Fale ekstremalnych upałów w Afryce są bagatelizowane w oficjalnych raportach i statystykach
Wydawałoby się, że w dobie współczesnych możliwości technologicznych naukowcom udało się w rzetelny sposób skategoryzować w statystykach niemal wszystkie mierzalne prawidłowości dotyczące naszej planety. Dr Friederike Otto wraz z dr. Lukiem Harringtonem wykazali jednak poważne przeoczenie w klimatycznych modelach. W swojej pracy naukowej traktującej o falach gorąca w Afryce zwrócili oni bowiem uwagę, że anomalie w tym zakresie mające miejsce na Czarnym Kontynencie (a zwłaszcza w Afryce Subsaharyjskiej) nie są odpowiednio monitorowane.
A przecież badania jasno pokazują, że skala upałów pod względem ich częstotliwości i długości występowania oraz kulminacyjnych temperatur przyspiesza od lat 50. Największe wzrosty dotknęły Bliski Wschód, Amerykę Południową i właśnie Afrykę. Afryka Subsaharyjska, jak wynika z innych badań, jest jednym miejsc, które są najbardziej poszkodowane ekstremalnymi upałami, odstępującymi od regionalnej normy.
Tymczasem w największej globalnej bazie danych dotyczących katastrof środowiskowych z całego świata (od trzęsień ziemi po ekstremalne zjawiska pogodowe), czyli Emergency Events Database, wzmianek o upałach w tym regionie praktycznie nie ma.
Od początku XX wieku są… zaledwie dwie, a okresom skrajnego gorąca przypisano zaledwie 71 przedwczesnych śmierci w Afryce Subsaharyjskiej. Dla porównania – przez ten sam czas aż 83 tego typu fale upałów odnotowano w Europie i obarczono je odpowiedzialnością za 140 tys. zgonów! Dysproporcja bardzo rzuca się w oczy, a badacze podkreślają, że bez prawidłowego diagnozowania częstotliwości zjawiska i jego skali bardzo trudno o podejmowanie później działań prewencyjnych, które mogłyby uchronić ogromną liczbę ludzi przed konsekwencjami anomalii pogodowych. Strategię działania zmieniła na przykład Europa, nauczona doświadczeniami upalnego lata w 2003 roku (kilkadziesiąt tysięcy ofiar), ale właśnie dzięki temu, że posiadano szczegółowy wgląd w to, co się działo.
Jedną z głównych przyczyn tych analitycznych deficytów w Afryce jest oczywiście bieda, brak centralnych, koordynujących research komórek i częste zdawanie się na zewnętrzne NGO, które nie mają jak działać na taką skalę, jak by chciały.
Problematyczny jest też fakt nieco innego, mniej „radykalnego” na tle codziennych temperatur, charakteru upałów w niższych szerokościach geograficznych oraz współwystępowania różnych ekstremalnych zjawisk, tak że trudno je czasem odróżnić. W 1992 roku fala niecodziennych, trwających cztery miesiące upałów nie została wystarczająco odnotowana i przebadana, bo równolegle wystąpiła susza, która z kolei dość często zbiera swoje żniwo na kontynencie. A przecież temperatura od stycznia do kwietnia była wtedy w wielu miejscach o 3-4 stopnie Celsjusza wyższa niż w tych samych miesiącach w latach 1981-2010, co dobrze widać na poniższej grafice:
Otto i Harrington zwracają uwagę, że należy wdrożyć na tyle wyczerpujące mechanizmy dokumentowania wszelkich klimatycznych odstępstw w Afryce, by na bazie tych obserwacji można było realizować długofalowy plan profilaktyki, dzięki któremu dużo łatwiej będzie ochronić miliony ludzi.
W pierwszej kolejności należy ich zdaniem zająć się trzema rzeczami: pilotażowym programem w Ghanie i Gambii, wdrożeniem systemów wczesnego ostrzegania oraz dokładniejszym przyjrzeniem się dotychczasowym anomaliom w celu znalezienia pomocnych prawidłowości.
Tekst: WM