Poznajcie projektantkę, która nienawiść do zasad rządzących światem mody przekuwa w inspiracje
Można przypuszczać, że Recho Omondi w fashion-biznesie postrzegana jest jako naczelna malkontentka. Projektantka pytana o to, co jej się nie podoba w świecie mody, śmiało odpowiada: „wszystko”. Choć wydawałoby się, że takie nastawienie może zniechęcać, ją tylko napędza. Swoimi kolekcjami zwraca uwagę na przywary światka, w którym się obraca, tworząc świadomą modę.
Jej marka (nazwana od jej nazwiska) powstała w 2015 roku i opiera się na dialogu pomiędzy nowym pokoleniem projektantów a starym establishmentem, który trzyma większość władzy i wpływów. Mimo że jej debiut nastąpił zgodnie z przyjętym kalendarzem na New York Fashion Week, Omondi szybko zrozumiała, że nie chce prowadzić swojej marki, trzymając się ogólnie przyjętych zasad.
– Zrozumiałam, że będę musiała działać inaczej. Wtedy też postanowiłam, że po prostu skoczę na głęboką wodę i zacznę działać – powiedziała Recho.
Po pierwsze, Omondi zaczęła wypuszczać swoje kolekcje według własnego kalendarza – dostępne modele nie są tworzone pod kątem wymagań sezonu czy aktualnie panujących trendów. Po drugie, przestała obawiać się etykiety „czarnej projektantki” i w swoich manifestach wykorzystuje fakt, że jest czarnoskórą kobietą, w taki sposób, żeby trafić do jak największego grona odbiorców. Niektóre z jej ruchów w tym kierunku to obsadzanie jedynie czarnych modelek w kampaniach oraz bluzy z prowokacyjnymi napisami.
Projektantka porusza jednak nie tylko problemy społeczne. Kolejną kwestią, która spędza jej sen z powiek, jest marnotrawstwo. Wykorzystując tkaniny pochodzące z recyklingu i produkując niewielkie ilości ubrań, chce, aby jej brand nie przyczyniał się do powszechnej w świecie mody nadprodukcji. Tkaniny rozkładają się przecież tak długo jak plastik, a duże sieciowe koncerny typu H&M czy Zara wciąż produkują ich gigantyczne ilości, zupełnie ignorując ten problem. Omondi zwraca na to uwagę w swoim lookbooku, gdzie tłem dla modelki jest postapokaliptyczne osiedle. Dodatkowo skupia się na problemie popularności celebrytów w świecie mody i podkreśla, że w dzisiejszych czasach jedyną walutą jest rozpoznawalność i wpływy.
Mimo negatywnego spojrzenia na praktycznie każdy aspekt świata modowego, Omondi wierzy, że mówienie głośno o jego problemach jest niezbędną częścią procesu, który – miejmy nadzieję – zmieni kiedyś cały system, który rządzi biznesem fashion. Starając się równocześnie wypomnieć błędy weteranom mody, pokazuje młodym zdrowsze podejście do tworzenia i bycia projektantem.