na allegro.

Renata, jak na lokalną patriotkę przystało, rzeczy do domu kupuje w sklepach z drugiej ręki wyłącznie w liczącym niewiele ponad 4 tysiące mieszkańców Kadzidle.

Pięć lat temu razem z mężem Krzysztofem rozpoczęli budowę wymarzonego domu. Na parterze miał mieścić się warsztat samochodowy gospodarza, na górze – mieszkanie dla 6-osobowej rodziny. Lampę do salonu Renata kupiła jeszcze zanim znaleźli wymarzony projekt. Budowa, rozpoczęta w 2012 roku, poszła bardzo sprawnie – dom stanął w rok. – Jak buduje się dom na kredyt, to trzeba się sprężać, bo spłata rat przy jednoczesnym wynajmowaniu mieszkania dużo kosztuje. Poza tym my mieliśmy szczęście do ludzi i trafiliśmy na sprawnych fachowców – opowiada Renata.

Zmęczona ciasnotą wynajmowanych mieszkań zdecydowała, że w nowym domu wygospodarują maksymalną przestrzeń. I postawili na niecodzienne rozwiązanie – kuchnia jest otwarta na salon…połączony z sypialnią gospodarzy.

Żadnych ścianek działowych w tym miejscu: ot w rogu salonu stoi sobie spowite w biel łóżko gospodarzy i świetnie wpisuje się w całą stylistykę mieszkania. Renata i Krzysztof mówią, że nie brakuje im własnego osobnego pokoju. Od kiedy dzieci podrosły i mają swoje pokoje, to trudno je stamtąd wyciągnąć.

Co ciekawe, piękna jasna podłoga, która potęguje wrażenie przestrzeni w mieszkaniu, to linoleum. Olbrysiowie zdecydowali się na takie rozwiązanie trochę przez przypadek, a trochę z konieczności.

–  Mieszkanie, które wynajmowaliśmy zostało sprzedane i nowym właścicielom zaczęło się spieszyć z przeprowadzką, choć wcześniej deklarowali, że poczekają. Mieliśmy wtedy tydzień na dokończenie prac remontowych, a linoleum to było najtańsze i najszybsze wyjście. Kupiliśmy je w Komforcie. 130-metrowa podłoga kosztowała nas w sumie 4 tysiące złotych – opowiada Renata.

Nie zbankrutowali także kupując piękną rozbiórkową cegłę, którą wyłożyli wielką ścianę w korytarzu.

– Mąż poszedł do sąsiada, który handlował węglem i patrzy – karteczka 'Sprzedam cegłę’. Zapłaciliśmy za nią około 400 złotych. Wystarczyło na wybudowanie 9-metrowej ściany, a z resztek cegły ułożyliśmy podłogę pod tarasem – mówi Renata. – Taka ściana stanowi ogromny ciężar, ale uwzględniliśmy to budując dom i w stropie daliśmy dodatkowe zbrojenia – zdradza. Wszystkie wewnętrzne drzwi Olbrasiowie odkupili zaś od znajomych, po 'stówce’ za sztukę.

Renata ma identyczne podejście ekonomiczne do wystroju swojego mieszkania. Weźmy na tapetą choćby kuchnię. I to dosłownie, bo owa tapeta zastępuje tu płytki nad szafkami.

Same szafki kuchenne mają 15 lat i w ramach liftingu ich właściciele potraktowali je szarą farbą.

Ogromny stół to dzieło gospodarzy: do wielkiej, grubej dechy przymocowali po prostu nogi znalezione na złomie.

Każde ze stojących przy stole sześciu krzeseł też ma swoje lata, a to różowe, charakterystyczne, ktoś kiedyś wyrzucił. Pierwotnie było w kolorze naturalnego drewna, ale Renata je przemalowała. Natomiast fotel i wielką szafę, odnowioną niedawno na biało, Renata dostała od swoich rodziców. Stary kufer, który w salonie udaje stolik kawowy, to pamiątka jeszcze po pradziadku. Urocza witrynka eksponująca naczynia jeszcze niedawno stała zaś w kadzidlanym ośrodku zdrowia i była szafką na leki.

Niezwykle prezentują się także łazienki. Urządzenie każdej z nich (razem z sanitariatami) nie kosztowało więcej niż 2 tysiące złotych.

Czarnym lakierem samochodowym pomalowano zwykłą emaliowaną wannę w głównej łazience. Pod zlewem pomysłowa właścicielka przymocowała czarną zasłonę i tym sposobem oszczędziła na szafce podumywalkowej. W obu łazienkach królują też…tapety.

– Tak wiem, niektórzy mogą się stukać w głowę, że przy wannie położyłam tapetę, ale naprawdę nic się z nią nie dzieje – przekonuje Renata. – W drugiej łazience płytkami wyłożone są tylko ściany pod prysznicem, bo tapeta już by się tam raczej nie sprawdziła.

Dodatki, które tworzą wnętrze, a które tak lubi Renata i ma ich sporo, to dowód na jej pomysłowość, zmysł praktyczny i wyczucie smaku. Nie brakuje tu makramów i łapaczy snów, które zdolna pani domu sama robi. Sporo jest także poduszek – materiały na poszewki Renata znajduje w lumpeksie i oddaje w ręce zaufanej krawcowej.

W całym mieszkaniu dominują neutralne barwy, bo z kolorami jakoś Renacie nie po drodze. Pokoje dzieci zdobią za to zdecydowane barwy: u chłopców dobrze się ma granatowa ściana przecięta zielonym pasem, u dziewcząt – szaro-różowy zygzak.

Na koniec rzut oka na taras.

Renata szczyt swojej pomysłowości osiągnęła malując na nim…dywan w czarno-białe pasy.

Wystarczyła jej do tego farba do betonu Nobiles i efekt jest kapitalny.

Źródło: mieszkanicznikodpodszewki.pl

DESIGN