Jak uratować świat przed katastrofą klimatyczną?
Otwórz się na Nowe
Nasz świat nieprzerwanie się zmienia. To, co wydawało się oczywiste jeszcze 10 lat temu, dzisiaj okazuje się często niewystarczające. Bo przecież można to robić lepiej, bardziej efektywnie, z większym szacunkiem do skończonych zasobów, jak choćby nasz czas. Szczególnie mocno doświadczyły nas ostatnie miesiące. Zmianie uległ model naszej pracy, nauki, a nawet to, jak spędzamy czas wolny. Integralnym elementem tych zmian jest technologia, dzięki której nawet w czasach surowych lockdownów łańcuchy dostaw zostały zachowane, a nasze życia trwały dalej. Możemy sobie wyobrazić, jak sytuacja wyglądałaby 20 lat temu. Czy moglibyśmy wtedy przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa zamawiać zakupy do domu, pracować, oglądać premiery filmowe albo umówić się z przyjaciółmi na wirtualną wycieczkę po najnowszej wystawie w ulubionym muzeum? Na pewno nie. Obecnie, dzięki nowoczesnej technologii, mamy do tego dostęp, nie wychodząc z domu. Oczywiście ta nowa sytuacja stawia przed nami szereg innych, nieraz podstawowych pytań, na które musimy sobie na nowo odpowiedzieć. Nie zrobimy tego, tkwiąc mentalnie w przeszłości. Musimy się otworzyć na to, co przyniesie 'jutro’. Samsung rozumie taką postawę i nie boi się sięgać po nowe i nieodkryte, aby sprostać roli lidera w dziedzinie innowacji elektroniki użytkowej. Nowa Seria Galaxy Z to dowód takiej otwartej postawy, której efektem jest rozkładany ekran czyli coś, co jeszcze 10 lat temu funkcjonowało co najwyżej w wizjach futurologów i fabułach filmów science fiction. Niby wszyscy wiedzieli, że to kiedyś się stanie, ale Samsung to zrobił i wprowadził na rynek tę innowację w formie dwóch rewolucyjnych smartfonów – Samsung Galaxy Z Fold 2 5G i Samsung Galaxy Z Flip 5G. Zapytacie po co. A dlaczego nie? Dzięki takim przełomowym rozwiązaniom świat toczy się do przodu na przekór przeciwnościom.
W niedawno opublikowanym raporcie „Ziemianie atakują”, który powstał dzięki współpracy Kantara, United Nations Global Compact Poland oraz agencji zielonych transformacji Lata Dwudzieste, zbadano stosunek Polaków do wyzwań, przed którymi stoi obecnie nasza planeta. Aż 78 proc. badanych zgadza się z tym, że Ziemia znalazła się w poważnym stanie i należy działać. Choć 7 na 10 Polaków jest zdania, że powinniśmy coś z tym zrobić, większość z nas niechętna jest do wyrzeczeń. Zaledwie 17 proc. badanych wybrałoby polityków, którzy w swoim programie stawiają na klimat, 17 proc. zrezygnowałoby ze szkodzących środowisku produktów i usług, 15 proc. ograniczyłoby spożywanie mięsa, a 11 proc. zaangażowałoby się w działania na rzecz środowiska.
Co zrobilibyśmy chętniej? Większość, bo aż 51 proc. badanych deklaruje, że zrezygnuje z jednorazowych przedmiotów, 45 proc. zamierza mniej kupować i wyrzucać, 38 proc. ograniczy wykorzystanie wody w gospodarstwie domowym, 27 proc. zadba o bardziej energooszczędny dom, a 24 proc. wybierze bardziej ekologiczne środki transportu. 22 proc. Polaków poprze odejście kraju od węgla i przerzucenie się na zieloną energię – i to, jak deklarują, nawet kosztem kryzysu ekonomicznego.
Twórcy raportu „Ziemianie atakują” zapytali także Polaków, kto powinien działać, by uniknąć katastrofy klimatycznej. 58 proc. badanych jest zdania, że to zdanie dla rządu, parlamentu i partii politycznych. Z drugiej jednak strony stoi to w sprzeczności z naszymi wyborami – skoro ponad połowa sądzi, że to zdanie dla polityków, dlaczego tylko niespełna 6 proc. chce wybierać polityków, dla których klimat jest ważny? 52 proc. badanych jest zdania, że działania należy wymagać także od koncernów energetycznych, elektrowni i elektrociepłowni. 39 proc. sądzi, że to zadanie nas wszystkich – zwykłych obywateli. Jak zapewne zdążyliście zauważyć, badani mogli wybrać więcej niż jedną odpowiedź. To bardzo istotne, bo pokazuje nam, że walka z antropogenicznymi zmianami klimatu musi toczyć się jednocześnie na wielu frontach. Tylko od nas zależy to, jak będzie wyglądać nasza planeta w przyszłości. A póki co perspektywy nie są niestety zbyt różowe.
To ludzkość i jej działania odpowiadają za zmiany klimatu obserwowane po 1850 roku.
1. Zmiany klimatu to fakt
Zgadza się z tym aż 97,5 proc. naukowców i klimatologów (co z pozostałymi procentami? Odsyłamy was do odpowiedzi, którą sformułowała Crazy Nauka). Zgoda panuje też co do tego, że tym razem odpowiada za nie człowiek. To właśnie ludzkość i jej działania odpowiadają za wypuszczenie do atmosfery większości dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych po 1850 roku. Antropogeniczny charakter zmian klimatycznych wykazały zresztą dobitnie ubiegłoroczne badania NASA. Wykorzystano tu między innymi tzw. symulację „Phase Five”, która na bazie dotychczasowych prawidłowości dotyczących temperatur czy zanieczyszczeń pozwala również możliwie precyzyjnie przewidzieć, jak będzie kształtowała się sytuacja w przyszłości. Całość oparto na analizie anomalii, a nie najwyższych i najniższych temperatur, co według ekspertów w dłuższym wymiarze czasu pozwala w dużo bardziej wymierny sposób dostrzec reguły i zależności. Wyniki badań obejmują lata 1880-2005 (czarne linie na wykresach ilustrują globalną temperaturę lądów i oceanów w danym roku, a kolorowe linie przedstawiają wpływ, jaki dany czynnik wywierał na klimat w określonym czasie).
Kto powiedział, że szkła nie da się złożyć?
Samsung Galaxy Z Flip 5G
Poznaj smartfon, który wyznacza trendy. Galaxy Z Flip 5G trudno pomylić z jakimkolwiek innym. Unikatowa składana konstrukcja, ekran pokryty ultracienkim szkłem i charakterystyczny kolor nadają mu niepowtarzalny wygląd, który przykuwa uwagę. Galaxy Z Flip 5G składa się do zaskakująco kompaktowego rozmiaru, dzięki czemu z łatwością mieści się w dłoni, kieszeni lub małej torebce.
Wyjątkowy design to nie wszystko. Galaxy Z Flip 5G rewolucjonizuje sposób, w jaki korzystaliśmy do tej pory ze smartfonów – od rozmów przez obsługę ulubionych aplikacji czy mobilną fotografię. Teraz możemy zrobić jeszcze więcej bez konieczności trzymania smartfonu w dłoni.
Wyświetlacz Galaxy Z Flip 5G można złożyć i swobodnie umieścić w kieszeni, a po rozłożeniu wystarczy go ustawić pod dowolnym kątem, aby uchwycić więcej– od selfie, przez grupowe ujęcia, aż po nocne ujęcia. Bez konieczności korzystania z lampy błyskowej, czy statywu. Do tego bateria wystarczająca na cały dzień i gotowość na hiperszybką łączność 5G. Z Galaxy Z Flip 5G nigdy nie przegapimy powiadomienia, SMS-a czy połączenia. Dyskretny, dotykowy ekran umieszczony na zewnątrz urządzenia wyświetla najważniejsze informacje nawet gdy Galaxy Z Flip 5G jest zamknięty. Po rozłożeniu wyświetlacz Galaxy Z Flip 5G automatycznie dzieli się na dwa 4-calowe ekrany, dzięki czemu można łatwo wyświetlać obrazy, treści lub filmy w górnej części wyświetlacza, a w dolnej części sterować nimi. Wyświetlacz Dynamic AMOLED zapewnia niezwykle żywe i wyraźne barwy oraz chroni oczy przed zmęczeniem dzięki filtrowi światła niebieskiego.
materiał partnerski
Musimy całkowicie zmienić naszą gospodarkę jeśli chodzi o nasze podejście do wykorzystywania energii, ale także sposób zarządzania zasobami leśnymi. Musimy przejść na rozwój w 100 proc. zrównoważony.
W 2018 roku Międzynarodowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) działający przy ONZ opublikował specjalny raport pod tytułem „Globalne ocieplenie o 1,5°C”, w którym przedstawił następstwa globalnego ocieplenia. Jako ludzkość musimy dążyć do ograniczenia globalnego wzrostu temperatury do 1,5°C – to próg bezpieczeństwa, którego nie możemy przekroczyć. Tymczasem raport rysuje niewesoły scenariusz – jeśli utrzymamy tempo, w którym zanieczyszczamy atmosferę, wzrost ten osiągniemy już w 2040 roku. Jeśli temperatura wzrośnie o 2°C, przestanie istnieć aż 99 proc. raf koralowych, jeśli wzrośnie o 4°C – znaczna część nisko położonych terenów zniknie pod wodą. Zmiany klimatyczne, wbrew temu, co niekiedy próbuje się nam wmówić, nie oznaczają tylko tego, że robi się cieplej. To także topnienie lodowców, wzrastający poziom mórz, ginięcie gatunków coraz bardziej ekstremalne zjawiska pogodowe – zarówno powodzie, jak i susze, co z kolei wpływa na pogorszenie jakości wody czy zmniejszenie jej zasobów, pożary, obniżenie plonów. Ludzkość doświadczać będzie migracji klimatycznych.
Choć te czarne scenariusze brzmią jak postapokaliptyczny film, są bardzo prawdopodobne. Dlatego też 3 grudnia 2020 roku sekretarz generalny ONZ Antonie Guterres wygłosił na Uniwersytecie Columbia orędzie o stanie planety. – Stoimy w obliczu niszczycielskiej pandemii, coraz większego globalnego ocieplenia, degradacji ekologicznej i nowych niepowodzeń w wysiłkach na rzecz globalnych celów bardziej sprawiedliwego, inkluzywnego i zrównoważonego rozwoju. Mówiąc wprost: stan planety jest zły. Ludzkość toczy wojnę z naturą. To samobójcze. Natura zawsze kontratakuje – i już robi to z rosnącą siłą i wściekłością – powiedział Guterres.
Photo by David Clode on Unsplash
To dzięki bioróżnorodności mamy czyste powietrze, bo rośliny nie tylko produkują tlen, ale także wchłaniają niekorzystne substancje.
2. Wymieranie gatunków i spadek bioróżnorodności
Żyjemy w dobie szóstego wielkiego wymierania. To pierwsze, za które w całości odpowiadamy my – ludzie. Wśród jego przyczyn należy wymienić antropogeniczne zmiany klimatu, zanieczyszczenie środowiska, deforestację i niszczenie siedlisk. Naukowcy szacują, że w XX wieku wymarły aż 543 gatunki kręgowców lądowych. Oczywiście inwentarz czerwonej księgi gatunków zagrożonych zawsze się powiększał, jednak w ostatnich dekadach wymieranie przybiera na sile. Szacuje się, że tempo wymierania jest dziś aż 100 razy szybsze niż naturalnie. Raport ONZ z 2019 roku nie pozostawia złudzeń – wyginięcie może czekać aż milion gatunków spośród istniejących 8 milionów. I w wielu przypadkach wcale nie mówimy tu o odległej przyszłości, tylko o nachodzących dekadach.
Z kolei profesor Gerardo Ceballos z Narodowego Uniwersytetu Autonomicznego Meksyku, profesor Paul Erhlich z Uniwersytetu Stanforda i doktor Peter Raven z Ogrodu Botanicznego w Missouri w St. Louis wzięli pod lupę 29,4 tys. gatunków kręgowców lądowych z Czerwonej Księgi Zagrożonych Gatunków i Życia Ptaków Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) i ustalili, że 515 z nich jest obecnie na skraju wyginięcia – to znaczy, że przy życiu pozostaje mniej niż tysiąc osobników danego gatunku. W ich przypadku trudno się spodziewać happy endu. Ile gatunków wymiera każdego roku? Naukowcy nie są zgodni, mowa jednak o od 5 tys. do nawet 500 tys. (to oczywiście szacunki, które nie obejmują wyłącznie kręgowców lądowych).
Wraz z wymieraniem gatunków spada bioróżnorodność. Ekosystemy składają się z sieci połączeń, z których na co dzień nawet nie zdajemy sobie sprawy. Zniknięcie jednego gatunku często pod znakiem zapytania stawia przeżycie innego – bo stanowi jego pokarm czy dom. To ostatnie to przypadek choćby raf koralowych, w których żyją ryby, żółwie morskie, gąbki, parzydełkowce, mięczaki, szkarłupnie, skorupiaki i inne, łącznie aż 1/4 zwierząt morskich. Z kolei atole, czyli wyspy koralowe, to miejsce gniazdowania wielu gatunków ptaków. Podwyższająca się temperatura wód, która jest efektem globalnego ocieplenia, sprawia, że rafy blakną – z koralowców i innych organizmów tworzących rafę znikają glony, które na nich żyły. Organizmy, które dotychczas się nimi żywiły, teraz muszą szukać szczęścia gdzie indziej. Wraz ze zniknięciem glonów przestaje działać symbiotyczna maszyneria, którą jest rafa koralowa.
Ludzie wiele zawdzięczają bioróżnorodności. To dzięki niej mamy czyste powietrze, bo rośliny nie tylko produkują tlen, ale także wchłaniają niekorzystne substancje. Bakterie, które rozkładają materię organiczną, sprawiają, że mamy dobrej jakości glebę, w której rosną rośliny. Nierzadko te, które dają nam pożywienie – a to z kolei niemożliwe byłoby bez owadów zapylających. Także czysta woda to zasługa bioróżnorodności. Jak więc możemy o nią zadbać? To możliwe nawet w mieście.
Photo by Stuart Jansen on Unsplash
Od kiedy w połowie ubiegłego wieku udało się opracować tanie i masowe metody produkcji tworzyw sztucznych, zalały one naszą planetę. I to dosłownie. Plastik jest przecież wszędzie – nawet w naszej krwi!
3. Plastik i mikroplastik
Każdego roku produkujemy 330 mln ton plastiku. W ciągu ostatniej dekady wyprodukowaliśmy go więcej niż przez ubiegłe 100 lat. Recyklingowi podlega naprawdę niewielka część – szacuje się, że na całym świecie jest to mniej więcej 5-10 proc. W Europie sytuacja wygląda nieco lepiej – z danych Eurostatu wynika, że aż 42 proc. tworzyw wykorzystuje się powtórnie. A co dzieje się z resztą? Część trafia na wysypiska, gdzie będzie się rozkładać przez setki lat. Już teraz nie mamy gdzie trzymać produkowanych przez nas śmieci. Często delegujemy je więc do innych krajów – jakby wydawało się nam, że skoro ich nie widzimy, to problem znika. Odpady trafiają też do oceanów. Wielka Pacyficzna Plama Śmieci, która w większości składa się właśnie z tworzyw sztucznych, ma powierzchnię ponad 1,6 mln kilometrów kwadratowych (to obszar ponad 5 razy większy od powierzchni Polski). Na szczęście istnieją inicjatywy, które chcą uprzątnąć to dryfujące wysypisko. Jedną z nich jest organizacja The Ocean Cleanup, która skonstruowała urządzenie przypominające gigantycznego Pac-Mana pożerającego śmieci z oceanu. The Ocean Cleanup ma nadzieję, że w ciągu najbliższych dwóch dekad zredukuje ilość śmieci w oceanach aż o 50 proc. Mamy jednak nadzieję, że dołączą do niej również inne organizacje, którym leży na sercu czystość wód.
Zaraz, zaraz, ale przecież tworzywa sztuczne się rozkładają, prawda? Jasne, ale w zależności od przedmiotu zajmuje to dziesiątki, a nawet setki lat. Do tego ten proces wcale nie przebiega gładko. Duże plastikowe śmieci rozpadają się na mniejsze i mniejsze – te najmniejsze mają poniżej 5 mm i nie ulegną już biodegradacji. To właśnie mikroplastik. Jest dosłownie wszędzie: w ponad 90 proc. najpopularniejszej na świecie butelkowanej wody, w torebkach z herbatą, rybach, owocach morza, piwie, a nawet… w deszczu. Próbki mikroplastiku znaleziono także w ludzkim kale, a nawet we krwi. Problem w tym, że wciąż do końca nie wiadomo, jaki wpływ ma na nas taka „wzbogacona” dieta. Plastik, który wciąż produkujemy bez opamiętania, mści się więc na nas, trafiając nawet do wody, którą pijemy. Możemy jednak zatroszczyć się o to, by nie dokładać się do tej plastikowej katastrofy, albo przynajmniej mieć w niej mniejszy udział. Materiałowe torby na zakupy, wielorazowe słomki, kranówka zamiast wody butelkowanej, mydło w kostce, kasza i ryż na wagę, a warzywa i owoce bez folii – to proste zasady, które bez trudu można wprowadzić w swoje życie. Zresztą idziemy o zakład, że już to zrobiliście!
Photo by Boxed Water Is Better on Unsplash
Naszym celem jest pogodzenie potrzeb gospodarki i naszej planety, pogodzenie sposobu, w jaki produkujemy, sposobu, w jaki konsumujemy z potrzebami naszej planety i sprawienie, by rozwiązania te były korzystne dla wszystkich.
Zniknięcie lub zmniejszenie populacji jednego gatunku pod znakiem zapytania stawia istnienie kolejnych. W końcu w świecie natury wszystko jest ze sobą powiązane.
4. Wpływ rolnictwa na środowisko
Znaczna część produkcji żywności opiera się na rozpylaniu dużej ilości pestycydów na rośliny. Ich zadaniem jest chronienie upraw przed grzybami, owadami i chwastami, a więc docelowo zwiększenie plonów. Tymczasem aż 90 proc. tych środków nie pozostaje na roślinach, tylko dostaje się do wód, zanieczyszczając je. Zanieczyszcza też glebę, dodatkowo pozbawiając ją wartości odżywczych, czyli ją wyjaławiając. Najtrwalsze pestycydy mogą rozkładać się nawet 30 lat. Te substancje mogą wpływać na całe ekosystemy.
Pestycydy, których zadaniem jest niszczenie owadów, czyli tak zwane insektycydy, przyczyniają się do zmniejszenia populacji owadów zapylających. W ostatnich latach populacja europejskich pszczół zmniejszyła się aż o 20 proc. To poważny problem, ponieważ szacuje się, że nawet 90 proc. wszystkich roślin istnieje i rozmnaża się dzięki tym owadom. Zniknięcie lub znaczne obniżenie populacji owadów zapylających przyczynia się więc w rezultacie do spadku plonów. „Bez pszczół i innych zapylaczy zostalibyśmy o chlebie i owsiance” – mówi prof. Dave Goulson. Nic więc dziwnego, że temat jest głośny i wciąż pracuje się nad jego rozwiązaniem. W 2018 roku Unia Europejska zakazała używania trzech pestycydów, które zabijają pszczoły: imidaklopridu, tiametoksamu i klotianidyny. W ubiegłym roku Francja rozszerzyła tę listę o kolejne dwa: tiakloprid i acetamiprid. Dzięki zyskującym popularność łąkom kwietnym, które pojawiają się w coraz większej ilości polskich miast, i takim akcjom jak Adoptuj pszczołę o owady zapylające może natomiast dbać każdy – naprawdę nie jest to trudne!
W przypadku żywiących się owadami ptaków czy gryzoni jedzących pryskane rośliny zaobserwowano upośledzenie funkcji rozrodczych. Te substancje, które trafiają do wody, oddziałują z kolei na żyjące tam bezkręgowce i ryby, zabijając je czy upośledzając funkcje życiowe młodych. Bezkręgowce i ryby stanowią z kolei pokarm płazów i drapieżników – tak więc toksyny z wody trafiają i do ich organizmów.
Obecnie na świecie żyje niemal 7,6 mld ludzi. Szacuje się, że w 2050 roku może to być nawet 9,7 mld. Czy uda się wyżywić wszystkich bez całkowitej destrukcji naszej planety? Już teraz warto podejmować kroki w tym kierunku, a zakazanie przez Unię Europejską niektórych substancji to tylko jeden z nich. Większość z nas nie zajmuje się oczywiście przemysłową uprawą żywności, tak więc problem bezpośrednio nas nie dotyczy. Wszyscy jednak jesteśmy mieszkańcami tej samej planety – wybierając ekologiczne, organiczne produkty z certyfikatami, zmniejszamy swój udział w destrukcji ekosystemów. Jeśli dane gospodarstwo czy producent chce uzyskać certyfikat, może stosować tylko konkretne środki ochrony roślin.
5. Hodowla zwierząt i skutki produkcji mięsa
Związek między spożywaniem przez ludzkość mięsa a zmianami klimatycznymi jest niezaprzeczalny. Gazy cieplarniane pochodzenia zwierzęcego, wylesianie, zanieczyszczanie wód gruntowych i martwe strefy oceaniczne, za które winę ponoszą zanieczyszczenia rolne, to tylko kilka negatywnych aspektów związanych z produkcją żywności. Aż 60 proc. całej populacji ziemskich ssaków to zwierzęta hodowane. Jeśli te statystyki nie robią na was wrażenia, to pomyślcie, że na każdego człowieka na świecie przypada… aż 30 zwierząt hodowlanych. To jednak nie wszystko: aż 1/3 wody wykorzystywanej przez ludzi trafia do zwierząt hodowlanych, prawie 60 proc. gruntów, na których rosną rośliny jadalne, obsadzona jest tym, co zostanie przerobione na paszę, do zwierząt trafia też aż 70 proc. całej światowej produkcji antybiotyków (a w efekcie konsumpcji nafaszerowanego antybiotykami mięsa stajemy się mniej odporni na te lekarstwa). Do tego z hodowlą zwierząt wiąże się aż 1/3 antropogenicznych emisji azotu, które z kolei przyczyniają się do utraty różnorodności biologicznej, powstawania dziury ozonowej, kwaśnych deszczy i – znowu – zmian klimatu.
Jak wyliczyło FAO, przemysłowa hodowla opowiada obecnie za 14,5 proc. globalnych emisji dwutlenku węgla rocznie. Jeśli natomiast sektor hodowlany będzie kontynuować swą dotychczasową trajektorię, to w 2030 roku będzie odpowiadać za połowę docelowego poziomu emisji. Niezbędne są więc zmiany. Zdaniem ponad 50 naukowców, którzy rok temu opublikowali tekst w magazynie naukowym „The Lancet”, grunty, na których obecnie hodowane jest bydło, powinny powrócić do swego naturalnego stanu, a hodowcy przestawić się na uprawę roślinnych alternatyw dla mięsa – roślin strączkowych, zboża, owoców, warzyw, orzechów i nasion.
Co robić, by zapobiec katastrofie klimatycznej, do której nieuchronnie przyczynia się przemysłowa hodowla zwierząt? Możemy zaadaptować metodę proponowaną przez Jonathana Safrana Foera, amerykańskiego pisarza, autora takich książek jak „Zjadanie zwierząt” i „Klimat to my”. Foer namawia do semiwegetarianizmu, czyli częściowej rezygnacji z produktów pochodzenia zwierzęcego, i ma na to sprytny patent – pierwszym niewegańskim posiłkiem, który zjadamy w ciągu dnia, powinien być obiad. Autor zakłada, że jest to wyrzeczenie, na które stać większość z nas. „Powstrzymanie się od jedzenia produktów zwierzęcych na śniadanie i lunch pozwala zmniejszyć emisję o 1,3 tony metrycznej rocznie” – pisze w książce „Klimat to my”. Tymczasem cel porozumienia paryskiego będzie mógł zostać zrealizowany, gdy roczne emisje każdego i każdej z nas spadną o 2,1 tony metrycznej dwutlenku węgla rocznie. Wygląda więc na to, że propozycja Foera naprawdę ma sens.
Nadmierna konsumpcja mięsa i nabiału rujnuje lasy, niszczy przyrodę i ogrzewa planetę. Komisja Europejska chce mówić o zapewnieniu zdrowej i niedrogiej żywności produkowanej w sposób zrównoważony? Świetny pomysł, ale to oznacza, że czas porozmawiać o redukcji mięsa.
Samsung Galaxy Z Fold2 5G
Oto kolejny rozdział w historii urządzeń mobilnych. Samsung Galaxy Z Fold 2 5G to smartfon, który zmienia kształt przyszłości. Złożony oddaje do naszej dyspozycji 6,2 calowy ekranem, a po rozłożeniu staje się w pełni funkcjonalnym tabletem oferując funkcjonalną przestrzeń do pracy i rozrywki, dając wiele nowych możliwości niedostępnych w klasycznych smartfonach. 7,6 calowy, inteligentny wyświetlacz Dynamic AMOLED 2X zapewnia nie tylko bogatą gamę kolorów, ale również dostosowuje częstotliwość odświeżania do tego, co aktualnie robimy, gwarantując płynne odtwarzanie treści i oszczędzając baterię.
Zaawansowany mechanizm zawiasu Galaxy Z Fold2 5G zapewnia doskonałą płynność podczas składania. Smartfon został zaprojektowany tak, aby po rozłożeniu można ustawić go pod dowolnym kątem, co zapewnia niesamowitą elastyczność i swobodę działania w przypadku rozmów wideo, czy korzystania z aplikacji, które wymagają więcej przestrzeni.
Nowatorska konstrukcja Galaxy Z Fold2 5G zapewnia jeszcze lepsze wsparcie w codziennych działaniach, sprawiając że smartfon elastycznie dostosowuje się do naszych potrzeb. Multitasking z Galaxy z Fold2 5G to czysta przyjemność – dzięki udoskonalonemu układowi wielu okien i opcji App Continuity możesz wykonywać wiele zadań z dwiema aplikacjami na ekranie zewnętrznym, przenosić je na ekran główny, otwierać trzecią aplikację na podzielonym ekranie, a następnie jednym dotknięciem wybrać okno, w których chcesz pracować lub grać.
materiał partnerski
Jeśli nie chcecie się przyczyniać do deforestacji, powinniście całkowicie zrezygnować z produktów powstałych przy użyciu naturalnego oleju palmowego, który jest jedną z głównych przyczyn wycinki lasów deszczowych.
6. Deforestacja lasów deszczowych pod uprawy przemysłowe
Dwutlenek węgla powstały w wyniku działalności człowieka – spalania węgla czy wycinki drzew – wpływa na zmiany klimatyczne. Drzewa są nam w stanie pomóc z tą kwestią, wychwytując ten gaz cieplarniany, a tym samym zmniejszając zanieczyszczenie atmosfery. Tymczasem wylesianie, które i tak dotąd stanowiło poważny problem, jeszcze przyspieszyło w czasie pandemii. Z danych zgromadzonych przez Global Land Analysis and Discovery wynika, że od początku pandemii aż o 77 proc. częściej alarmowano o wycinkach niż wynosiła średnia z lat 2017-2019. Wyjątkowa sytuacja, w jakiej znalazł się świat, sprawiła, że przez chwilę kwestie ochrony środowiska zeszły niestety na dalszy plan – a to stało się pretekstem do deforestacji, która szczególnie dotknęła Afrykę, Azję oraz Amerykę Południową.
Najbardziej przykrym przypadkiem jest Amazonia, którą nazywa się niekiedy zielonymi płucami świata. Jest domem dla ponad 3 mln gatunków roślin i zwierząt, a także 1 mln tubylców. Aż 60 proc. tego największego lasu tropikalnego na świecie leży na terytorium Brazylii, którą rządzi obecnie prezydent Jair Bolsonaro. Administracja Bolsonaro nie dba o politykę klimatyczną – niemal od razu po zaprzysiężeniu prezydenta podjęła kroki ułatwiające wycinkę Amazonii wszystkim zainteresowanym. Nic więc dziwnego, że w ubiegłym roku deforestacja Amazonii była najgorsza od 2008 roku – wycięto aż 30 proc. lasów więcej niż rok temu. Chyba jednak nikt nie przypuszczał, że ten ponury rekord zostanie pobity po raz kolejny. W tym roku wylesienie objęło obszar o 9,5 proc. większy niż w roku ubiegłym. Łącznie wycięto ponad 11 tys. kilometrów kwadratowych lasów – obszar większy od terytorium Jamajki.
Podobna sytuacja ma miejsce w Borneo. Jeszcze w 1950 roku aż 90 proc. tej wyspy stanowiły lasy. Dziś szacuje się, że jest to zaledwie około 32 proc. W miejscu, gdzie dotąd były lasy, dziś często rosną palmy oleiste – to z nich powstaje olej palmowy, który dodaje się do żywności i kosmetyków. Na miejscu lasów deszczowych powstają więc przemysłowe monokultury palmowe, co nie pozostaje bez wpływu ani na bioróżnorodność, ani na emisje dwutlenku węgla. W ubiegłym roku naukowcy z Ohio State University i Yale University oszacowali, że od 1900 roku w związku z wylesieniem wyemitowano aż 92 mld ton dwutlenku węgla. Wprawdzie naukowcy podkreślili wówczas, że to dużo mniej niż pierwotnie sądzono, a stosunek ludzi do przyrody zmienia się na lepsze, tegoroczne dane, które przytoczyliśmy powyżej, nie napawają jednak optymizmem.
Pozyskiwanie oleju palmowego znajduje się w czołówce przyczyn wycinki – i w sumie nic dziwnego, bo olej palmowy znajduje się naprawdę w dziesiątkach produktów. Jeśli nie chcecie się przyczyniać do tego procederu, możecie całkowicie zrezygnować z oleju palmowego lub wybierać ten ekologiczny.
Wśród przyczyn deforestacji jest jednak także… zamiłowanie do drobiu. Jak wynika z raportu organizacji Greenpeace, każdego roku ogromne obszary lasów są wycinane w celu uprawy soi, wykorzystywanej do karmienia drobiu w Wielkiej Brytanii i innych krajach Europy. Firmy zajmujące się przemysłem mięsnym przyczyniają się do wylesiania tych cennych terenów, nie monitorując tego, skąd pochodzą rośliny przeznaczone na paszę dla ich zwierząt hodowlanych. Zresztą na paszy się nie kończy – szacuje się, że hodowla zwierząt odpowiada aż za 91 proc. wylesienia Amazonii. Gdyby te obszary, na których obecnie hodowane są zwierzęta, znów stały się lasami, antropogeniczne emisje gazów cieplarnianych spadłyby aż o 50 proc. Wygląda więc na to, że po raz kolejny odpowiedź na pytanie „jak mogę się przyczynić do poprawy sytuacji?” brzmi „ograniczyć spożycie mięsa”.
Photo by Levi Morsy on Unsplash
W pierwszej połowie 2020 roku nastąpił największy spadek emisji CO2 od 1900 roku! Większy nawet niż podczas kryzysu ekonomicznego w 2008 roku, kryzysu naftowego w 1979 roku czy II wojny światowej.
7. Wpływ pandemii na środowisko
Początek pandemii koronawirusa dla większości z nas był oczywiście niezwykle niepokojącym momentem. Prędko jednak zobaczyliśmy w niej również szansę na odrodzenie się naszej planety. Dlatego też w marcu tak chętnie dzieliliśmy się optymistycznym, ale fałszywym doniesieniem o delfinach, które pływają w czystych jak nigdy weneckich kanałach. Na szczęście potem pojawiły się także prawdziwe informacje o makakach, kaczkach, łabędziach i rybach, którym do gustu przypadły – w zależności od gatunku – niezwykle puste ulice czy czysta woda. Przyroda w wielu miejscach, które na co dzień są zadeptywane przez hordy turystów, także mogła odetchnąć z ulgą i nieco się zregenerować. Ale największe nadzieje wiązaliśmy wszyscy ze spadkiem emisji. Czy słusznie?
Choć nie ma jeszcze kompleksowych danych za cały 2020 roku, wiadomo już, że od marca spadły emisje dwutlenku węgla. Grupa międzynarodowych badaczy z inicjatywy badawczej Carbon Monitor wykazała, że podczas pierwszych sześciu miesięcy 2020 roku do atmosfery wyemitowano 8,8 proc. dwutlenku węgla mniej niż w tym samym okresie w 2019 roku. Przekłada się to na ilość tego gazu w atmosferze mniejszą o 1551 milionów ton (całkowita masa w atmosferze dwutlenku węgla wynosi około 3 biliony ton). Naukowcy opierali się na szeregu danych: dokładnych, godzinowych pomiarach produkcji energii w trzydziestu jeden krajach, dziennym ruchu pojazdów w czterystu miastach świata, dziennych lotach pasażerskich, miesięcznej produkcji przemysłowej w sześćdziesięciu dwóch krajach, a także na zużyciu paliwa grzewczego w budynkach w ponad dwustu krajach. – To, co sprawia, że nasze badanie jest wyjątkowe, to analiza skrupulatnie zebranych danych w czasie zbliżonym do rzeczywistego – wyjaśnia główny autor badania Zhu Liu z Wydziału Nauk o Ziemi na Uniwersytecie Tsinghua w Pekinie. – Patrząc na codzienne dane, byliśmy w stanie uzyskać szybki i dokładny przegląd, w tym harmonogramy pokazujące, w jaki sposób zmniejszenie emisji odpowiadało lockdownowi w każdym kraju. W kwietniu, u szczytu pierwszej fali infekcji koronawirusa, kiedy większość dużych krajów zamknęła swoje życie publiczne i część swojej gospodarki, emisje spadły nawet o 16,9 proc.
Badanie pozwala na określenie, które dokładnie elementy globalnej ekonomii najbardziej ucierpiały na pandemii. Najbardziej poszkodowany był sektor naziemnego transportu – globalna emisja CO2 zmalała tu sektorze o 40 proc. Emisja w energetyce i przemyśle zmalała natomiast o odpowiednio 22 i 17 proc. Co zaskakujące, biorąc pod uwagę większą liczbę osób pracujących zdalnie, zauważono też trzyprocentowy spadek emisji CO2 w sektorze grzewczym, lecz spowodowane jest to szczególnie ciepłą zimą. Badanie to daje nam nie tylko precyzyjny wgląd we wpływ COVID-19 na zużycie energii, lecz także umożliwia zwrócenie uwagi na kroki, które możemy podjąć w zakresie stabilizacji klimatu już po pandemii. Naturalnie istnieją uzasadnione obawy, że odnotowany spadek jest tylko chwilowy. Przytoczone badania dotyczą zaledwie pierwszego półrocza 2020 roku – bardzo możliwe, że druga połowa przedstawia się mniej optymistycznie, zwłaszcza że w wielu miejscach świata wraz z początkiem sezonu urlopowego zluzowano różne obostrzenia. Niemniej znacznie ograniczony ruch samolotowy – czyli to, co obserwowaliśmy przez znaczną część 2020 roku – z pewnością choćby do pewnego stopnia przyczyni się do obniżenia emisji. Problem jednak w tym, że emisje mogą wrócić do normy, gdy sytuacja się ustabilizuje.
Until recently, daily, activity-based estimates of global CO2 emissions did not exist. @Carbon_Monitor data reveals all sorts of interesting weekly, seasonal, and holiday dynamics: https://t.co/fGUEocfsaS May 2020 numbers coming soon. @LiuzhuLiu @IPSL_outreach pic.twitter.com/jMZfGHZ3I8
— Steven J. Davis (@SteveDavisUCI) June 17, 2020
A co z niezliczoną ilością plastikowych rękawiczek, jednorazowych maseczek czy strzykawek, które nieuchronnie idą w parze wraz ze szczepionką? Mamy nadzieję, że nie zasilą Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci.
Photo by Miguel Bruna on Unsplash
Przyszłość zależy od nas!
Co dalej? Porozumienie paryskie, Europejski Zielony Ład, koniec węgla, inwestycje w OZE
Jaka przyszłość czeka nas i naszą planetę? Jeszcze nie wszystko przesądzone. W dużej mierze będzie to zależeć od decyzji, które podejmujemy tu i teraz. Jednym z najistotniejszych kroków mających zapobiec katastrofie klimatycznej jest porozumienie paryskie. Podczas szczytu klimatycznego COP21 w 2015 roku w Paryżu przyjęło je niemal 190 państw – to więcej niż w przypadku poprzedniego dokumentu zobowiązującego kraje do dbania o klimat, Protokołu z Kioto, który w 1997 roku podpisało zaledwie 41 państw. Podstawowym celem porozumienia paryskiego jest utrzymanie wzrostu globalnej temperatury na poziomie poniżej 2 stopni Celsjusza (optymalnie 1,5 stopnia) w stosunku do poziomu sprzed epoki przemysłowej. Mowa jest także o redukcji emisji gazów cieplarnianych i osiągnięciu neutralności węglowej do 2050 roku. Stany Zjednoczone odpowiadają za niemal 17 proc. światowych emisji dwutlenku węgla (tylko Chony emitują go więcej, bo 27,5 proc.). Dlatego gdy w 2017 roku Donald Trump zapowiedział, że Stany Zjednoczone występują z porozumienia, wydawało się, że dla świata nie ma już nadziei. Na szczęście do porozumienia paryskiego zawsze można wrócić – i to właśnie zapowiedział Joe Biden. Nowy prezydent deklaruje, że będzie to jedna z pierwszych rzeczy, którą zrobi po zaprzysiężeniu. – Jako prezydent, postawię Amerykę na ścieżce prowadzącej do sektora energetyki wolnego od emisji dwutlenku węgla do 2035 roku – drogi, z której żaden przyszły prezydent nie będzie mógł zawrócić – deklaruje Biden.
Państwom Unii Europejskiej w osiągnięciu neutralności klimatycznej do 2050 roku pomóc ma z kolei Europejski Zielony Ład. Plan działań przedstawiony został w grudniu 2019 roku – niedługo po ogłoszeniu przez Parlament Europejski kryzysu klimatycznego i wystosowaniu apelu do wszystkich państw UE o utrzymaniu globalnego ocieplenia na poziomie poniżej 1,5 stopnia Celsjusza, co miało miejsce 28 listopada 2019 roku. W październiku 2020 roku Parlament Europejski przyjął mandat negocjacyjny wyznaczający cel redukcji emisji – do 2030 roku mają one spaść o 60 proc. Tylko tak możliwe będzie uzyskanie neutralności klimatycznej w perspektywie następnych dwóch dekad. Wśród strategii, które znajdują się w Europejskim Zielonym Ładzie, znajduje się plan finansowania działań klimatycznych, który wesprze zieloną transformację zwłaszcza regionów uzależnionych od paliw kopalnych, przejście na gospodarkę o obiegu zamkniętym, która zapewnia zrównoważone zużywanie zasobów, strategia różnorodności biologicznej, a także stworzenie zrównoważonego systemu żywnościowego, który będzie chronić środowisko, zapewniać zdrowe jedzenie i nie pozbawiać rolników środków utrzymania.
Zdaniem autorów raportu „Globalne ocieplenie o 1,5°C” wycofanie paliw kopalnych na rzecz ekologicznych substytutów do roku 2100 jest konieczne dla przetrwania naszej planety. – Musimy wyeliminować dopłaty do paliw kopalnych i zacząć inwestować w 100-proc. czyste źródła energii; jednocześnie te osoby, które pracują w tradycyjnych regionach gospodarki, muszą zostać przeszkolone, aby odnaleźć się w nowej rzeczywistości gospodarczo-energetycznej – powiedział sekretarz generalny ONZ Antonie Guterres podczas otwarcia szczytu klimatycznego COP24 w Katowicach. To właśnie węgiel ma najgorszy wpływ na zmiany klimatyczne – energetyka węglowa odpowiada aż za 44 proc. emisji dwutlenku węgla na świecie. Na szczęście coraz więcej państw stawia na odnawialne źródła energii, które mają rosnący udział w ich miksie energetycznym. Liderem jest tu Szwecja, gdzie od 2012 roku aż 50 proc. energii pochodzi z OZE. Tamtejszy rząd chce przejść w pełni na zieloną energię do 2040 roku. Coraz więcej państw zamyka swoje elektrownie węglowe – do Belgii, która zrobiła to w 2016 roku, dołączyła w tym roku Austria i Szwecja. Think tank Europe Beyond Coal prognozuje, że do 2025 roku zrobi to także Francja, Portugalia, Słowacja, Wielka Brytania, Irlandia i Włochy. Także Polska – powoli, bo powoli – ale podejmuje już pewne kroki w kierunku OZE. – Od grudnia 2015 roku moc instalacji fotowoltaicznych w Polsce wzrosła o 1600 proc. – powiedział w czerwcu wiceminister klimatu i pełnomocnik rządu ds. OZE, Ireneusz Zyska. zwrócił bowiem uwagę, że aktualne 10GW mocy z OZE – bo do takich liczb pod względem posiadanej infrastruktury już sięgnęliśmy – stanowi równowartość tego, co dostarczają łącznie elektrownie w Bełchatowie, Turowie i Opolu. PGE zapowiedziało z kolei ostatnio gigantyczną zmianę dotyczącą największego węglowego zagłębia w naszym kraju – od 2030 roku elektrownia w Bełchatowie ma być sukcesywnie wygaszana, zaś w zamian istnieje duża szansa, że Bełchatów i jego obrzeża staną się prawdziwym polskim zagłębiem, tyle że… odnawialnych źródeł energii! W wielu krajach świata energia słoneczna jest już tańszym źródłem elektryczności niż węgiel – mamy nadzieję, że ta tendencja będzie motorem zmian, a te najczarniejsze scenariusze katastrofy klimatycznej nie staną się rzeczywistością.