Większość zaawansowanych mikroprocesorów pochodzi z jednej firmy na Tajwanie. Reszta świata obserwuje jej ruchy
TSMC w ciągu ostatniej dekady stała się najważniejszą firmą tworzącą półprzewodniki, mikrochipy i mikroprocesory, warta jest 550 miliardów dolarów i jest jedenastą najcenniejszą firmą świata. Ich produkty znajdziemy przede wszystkim w iPhone’ach, wielu komputerach i samochodach, jednak nie zawsze będą oznaczone ich logiem – zamiast tego widnieć będzie logo designerów, np. Apple lub Qualcomm. To właśnie współpraca z Apple, rozpoczęta w 2013 roku, wywindowała TSMC na szczyt. Tajwańczycy stali się wyłącznym producentem mikroprocesorów dla amerykańskiej firmy, która zrezygnowała wówczas z usług Samsunga. Firmy takie, jak Nvidia, AMD czy Qualcomm porzuciły własną produkcję na rzecz importu z Tajwanu, ponieważ mogły dzięki temu rozwijać się bez utrzymywania fabryk. Przez to TSMC powoli stawała się monopolistą na rynku.
– Siła tego modelu nie była oczywista, dopóki nie osiągnęli wielkiej skali. Od kiedy tak się stało, zmieniła się cała gra – powiedział David Yoffie, profesor z Harvard Business School i były członek rady dyrektorów Intela.
Co wyróżnia TSMC to nie ilość tworzonego sprzętu, lecz jego jakość.
Ich mikroprocesory są niezwykle rozwinięte, skomplikowane i zarazem miniaturowe – idealne do technologii najnowszej generacji.
Tranzystory, które wykorzystują, mają grubość jednej tysięcznej ludzkiego włosa. Każdy chce produktów na tym poziomie, aby rywalizować z konkurencją, więc taki sprzęt jest gorącym towarem. Rzadko kto jednak jest w stanie taki sprzęt wyprodukować — co więcej, TSMC odpowiada obecnie za produkcję aż 92 proc. wszystkich najlepszej jakości mikroprocesorów. To jednak oznacza, że cała najnowsza technologia i wszystkie firmy tworzące produkty z wykorzystaniem mikrochipów polegają na tej jednej firmie z Tajwanu – wyspy, która jest w centrum sporu między USA a Chinami, wyspy, która, mimo że intensywnie handluje z Państwem Środka, jest z nim fundamentalnie skłócona.
Zresztą, zdaniem wielu analityków, to właśnie TSMC jest tym, co stoi na drodze do wzięcia Tajwanu siłą.
Chiński przemysł technologiczny, który ma rywalizować z amerykańskim i dąży do światowej hegemonii, w znacznym stopniu polega na tajwańskich mikroprocesorach. Tajwańscy politycy nazywają tę gałąź przemysłu „krzemową tarczą”, która chroni ich przed militarnym konfliktem z Chinami.
Dlatego firmy takie, jak TSMC mogą liczyć na ogrom państwowej pomocy i dotacji.
Dlatego też celem TSMC jest utrzymanie swojego monopolu, nawet teraz, w czasie światowego niedoboru mikroprocesorów, który doprowadził już do załamania się przemysłu motoryzacyjnego w Niemczech – przykładowo Audi musiało zwolnić 10000 pracowników, z powodu wstrzymania produkcji nowych modelów samochodów wykorzystujących najwyższej jakości mikroprocesory. TSMC odpowiedziało na nowe wyzwania, zwiększając produkcję aż o 60 proc. w ciągu jednego roku. Było to jednak niewystarczające. TSMC nie jest w stanie samotnie odpowiedzieć na potrzeby całego świata.
Z tego powodu doszło do spotkania między Joe Bidenem a przedstawicielami TSMC w celu dogadania współpracy i otwarciu fabryki na amerykańskiej ziemi. W ten sposób TSMC zwiększy swoją produkcję, a Ameryka miałaby zapewnioną dla siebie część procesorów, zanim cała reszta się na nie rzuci. Co więcej, wskutek antychińskiej polityki amerykańskiej, TSMC zdecydowała się obrać stronę USA i zrezygnowała ze współpracy z Huawei. TSMC ma do 2024 roku zbudować w Arizonie fabrykę za kwotę dwunastu miliardów dolarów, w zamian za ulgi. Czy to znaczy, że TSMC powoli tracić będzie swoją scentralizowaną siłę i będzie oddawać część produkcji w zamian za polityczne wpływy? Problem polega na tym, że fabryka w Arizonie produkować będzie pięcionanometrowe chipy. Natomiast w 2024 roku standardem powinny być chipy trzynanometrowe. TSMC odda więc część swojej produkcji Amerykanom, ale, jak na ich standardy, będzie już ona praktycznie przestarzała.
Wejście na rynek procesorów jako konkurencyjna, wartościowa firma jest niezwykle trudne. Dogonienie jakości TSMC wymaga olbrzymich kosztów na rozwój, aby być w stanie zagrozić ich prymatowi. Mikroprocesory są obecnie tak zaawansowane i rozwijają się tak szybko, że nawet przy odpowiednim wsparciu, producenci być może będą widzieć tylko, jak obecnie przodujące firmy uciekają jeszcze dalej.
IC Insights uznało, że „inne kraje musiałyby wydać 30 miliardów dolarów rocznie przez pięć lat, aby mieć jakąkolwiek szansę na sukces.”
Niemniej Biden przygotował wart pięćdziesiąt miliardów dolarów plan wsparcia dla krajowej produkcji procesorów. Tak samo Chiny uznały za swój priorytet gospodarczy uniezależnienie się od tajwańskich dostaw mikroprocesorów. Unia Europejska natomiast chce do 2030 roku produkować 20 proc. najnowszej generacji chipów, dzięki nakładowi w wysokości 150 miliardów dolarów. Czy ktoś jednak dogoni Tajwan?
Zdjęcie główne: John Cameron/Unsplash
Tekst: Miron Kądziela