Czy w grudniu czeka nas baby boom? Sprawdźcie, co o tym sądzą eksperci
Ostatnio pisaliśmy o tym, że według badań pary spędzają ze sobą średnio w ciągu dnia ok. 4 godziny. Obecnie, gdy wielu z nas nie wychodzi z domu, ten wynik na pewno poszybował w górę. Zaczęły się więc spekulacje na temat tego, jaki wpływ taka sytuacja będzie miała na związki. Prawnicy specjalizujący się w sprawach rozwodowych podobno zacierają już ręce. Hardeep Dillon, mediatorka rodzinna z firmy Richard Nelson, zdradza portalowi CNBC.com, że po okresie świątecznym liczba wyszukań frazy „chcę się rozwieść” wzrasta o jakieś 230 procent.
Zanim jednak zacznie nam przeszkadzać, że nasz partner za głośno mruga, może minąć trochę czasu i przynajmniej te pierwsze dni spędzimy miło, np. w łóżku.
Czy to znaczy, że za 9 miesięcy czeka nas baby boom?
Według powszechnej opinii – tak właśnie będzie.
Wszyscy przecież wiemy, skąd się biorą dzieci. Seks jest na pewno jedną z najprzyjemniejszych aktywności, którą możemy wypełniać nadprogramowy czas spędzany z naszą drugą połówką.
Ponadto wypadło nam z grafika wiele spraw, które pochłaniały naszą energię i sprawiały, że czasem byliśmy zbyt zmęczeni na amory. Teraz spędzamy czas razem i może to sprzyjać – przynajmniej w początkowej fazie – rozbudzeniu romantyzmu i uczuć, a stąd już prosta droga do sypialni.
Jak zauważa prowadząca terapie dla par Anna Kruger, stresujące okoliczności, w jakich się obecnie znaleźliśmy, mogą sprawić, że będziemy mieli większą ochotę na seks.
– W czasach przepełnionych poczuciem paniki i strachu, nasz popęd seksualny może wzrosnąć. Seks pomaga nam się na chwilę wyrwać ze stanu tych przytłaczających emocji – mówi terapeutka. Biorąc pod uwagę fakt, że podczas uprawiania miłości w naszym organizmie uwalniają się hormony i związki chemiczne, które wpływają na poprawę nastroju, to faktycznie możemy chcieć się kochać jak najczęściej. Oczywiście uprawienie seksu wcale nie musi oznaczać, że chcemy się rozmnażać. Trzeba jednak brać pod uwagę taką ewentualność brać pod uwagę. Dlatego niektóre grudniowe dzieci będą pewnie wynikiem kwarantannowej wpadki.
Co na to badania i doświadczenia z przeszłości? Zdania ekspertów są mocno podzielone. W sieci można znaleźć wiele artykułów wskazujących na to, że czeka nas grudniowy baby boom. Przywoływane są w nich wyniki badań profesora Richarda Evansa z University of Texas. Badał on skutki klęsk żywiołowych, które dotykały Amerykę w ostatnich dekadach. Zauważył, że faktycznie 9 miesięcy później odnotowywano wzrost liczby narodzin.
Przy czym, jak zauważył, rodzina powiększała się przede wszystkim u tych osób, które miały już jedno dziecko. Pary bezdzietne nie decydowały się na to, aby starać się o potomka akurat w takich trudnych czasach.
Innego zdania jest Jimie Meyer, lekarz medycyny z Yale School of Medicine. Uważa, że w obecnej sytuacji nie powinniśmy brać za bardzo pod uwagę danych dotyczących klęsk żywiołowych czy katastrof klimatycznych, ale skupić się na tych, które tyczą się sytuacji epidemiologicznych. Powołując się na sytuację, która miała miejsce w związku z wirusem Ebola, prorokuje, że możemy mieć do czynienia z niżem demograficznym. W społecznościach, które problem zachorowań dotknął wtedy najmocniej, wzrost narodzin dzieci nastąpił dopiero po ok. 11 miesiącach, licząc od czasu unormowania się sytuacji. Zdaniem Meyera za takim scenariuszem wydarzeń przemawia też logika. Kobieta, która obecnie zajdzie w ciążę, musi się liczyć z mocno ograniczonym dostępem do normalnie funkcjonującej opieki zdrowotnej – teraz i w najbliższych miesiącach. Ten fakt zapewne skutecznie zniechęca wiele par do starania się o potomka.
Obecnie nie da się więc jednoznacznie określić, czy czeka nas baby boom w grudniu. Trzeba jednak brać choć trochę pod uwagę fakt, że jeśli święta nie zrujnują naszego budżetu, to zrobią to baby showery.
Zdjęcie główne: The Honest Comapny/Unspplash
Tekst: KD