„Baby fever”, czyli obsesja, która może zawładnąć każdym
„Baby fever” to silne fizyczne i emocjonalne pragnienie posiadania dziecka, często graniczące z obsesją. Zjawisko znane w kulturze popularnej, ale niezbyt dogłębnie zbadane przez naukę. O „baby fever” możemy mówić, kiedy pomimo braku dwustu metrów kwadratowych do dyspozycji, stabilnej pozycji zawodowej oraz kilku godzin dziennie do zagospodarowania – w planach warunek konieczny prokreacji – odczuwamy potrzebę posiadania potomstwa.
Kiedyś uważano, że za nieuzasadnioną ekonomicznie chęć posiadania potomstwa odpowiedzialny jest jedynie „tykający zegar biologiczny” – wynik burz kobiecych hormonów. W ciągu ostatniej dekady nieliczne, ale znaczące badania wykazały, że sprawa jest zdecydowanie bardziej skomplikowana. Badaniom nad potrzebą posiadania dziecka poświęcił się między innymi profesor psychologii Gary Brase z Uniwersytetu Stanowego w Kansas.
Na początku wykazał, że „baby fever” dotyka obie płcie, choć nie po równo. Kobiety odczuwają to częściej, ale wraz z wiekiem oraz kolejnymi porodami – mniej intensywnie.
Odwrotnie ma się sprawa u mężczyzn, u których pragnienie występuje rzadziej, ale im są starsi, tym silniej może być odczuwane.
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czym jest „baby fever”. Wiadomo natomiast, czym nie jest. Nie jest zjawiskiem związanym z popędem seksualnym ani instynktem macierzyńskim, jak kiedyś sugerowano. Tym teoriom przeczy choćby fakt, że osoby, które chcą uprawiać seks, bardzo często nie czują potrzeby posiadania dziecka i odwrotnie, a instynkt macierzyński to nie tylko domena kobiet, które wcześniej odczuwały silną potrzebę posiadania dziecka. Nie potwierdziły się również podejrzenia naukowców zakładające kluczową rolę socjalizacji w powstawaniu „baby fever”. Zakładano, że kobiety, które silniej wierzą w tradycyjne role płciowe, silniej również pragną jednej z tych ról – macierzyństwa – dla siebie. Jednak badania tego nie potwierdziły.
Czym zatem jest spowodowana obsesyjna chęć posiadania dziecka? Brase porównuje ją z instynktowną reakcją na widok ulubionego smaku lodów. Widzimy je i choć nie jesteśmy głodni, chcemy je mieć, bez względu na konsekwencje i „koszt” jaki przyjdzie nam ponieść później (w tym przypadku kosztem może być dodatkowy kilogram czy godzina na bieżni). Pragnienie dziecka, analogicznie, dotyka nas bez względu na okoliczności – warunki mieszkaniowe, zarobki, tryb pracy. Dotychczasowe aspiracje, marzenia i plany nagle mają drugorzędne znaczenie.
„Baby fever” jest zjawiskiem o ukrytej wieloczynnikowej strukturze. Jedno z badań przeprowadzonych przez Brasea polegało na analizie mediów społecznościowych.
Okazało się, że osoby, które w swoich tweetach użyły hashtaga #babyfever, miały niedawny kontakt z dzieckiem i zazwyczaj pozostawały w romantycznym związku.
Zdecydowanie rzadziej tweety wyrażały żal lub pochodziły od singli. „Baby fever” może być zatem zaawansowanym mechanizmem psychologicznym, który rozwinął się w toku ewolucji, efektem ubocznym naszej kultury lub, co bardzo prawdopodobne, połączeniem obu tych czynników. Nie bez znaczenia wydaje się też być presja być rówieśnicza. Jeśli znajomi mają dzieci, ich doświadczenia mogą być podświadomie interpretowane jako powód, dla którego my również powinniśmy to zrobić.
Wygląda na to, że „baby fever” może być splotem pewnych czynników, ale również wynikiem pewnego dysonansu. Zdaniem Lisy McAllister z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii, badającej rdzenne populacje boliwijskiej Amazonii, w społeczeństwach nieuprzemysłowionych status jest często silnie powiązany z rozmiarem rodziny – mnogość potomstwa wskazuje na zdrowie, bogactwo i witalność swoich rodziców. W społeczeństwach rozwiniętych sprawa jest bardziej skomplikowana. Coraz częściej młodość inwestujemy w karierę, edukację i inne aktywności, które mają podnieść nasz status i bogactwo. Więcej czasu zajmuje nam też znalezienie partnera. Biologiczne dążenie do reprodukcji dotyka nas w trochę inny sposób – później, ale silniej – ponieważ okres życia reprodukcyjnego jest ograniczony.
Tekst: Aleksandra van den Born