Hiszpańskie studio Quatre Caps po raz kolejny zwraca naszą uwagę na problemy związane z owocami i warzywami, które kupujemy. W ubiegłym roku prezentowaliśmy ich cykl „Not Longer Life”, w którym martwe natury autorstwa dawnych mistrzów zostały uzupełnione o plastikowe opakowania. Ta seria miała pokazać, że każdego dnia kupujemy ogromne ilości produktów opakowanych w plastik – niejednokrotnie całkiem bez sensu, bo na przykład winogrona świetnie poradzą sobie i bez opakowania. Tymczasem tworzywa sztuczne rozkładają się niezwykle długo i zaśmiecają naszą planetę.

W nowym cyklu, który nosi nazwę #degrowth, Quatre Caps zwraca uwagę na bardziej złożony problem.

Sukcesywnie stajemy się coraz bardziej świadomi, staramy się jeść zdrowiej i dokonywać bardziej racjonalnych wyborów. Czasem dajemy się jednak zwieść etykietom, zakładając, że to, co oznaczone jest jako eko, automatycznie jest lepsze.

Tymczasem niekiedy mamy do czynienia z greenwashingiem. Firmy próbują nam wmówić, że ich produkty są wytwarzanie zgodnie z naturą i ekologią, a my im wierzymy – w końcu oznaczone są jakimś bliżej niezdefiniowanym zielonym certyfikatem.

Zamiast sprawdzić, co to oznacza i zastanowić się nad zakupem, wybieramy łatwiejszą ścieżkę.

„Dobre intencje nie są tym samym, co dobre działania. Wątp w otrzymane początkowo informacje” – tłumaczy Quatre Caps, nawiązując do wprowadzających w błąd etykiet – „Zrezygnuj z niektórych przywilejów i zrestrukturyzuj proces zakupu”. Warto więc pamiętać o tym, że opatrzone ekologicznym certyfikatem egzotyczne owoce i warzywa może i zostały wytworzone bez użycia pestycydów i zgodnie z zasadami sprawiedliwego handlu, ale za to ich ślad węglowy jest znacznie większy niż w przypadku tego, co rośnie lokalnie, a więc nie podróżuje do nas przez pół świata. Banan z ekologicznym certyfikatem czy jabłko z bazaru? Gdy następnym razem staniecie przed podobnym dylematem, przypomnijcie sobie projekt #degrowth.

Tekst: NS
Zdjęcia: Quatre Caps