Best scenes 2011-2020, #1: kosmos i sci-fi

Zapraszamy na nasz nowy cykl, w ramach którego będziemy prezentować wam najlepsze sceny filmowe z lat 2011-2020. Na początek – kosmos i science fiction. Uwaga na spoilery!
.get_the_title().

Lata 2011-2020 przyniosły fanom kinematografii wiele niezapomnianych scen. Planowaliśmy wybrać dla was 10 naszych ulubionych, ale szybko okazało się, że pula fragmentów wymagających uwzględnienia w takim zestawieniu jest tak duża, że do pierwotnie zakładanej liczby trzeba by dopisać jeszcze kolejne zera. Dlatego wpadliśmy na inny pomysł.

Najlepsze sceny filmowe z ubiegłej dekady podzieliliśmy tematycznie i co tydzień będziemy serwować wam następne odcinki, w ramach których otrzymacie od nas po 5 propozycji wraz z naświetleniem ich kontekstu.

To projekt otwarty, dla wszystkich, dlatego byłoby świetnie, gdybyście w komentarzach dzielili się z nami swoimi faworytami (tylko wielka prośba – wyłącznie z zakresu tematycznego danego odcinka) i dawali się ponieść dyskusji. Uchylając rąbka tajemnicy, w kolejnych częściach pozachwycamy się wspólnie m.in. nowym kinem grozy, wirtuozerią aktorską czy filmami z drogą w tle (są tu jacyś fani 'Drive’?). Zaczniemy jednak od nieodgadnionego kosmosu i science fiction. A dodatkową zachętą niech będzie dla was fakt, że piękna międzygwiezdna sekwencja z 'Drzewa życia’ (2011) Terrence’a Malicka nie zmieściła się nawet do naszego Top 5.

1. 'Grawitacja’ (2013)

Kto miał przyjemność obejrzeć 'Grawitację’ w 3D, ten z pewnością wie, jak mocno chwytała za gardło scena bombardowania stacji kosmicznej nadlatującymi szczątkami. Ale i w wersji youtubowej można poczuć część tych emocji i technicznej maestrii. Alfonso Cuaron pod względem dramaturgicznym zadbał tutaj bowiem o każdy szczegół – wizualne detale, rozplanowanie przestrzeni do dłuuugiego ujęcia, coraz większą nerwowość ruchów bohaterów – tak że możemy mówić o sekwencji rodem z thrillera. Atmosfera gęstnieje z każdą sekundą, co pogłębiają kolejne komunikaty otrzymywane przez astronautów, zaś obok obrazu niezwykle istotny przy doświadczaniu immersji jest dźwięk. Audialne, lekko przytłumione niuanse przy każdym dotyku, przeskoku i przelocie to jedno, jednak atmosferę zaszczucia potęguje tutaj niepokojąca, pulsująca ścieżka dźwiękowa od Stevena Price’a. Posłuchajcie sami, jak każde, początkowo niespieszne, maźnięcie syntezatora jest ukierunkowane na wywołanie podskórnego dreszczu. Kulminacyjna rozwałka to już zaś prawdziwy majstersztyk. Gdy kolejne części stacji ulegają destrukcji i szaleńczo obracają się i rozrywają, w trójwymiarze miało się wrażenie, że 'kosmiczne śmieci’ próbowały po prostu wylecieć z ekranu prosto na widza.

Jeśli gdzieś można było szukać w latach 2011-2020 namiastki tego, czego w 1895 roku doświadczyli uciekający w popłochu z kin widzowie 'Wjazdu pociągu na stację w Ciotat’ braci Lumiere, to właśnie w 'Grawitacji’.

Alfonso Cuaron zaaranżował szkatułkowe arcydzieło i, co godne podkreślenia, zrobił to mimo posiadania w obsadzie tak opatrzonych twarzy, jak te George’a Clooneya i Sandry Bullock, które w teorii mogłyby zabrać całą frajdę z wczuwania się w te wydarzenia. Niewątpliwie jedna z najbardziej artystycznych, a przy tym emocjonujących, kosmicznych scen, jakich dostarczyły nam w rozważanej dekadzie mainstreamowe produkcje. O jej szczegółach możecie poczytać tutaj.

2. 'Anihilacja’ (2018)

Moment kontaktu z 'Anihilacji’ Alexa Garlanda to kolejny przykład sceny, która stopniem dopracowania w zakresie mariażu obrazu i dźwięku powoduje opad szczęki. Sceny niezwykle wręcz sterylnej i z marszu kultowej. Zimne, hipnotyczne, elektroniczne brzmienie, za które odpowiadają Ben Salisbury i Geoff Barrow, odzwierciedla tutaj kolejnymi modulacjami i nerwowymi motywami emocje bohaterki, która wchodzi w kontakt z obcym. No właśnie – sam moment zawiązania tej relacji, to, jak oddano tutaj tę istotę, proces jej formowania, niuanse, to jedna z najwspanialszych tego typu wizualizacji w całej historii kina. Nie chcemy jednak pisać więcej o fabularnych detalach, żeby zanadto nie spoilować. Wspaniała jest też dalsza część, gdy materializuje się tajemnicza postać. Jeśli jesteście fanami traktowania tańca (lub czegoś na jego wzór) jako narzędzia do budowania grozy, jak w 'Climaxie’ czy 'Suspirii’, będziecie zachwyceni.

Mamy tu bowiem filozoficzny i głęboki teatr naśladownictwa, który polecamy wszystkim nauczycielom języka polskiego jako oryginalny współczesny przykład zastosowania motywu mimesis.

No, co my wam możemy powiedzieć – cudo. I raz jeszcze podkreślmy niesamowity soundtrack na całej długości tej sekwencji, który pozwala emocjonalnie zupełnie się w niej zatracić. 'Anihilacja’, po dość długim zawiązaniu akcji wypełniona jest kilkoma takimi audiowizualnymi perełkami. Bardzo blisko naszej topki zakręciła się choćby scena ze zmutowanym niedźwiedziem – i tu, by docenić ją jeszcze bardziej, warto znać fabułę.

3. 'Nowy początek’ (2016)

Tak się złożyło, że nasz wybór znów padł na scenę kontaktu z obcymi, jednak tym razem potraktowaną z zupełnie innej perspektywy niż w 'Anihilacji’, bo… lingwistycznej. Niesamowite jest to napięcie, jakie zbudował Denis Villeneuve (tak, ten od 'Diuny’) w tak obrazowej sytuacji międzycywilizacyjnego dialogu, której hipotetyczny przebieg wyobrażał sobie pewnie na własny sposób każdy z nas.

Co czyni ten fragment tak świetnym? Po pierwsze sfera wizualna – kosmici wyglądają obłędnie, a sprowadzeni do roli istot nastawionych na komunikację nabierają dodatkowej głębi i tajemniczości.

Sam używany przez nich język i to jak jest wyrażany przyciąga uwagę, a przecież wspaniały klimat buduje też scenografia – zimna, przydymiona, ze starannie wydzieloną przestrzenią, w której obcy mogą zaistnieć z całą mocą. Po drugie: soundtrack! Po raz kolejny widać, a raczej słychać, ile dobrego wnosi w ostatnich latach do światowej kinematografii niepokojąca, mroczna elektronika. Tu pokłony należą się zmarłemu niestety dwa lata po premierze Johannowi Johannssonowi. Minimalistycznie potraktowany dźwięk podkreśla kulminacyjne momenty w uzależniający i przyspieszający tętno widza sposób. Po trzecie wreszcie: aktorstwo – Amy Adams spisała się tu na medal, podobnie jak reszta obsady. 'Arrival’ z dumą może rozgościć się wśród jeszcze świeżych, ale już klasycznych filmów sci-fi z intelektualnym zacięciem.

4. 'Strażnicy Galaktyki vol. 2′ (2017)

Filmy o superbohaterach w latach 2011-2020 niewątpliwie zawładnęły mainstreamem. Scen dobrych, bardzo dobrych lub nawet świetnych można w nich oczywiście znaleźć bez liku. Dla jednych ulubioną będzie monumentalna bitwa z 'Avengers: Infinity War’ (2018):

Dla innych poświęcenie Tony’ego Starka (’Avengers’, 2012):

Jeszcze inni docenią pewnie najbardziej manipulowanie i zabawę czasem w 'X-men: Przeszłość, która nadejdzie’ (2014):

Dlaczego więc postawiliśmy właśnie na pełną humoru naparzankę z 'Guardians of the Galaxy Vol. 2′? Przede wszystkim dlatego, że jak w soczewce skupiają się w niej wszystkie najważniejsze cechy, które pozwoliły produkcjom spod znaku superhero zdominować rynek (a poza tym kosmiczny szop to przecież jeden z najfajniejszych bohaterów dekady w kinie!).

Mamy tu więc nieustanną akcję, kalejdoskop barwnych bohaterów, lekką formę i dynamiczny montaż. Kill count rośnie szybko, zaś kolejne postaci prześcigają się pod względem wymyślności tego, w gruncie rzeczy komiksowego, mordu.

Wspomnianego szopa i zawziętego drzewka nie sposób nie uwielbiać, zwłaszcza że to drugie i w powyższej sekwencji ma sporo okazji do wyzłośliwiania się.

5. 'Interstellar’ (2014)

Wodna planeta z 'Interstellar’ Christophera Nolana, razem z jej gwałtowny 'buntem’ niedługo po przybyciu na powierzchnię bohaterów, również na dobre wpisała się w krajobraz najbardziej charakterystycznych momentów kina science fiction poprzedniej dekady. Pamiętacie takiego potworka z lat 90. pt. 'Wodny świat’, w który wpompowano ogromne pieniądze, a okazał się spektakularną klapą? Powyższą scenę, z lekkim przymrużeniem oka, można uznać za pełną rehabilitację Fabryki Snów w tym zakresie.

Wrażenie wywiera zwłaszcza efekt gwałtownego podnoszenia się fal i późniejszej nerwowej ucieczki z tej śmiertelnej pułapki.

'Interstellar’, choć troszkę nierówny, zawiera w sobie oczywiście więcej scen zasługujących na umieszczenie w tego typu zestawieniu, zwłaszcza że obraz stał się też podłożem do snucia (nawet przez laików!) głębszych fizycznych dywagacji o przestrzeni i czasie, a za takie dydaktyczne walory należy się mu dodatkowa pochwała. Duża w tym zasługa np. motywu z tesseraktem (uśmiechną się tu też pewnie fani Marvela), czyli hipersześcianem, również zostająca w pamięci jeszcze na długo po seansie, gdy bohater rozpaczliwie próbuje… a, nie będziemy psuć niespodzianki osobom, które jeszcze nie widziały.

Z innych kandydatów nie można też zapomnieć o:

Oraz:

Na sam koniec, dla rozluźnienia od świadomości, że wszyscy jako jeden maleńki punkt tkwimy gdzieś w tym kosmicznym ogromie, z którym twórcy – jak widać na bardzo różne sposoby – próbują się mierzyć, sekwencja w sam raz na wychillowanie (zwróćcie uwagę jak kapitalną rolę odgrywa w niej muzyka!):

Kolejnej części cyklu wypatrujcie już za tydzień, a póki co chętnie poczytamy o waszych typach, które mogłyby dopełnić naszą listę!

Tekst: WM

KULTURA I SZTUKA