Niewyjaśnione sprawy #16: morderstwo rodziny Miyazawa
Dziś w naszym cyklu przenosimy się do Japonii, która generalnie uważana jest za bezpieczny kraj. Statystyki kryminalne w porównaniu do innych państw są tam niezwykle niskie, a pod względem liczby morderstw znajdowała się ona na szarym końcu. Dlatego też ta zbrodnia tak mocno wstrząsnęła tamtejszą opinią publiczną. Tokijska dzielnica Setagaya, w której doszło do tego wydarzenia, także jest uważana za spokojną. Czteroosobowa rodzina Miyazawa mieszkała tam od lat 90. Kiedy się wprowadzili, w okolicy żyło około 200 rodzin. W związku z planami rozbudowy parku, który znajdował się na tyłach domu, który zamieszkiwali, okolica stopniowo się wyludniała.
W 2000 roku większość domów stała już pusta, tylko w 4 mieszkali ludzie. Rodzina Miyazawa, która także planowała rychłą przeprowadzkę, nie wyróżniała się niczym specjalnym.
44-letni Mikio pracował w firmie Interbrand, jego żona, 41-letnia Yasuko, była nauczycielką, mieli dwójkę dzieci: 8-letnią Niinę i 6-letniego Rei. Tuż obok ich domu stał drugi, w którym mieszkała matka Yasuko. Rankiem 31 grudnia kobieta chciała zadzwonić do córki, ale telefon był wyłączony. Zaniepokojona udała się więc do ich części domu, otwierając drzwi własnym kluczem. To, co zobaczyła, zmieniło jej życie już na zawsze. Gdy weszła do domu, uderzyła ją grobowa cisza – żadnych odgłosów typowych dla porannej krzątaniny, żadnego postukiwania sztućców czy rozmów. Szybko przekonała się, dlaczego. Na korytarzu pierwszego piętra natknęła się na Mikio, który leżał zadźgany w kałuży krwi. Pozostali członkowie rodziny także byli martwi.
Poprzedni wieczór wyglądał zupełnie typowo: Yasuko z córką oglądały coś w telewizji, najmłodszy syn spał, a Mikio pracował przed komputerem co najmniej do 22:38, kiedy to logował się na e-mail. Kiedy wszystko się zmieniło? Konkretnego czasu nie udało się ustalić, nie do końca wiadomo też, w jaki sposób morderca dostał się do domu, choć najpopularniejsza teoria mówi, że wszedł przez okno w łazience, które wychodziło na park. Najpierw trafił do pokoju małego Rei, który natychmiast został uduszony. Zaniepokojony hałasem Mikio udał się na górę, gdzie zaczął szamotać się z napastnikiem. Zginął, gdy morderca wbił mu w głowę nóż do sashimi. Ostrze zostało w środku, więc mężczyzna wziął z kuchni kolejny nóż, który posłużył mu do zamordowania matki z córką. Próbowały uciec i się schować, ale się nie udało – obie zginęły brutalnie zadźgane, Niina została też przed śmiercią pobita. Prawdopodobnie miało to miejsce około 23:30, bo wówczas rezydująca tuż obok rodzina (w domu matki Yasuko przebywała wówczas także jej siostra z mężem) usłyszała jakiś hałas.
Co stało się później? Wbrew temu, co można by było przypuszczać, morderca wcale nie opuścił domu.
Wręcz przeciwnie – siedział tam jeszcze co najmniej dwie godziny. Usiadł do komputera, wypił 4 butelki mrożonej herbaty, zjadł lody, opatrzył swoje rany, skorzystał z toalety (i nie spuścił wody), a nawet zdrzemnął się na kanapie. Przebrał się też w czyste ubrania, zostawiając te, w których zamordował rodzinę Miyazawa, na miejscu zbrodni. Ukradł trochę pieniędzy, jednak nie tyle, by wskazywało to na motyw rabunkowy.
Na miejscu została ogromna ilość dowodów i wskazówek. Japońska policja pracowała skrupulatnie – nie tylko zabezpieczyła ślady, ale też sprawdziła, skąd pochodzą ubrania i nóż mordercy, a także przeanalizowała jego odchody. Wszystko to jednak nie zbliżyło jej do ujęcia sprawcy – jego DNA i odcisków palców nie było w żadnej bazie, a typ krwi niewiele rozwiązywał. Skład odchodów wskazywał wprawdzie na to, że mógł mieszkać z rodziną i udało się ustalić, gdzie zostały kupione ubrania, a nawet, że uprane zostały w twardej wodzie, czyli nie w Japonii, tylko być może w Korei Południowej. W torbie biodrowej, którą zostawił na miejscu zbrodni, znajdował się natomiast piasek z okolic Kalifornii. Po latach udało się nawet ustalić, że matka sprawcy pochodziła z Europy. Jednak kim był on sam?
Wydawało się, że wszystkie te ślady raczej komplikują sprawę, zamiast przyczynić się do jej rozwiązania.
W śledztwie wzięło udział niemal 250 tys. funkcjonariuszy, którzy zbadali 12,5 tys. dowodów. Sprawdzono odciski palców 5 mln osób, DNA ponad 1 mln. Wszystko na nic. Ponad 20 lat później wcale nie jesteśmy bliżej namierzenia tożsamości mordercy.
Tekst: NS