Kiedy zrodził się patriarchat? Gdy zaczęliśmy gromadzić
Patriarchat jest tak bardzo wkomponowany w nasze dzieje i mocno zakorzeniony w naszej kulturze, że do niedawna nie był nawet zidentyfikowany jako pojęcie. Tymczasem teraz pojawia się na wszystkich elementach garderoby, transparentach, w książkach i w hasztagach. Na blokowiskach i na czerwonych dywanach. I wiele tłumaczy – od zakazu aborcji po ataki inceli. Łączy epidemie gwałtów w Indiach, aferę Weinsteina, gender pay gap, drinki z GHB, urlopy tacierzyńskie i czarne marsze.
Niektórzy zaprzeczają jego istnieniu albo próbują udowodnić, że jest dziś tak marginalny i blady, że w ogóle nie warto o nim mówić. Dla innych jest jednym z podstawowych problemów i czynników hamujących rozwój naszego gatunku.
Tym jednym słowem próbujemy opisać istnienie ciągłej, wszechobecnej i pozornie nieusuwalnej nierówności między płciami. Świat był do niedawna opowiadany wyłącznie głosem mężczyzn, być może stąd zdolność patriarchatu do utrzymania statusu szarej eminencji ludzkich społeczności. Jest jeszcze jedna cecha, którą patriarchatowi odruchowo przypisujemy. Jego naturalność. Tłumaczymy ten stan rzeczy jakimś wrodzonym parametrem – większą siłą fizyczną mężczyzn, presją selekcyjną i ich tendencją do współzawodnictwa, emocjonalnością albo biernością kobiet. Tak czy inaczej, uważamy męską dominację za stan naturalny, wynik fizycznych albo psychicznych, ale biologicznych różnic między płciami. A z biologią nie można przecież dyskutować. Okazuje się jednak, że patriarchat nie tylko nie jest stanem naturalnym homo sapiens, ale wręcz stosunkowo nowym wynalazkiem, na który wcale nie zostaliśmy skazani przez naturę.
Podstawową wartością wczesnych ludzkich społeczności była równość jednostek. Także pod względem płci.
Na początku wszyscy byli równi
Do 1960 uważano, że łowcy-zbieracze byli społecznościami z gruntu patriarchalnymi, bandami blisko spokrewnionych samców z ich zupełnie niespokrewnionymi kobietami, które służyły do produkcji dzieci. Współpraca ograniczała się do wspierania interesów ludzi genetycznie pokrewnych, trochę jak w 'Samolubnym genie’ Richarda Dawkinsa. Krótko mówiąc, ich życie było krótkie, brutalne, wypełnione walką o jedzenie i terytorium. Tę błędną narrację obalono w 1966 roku, podczas konferencji 'Man the Hunter’, która zupełnie zmieniła postrzeganie stylu życia i wartości, jakimi kierował się pierwotny dzikus. Okazało się, ku ogólnemu niedowierzaniu, że przez około 95 proc. istnienia naszego gatunku nie tylko nie istniał patriarchat, ale większość ludzkich grup łowców-zbieraczy żyła w stanie totalnej równości. Jakiekolwiek hierarchie – gerontokracja, nierówności ekonomiczne, religie, autorytety czy dyskryminacja rasowa – po prostu nie istniały. Nie dlatego, że społeczności te były zbyt głupie i prymitywne, żeby wpaść na to, jak zdominować innych, ale dlatego, że istniały specjalne procedury i instytucje, które tę równość zapewniały. Łowcy-zbieracze w kwestii równości nie byli bierni. Według antropologa Richarda Lee byli wręcz zaciekle egalitarni. Z zapamiętaniem praktykowali system 'odwróconej dominacji’, który uniemożliwiał przejęcie władzy nad innymi. Dodatkowo eliminowali ze struktur jednostki dominujące, antyspołeczne i agresywne, co zapewne miało również wpływ na cechy przekazywane następnym pokoleniom.
Społeczności łowiecko-zbierackie w dżunglach i na pustyniach Afryki, Azji i Ameryk przemieszczały się od obozu do obozu, szukając łownej zwierzyny i jadalnych roślin. Miały przyjaciół i krewnych w sąsiednich grupach i utrzymywały z nimi pokojowe stosunki. Większości tych społeczeństw wojna była nieznana. Dominował etos kulturowy, który kładł nacisk na indywidualną autonomię, niedyrektywne metody wychowawcze, brak przemocy, dzielenie się, współpracę i dobrowolne podejmowanie decyzji. Podstawową wartością była równość jednostek.
Kluczem do długowieczności modelu życia łowców-zbieraczy była ekonomia natychmiastowego zwrotu.
Weźmy za przykład Buszmenów, których przodkowie zostali na Kalahari, podczas gdy druga gałąź homo sapiens niespokojnie ruszyła na północ, stopniowo kolonizując resztę planety. Lud ten można spokojnie uznać z najbardziej udaną cywilizację w całej historii ludzkości. Oczywiście jeśli sukces cywilizacji mierzymy jej długowiecznością. Kluczem do sukcesu Buszmenów było ich podejście ekonomiczne, a dokładnie uprawiana przez nich ekonomia natychmiastowego zwrotu. Oznaczało to tyle, że nigdy nie gromadzili i nie przechowywali żywności czy zasobów. Pracowali przeciętnie tak długo, aby zaspokoić swoje obecne potrzeby, nie dłużej. – Czasami łowca-zbieracz może zdobyć więcej niż wystarczającą ilość pożywienia, podczas gdy w inne dni lub tygodnie nie zdobędzie nic – tłumaczy Mark Dyble z UCL Anthropology. – Z tego powodu dzielenie się pożywieniem miało i ma kluczowe znaczenie dla ich przetrwania. Prawdopodobnie dotyczy to zarówno łowców-zbieraczy z przeszłości, jak i tych współczesnych. Hiperkooperacja, dzielenie się i wielopoziomowe struktury społeczne nie wynikały z ich pierwotnej szlachetności i braku samolubnych instynktów. Współpraca i równość były zwyczajnym warunkiem przetrwania, dlatego poświęcali im dużo czasu i energii.
Równość dotyczyła także płci. Choć istniał umowny podział pracy, co nie oznacza, że kobiety nie polowały, a mężczyźni nie zajmowali się aktywnie dziećmi. Kobieta i mężczyzna dostarczali plemieniu podobne ilości kalorii. Odkrycie peruwiańskiej łowczyni skłoniło badaczy do poszukiwania żeńskich myśliwych grubej zwierzyny łownej w późnych plejstoceńskich i wczesnoholoceńskich miejscach pochówku w całej Ameryce Północnej i Południowej. Spośród 429 szczątków rozmieszczonych na 107 cmentarzyskach, 26 było pozostałościami po łowcach. 11 z nich było kobietami, a 15 to mężczyźni. Badacze napisali: '[Ta próbka uzasadnia] wniosek, że udział samic we wczesnych polowaniach na grubą zwierzynę prawdopodobnie nie był trywialny’ – sądzą badacze. Z analiz statystycznych pokazuje, że od 30 do 50 proc. myśliwych stanowiły kobiety.
Drogą do ustanowienia i utrzymania patriarchatu okazała się patrylokalność – czyli zasada, że nowe rodziny pozostają przy krewnych mężczyzny.
12 tys. lat temu do władzy doszli mężczyźni
Około 12 tys. lat temu masowo zaczęły pojawiać się społeczności hierarchiczne i dziś prawie każda ludzka grupa jest w tej sposób zorganizowana (z wyjątkiem 100-200 tys. ludzi, którzy do dziś żyją w egalitaryzmie). Razem z hierarchią pojawił się patriarchat. Co się wtedy wydarzyło? Dzięki postępom nauki, w tym genetyki, możemy dziś odpowiedzieć na to pytanie. Jak w przypadku wielu, jeśli nie większości przełomów w historii naszej cywilizacji zadecydowała zmiana zewnętrznych warunków, czyli zmiany klimatu – w efekcie ograniczenie dostępu do wolnych zasobów i odkrycie uprawy roślin na własne potrzeby. Doprowadziło to do zmian w stylu życia i ekonomii. Przestaliśmy być nomadami, zaczęliśmy zamieszkiwać i odkładać na później. Posiadać, gromadzić i walczyć o lepsze terytorium. Tym mądrzejszym, ciężej pracującym albo sprytniejszym, przebieglejszym w chwilach kryzysu zgromadzone bogactwo zapasów dawało przewagę, budując ich dominację.
Skoro zaczęliśmy walczyć o terytorium, konieczna była jego obrona. Mimo że kobiety były cenionymi wojownikami, nie były niezawodne, bo stosunkowo często w tamtych czasach zapadały na dziewięciomiesięczne niedyspozycje. Choć w egalitarnym świecie kobieta i mężczyzna razem decydowali, gdzie będą mieszkać, gdy już połączą się w pary, w nowej, terytorialnej rzeczywistości wybrano patrylokalność – czyli zasadę, że nowe rodziny pozostają przy krewnych mężczyzny. Grupa blisko spokrewnionych mężczyzn była bardziej efektywna w obronie plemienia (a w rezultacie interesów genetycznie spokrewnionych osób), ale też w obronie mężczyzny w przypadku konfliktu z partnerką. Facet znajdywał wsparcie w otoczeniu krewnych, podczas gdy kobieta wyrwana ze swojego środowiska, bez protekcji rodziny i innych kobiet – które również dołączyły do plemienia bez swojej grupy wsparcia – znalazła się na podporządkowanej pozycji. W ten sposób mężczyzna zyskał ostateczną przewagę, bo odrzucenie przez grupę oznaczało śmierć.
Konsekwencją patriarchatu stał się feudalizm – ustrój społeczny oparty na hierarchicznej zależności (nierówności) jednostek, utrzymywany dzięki zasadzie dziedziczenia majątku przez męską linię.
Ta historia narodzin patriarchatu poparta została badaniami naukowców z Uniwersytetu Sapienza. Z badań mitochondrialnego DNA (dziedziczone po matkach) i markerów genetycznych na chromosomie Y (dziedziczone po ojcach) w 40 populacjach Subsaharyjskiej Afryki wynika, że kobiety w populacjach łowców-zbieraczy – takich jak Kung i Hadza – częściej pozostawały z matkami po ślubie niż kobiety z populacji produkujących pożywienie. W przypadku mężczyzn było odwrotnie, co sugeruje, że uprawa roślin jest skorelowana ze społeczeństwami patrylokalnymi. Wraz z nadejściem rolnictwa i gospodarstw domowych ludzie zaczęli się osiedlać. Zdobyli zasoby do obrony, a władza przeniosła się na silniejszych fizycznie mężczyzn. Ojcowie, synowie, wujkowie i dziadkowie zaczęli mieszkać blisko siebie, własność przeszła na linię męską, a autonomia kobiet uległa erozji. W rezultacie pojawił się patriarchat.
Nie jesteśmy jedynym gatunkiem, których organizuje swoje społeczności w ten sposób. Samce patriarchalnych szympansów bywają złośliwe w stosunku do samic, zabierają im pokarm, zmuszą do kopulacji podczas owulacji, a nawet za karę zabijają, a życie spędzają w grupie, w której się urodziły, podczas gdy samice samice odchodzą w wieku dojrzewania. W rezultacie samce w grupie są ze sobą bliżej spokrewnione niż samice. A ponieważ krewni chętniej sobie pomagali, zyskali przewagę.
Dziś łatwiej nam sobie wyobrazić koniec świata niż powrót do stanu naturalnego egalitaryzmu. Powoli jednak zaczyna docierać do nas, że chroniczne gromadzenie nie przekłada się dłużej na rozwój, a zamiast tego jest źródłem budowania systemowych nierówności, podobnie jak patriarchat, prowadząc raczej w kierunku cywilizacyjnej zagłady.
Tekst: AvdB