Calvin Klein rezygnuje z kolekcji ready-to-wear
Jedna z ulubionych marek amerykańskich nastolatków szokuje ostatnio coraz to nowszymi doniesieniami. Najpierw pod koniec zeszłego roku zarząd ogłosił rozwiązanie kontraktu z Rafem Simonsem, a zaraz po tym podał informację, że Calvin Klein nie będzie prezentować nowej kolekcji podczas lutowego New York Fashion Week. Obie decyzje były sporym zaskoczeniem.
Zatrudnienie Simonsa i stworzenie machiny biznesowej gotowej do produkcji sezonowych kolekcji ubrań miało być przynętą dla osób, które do tej pory zadowalały się łatwo dostępnymi i tańszymi produktami marki: perfumami, bielizną i jeansami.
To właśnie na nich Calvin Klein zbudował swoje imperium i w latach 90. zrewolucjonizował modę, wprowadzając do niej seksowne jeansy, unisex i młodziutką Kate Moss.
Dzisiaj Calvin Klein próbuje znaleźć swoje miejsce w branży. Chociaż perfumy i bielizna sprzedają się całkiem nieźle, to daleko mu do statusu marki premium. Dzieje się tak głównie ze względu na szeroką dostępność produktów, ale także z powodu braku mocnych propozycji z działki ready-to-wear. Zatrudniając Simonsa, zarząd Calvina Kleina obiecywał rozkręcenie biznesu i podbój wybiegu i co ciekawe, kontynuował te obietnice jeszcze kilka tygodni temu, zaraz po zwolnieniu belgijskiego projektanta.
Ten podbój nie potrwał jednak długo.
Kilka dni temu zarząd firmy ogłosił wycofanie się z biznesu ready-to-wear na rzecz całkowitego skupienia się na trzonie i DNA marki: perfumach, bieliźnie i denimie.
Firma musiała zwolnić łącznie 100 pracowników, którzy odpowiadali za proces produkcyjny kolekcji w Nowym Jorku i w Mediolanie. Poleciały także głowy w zarządzie i na kluczowych stanowiskach. Tak więc, zgodnie z pierwotnym zamiarem czy nie, rewolucja w marce Calvin Klein trwa w najlepsze.
Tekst: Malwa Wawrzynek