5 muzycznych premier tego lata
Globalne rankingi najlepszych płyt 2019 roku stopniowo nabierają coraz wyraźniejszego kształtu. Wśród krytyków szczególne triumfy święcą między innymi tacy artyści jak Tyler, The Creator („Igor”), Little Simz („Grey Area”), Lingua Ignota („Caligula”), These New Puritans („Inside The Rose”), black midi („Schlagenheim”) czy Flying Lotus („Flamagra”).
Poniżej polecamy wam 5 innych tytułów, które absolutnie zasługują na to, by dać im szansę!
1. Jai Paul – „Leak 04-13 (Bait Ones)”
Pamiętacie jeszcze cudowne dziecko futurystycznego r&b z końca ostatniej dekady?
W 2009 roku za sprawą singla „BTSTU” 21-letni Paul wywołał u wielu słuchaczy poczucie, że pod kątem producencko-aranżacyjnym wyprzedził swoje czasy.
Wieszczono mu nawet szansę na zostanie kimś w rodzaju Prince’a 2.0 (wówczas jeszcze żyjącego). Kolejne utwory (np. „Jasmine” – wsłuchajcie się jakżeż warstwa muzyczna tu zażera) tylko to potęgowały. Tymczasem w 2013 roku bez zgody artysty wyciekł nieautoryzowany bootleg z jego nagraniami, co spowodowało, że… zniechęcił się on i wycofał z rynku. Gdy wydawało się, że ta wyjątkowa i dziwna historia dobiegła końca, 1 czerwca 2019 Jai Paul wydał „Leak 04-13 (Bait Ones)” – swój pierwszy oficjalny album, na który składają się podrasowane wersje dawnych hitów oraz kilka nowych nagrań. Brzmi to wszystko znakomicie i niekonwencjonalnie, zresztą puśćcie sobie (koniecznie na słuchawkach, by docenić ten połamany mix) choćby klasyczne, kipiące egzotyką „Str8 Outta Mumbai” (wyżej załączamy oryginalną wersję). Na przestrzeni raptem dwóch minut z hakiem dzieje się tu kosmicznie dużo. Dopełnieniem tego dobrobytu jest nowy, nieobecny na krążku, podwójny singiel „Do You Love Her Now / He”.
2. Botanica – „Arboretum”
Spośród wielu ciekawych płyt z rodzimego podwórka (jacyś fani „Slavic Spirits” EABS?) wyróżniliśmy tę, którą oprócz tego, że świetna i na czasie, to bardzo łatwo ją przeoczyć. Pod enigmatycznym szyldem „Botanica” kryje się zestaw kompozycji wręcz idealnych do słuchania ich w czasach, w których wielu ludzi z takim brakiem szacunku traktuje środowisko. Ten trop wskazuje już zresztą tytułowe „Arboretum”. Jak czytamy na bandcampie projektu: „Arboretum to wyodrębniony obszar, na którym sadzi się i hoduje drzewa oraz krzewy różnych gatunków. Jest to doskonałe miejsce do odpoczynku, prowadzenia badań, ochrony oraz aklimatyzacji flory. (…) Podziękowania, ukłony i inne wyrazy dla wszystkich sympatycznych ludzi, którzy dbają o naturę”.
Kojące ambientowe partie przenikają się tu z field recordingiem (m.in. świetne wykorzystywanie odgłosów ptaków jako stabilizatora rytmu w „Solano”), a melancholijne instrumentale nadają całości klimatu pod zadumę i refleksję.
To bez wątpienia jedna z tych płyt, po przesłuchaniu których choć na chwilę stajemy się lepsi – tym bardziej postarajcie się, by nadać jej nieco rozgłosu.
3. Thom Yorke – „Anima”
Po wspaniałym zeszłorocznym soundtracku do „Suspirii” („Unmade” i „Suspirium”!) lider Radiohead powrócił z kolejnym w karierze solowym krążkiem. „Anima”, jak celnie napisał na łamach Screenagers Tomasz Ciesiółka, to przede wszystkim Brytyjczyk urzędujący w swojej strefie komfortu. Znajdziemy tu więc wiele dźwiękowej sterylności i nostalgii znanych z poprzednich okresów twórczości, wymieszanych z charakterystycznymi dla Yorke’a gorzkimi melodiami, sączącymi się z tekstów neurozami i przeróżnymi odcieniami elektroniki (od IDM-u po glitch i ambient). A wszystko to zanurzone jeszcze w kontekście snu.
Artysta artykułuje tu zarówno swoje lęki dotyczące nieodpowiedzialności klimatycznej oraz wyzyskiwania biednych przez bogatych, jak i, co towarzyszy jego twórczości niemal nieustannie, ponownie bierze na warsztat temat gwałtownego postępu technologicznego i jego wpływu na życie.
4. Jan Młynarski i Piotr Zabrodzki – „Tatry”
Szukaliście idealnego soundtracku do wędrowania po Tatrach lub innych górach? Jeśli tak, Jan Młynarski i Piotr Zabrodzki przygotowali dla was wyjątkową i bardzo eklektyczną brzmieniowo niespodziankę.
Coś jakby muzycy Knower starali się wzlecieć na swoich kosmicznych lwach na Kasprowy Wierch.
Wyważanie otwartych drzwi przy opisie nie ma tu sensu, bo ten dystrybutora krążka (Lado ABC) pozamiatał:
„Eklektyzm? Androgeniczność? Oscypki? Juhas? Moog? Zidjan? Nike? Korg MS-20?! Materiał mógł nigdy nie powstać, ale panowie zawsze mają (przez przypadek) ze sobą jakieś instrumenty, urządzenia rejestrujące i trochę czasu wolnego. Ale jak to??? „Tak oto, w zaśnieżonym Kościelisku, w zaciszu legendarnego szałasu zwanego „Puciówką” powstał album muzycznie kompletnie niezwiązany z Tatrami. Jednakowoż dialog oraz przenikanie świata elektroniki i akustyki, rozmaitych wpływów z najdalszych krańców świata, nie byłyby tym, czym są na tej płycie bez ciągle obecnego podczas nagrań, widoku śpiącego pod śnieżną pierzyną Giewontu. Muzyka zimy, chłodu, smogu i nocy”.
5. Purple Mountains – „Purple Mountains”
12 lipca 2019 – nowa kapela, na której czele stoi David Berman, znany m.in. z kultowego dla fanów indie rocka składu Silver Jews, wydaje swój debiutancki, oczekiwany przez wielu i świetnie przyjęty album.
7 sierpnia 2019 – Berman popełnia samobójstwo.
Ciężko mówić o „Purple Mountains” w innym kontekście niż tego tragicznego wydarzenia, zwłaszcza że atmosfera całej tej rozstrzelonej między indie rockiem, alt-country i folkiem płyty jest bardzo przygnębiająca i depresyjna (rzućcie tylko okiem na tytuły). Po fenomenalnych krążkach wspomnianego Silver Jews (zwłaszcza „The Natural Bridge” i „American Water” z lat 90.), Berman zrobił sobie aż 10-letnią przerwę od muzyki i po takim czasie znów udało mu się przekuć swoją wrażliwość w znakomite, wielopiętrowe dzieło. Jedyny mankament to że momentami może trochę nierówne jakościowo, ale cóż to znaczy przy takich utworach jak powyższe „Nights That Won’t Happen”. Odszedł kolejny z wielkich, charyzmatycznych i wyrazistych artystów nie do podrobienia (był też poetą, pisarzem i rysownikiem). Szkoda, że już w wieku 52 lat.
Wszystkie powyższe premiery możecie odsłuchać w aplikacji TIDAL, która znajduje się w nowej ofercie Plusa.
Dzięki niej kupując abonament za 70 zł oprócz usługi TIDAL , otrzymujecie nielimitowane rozmowy, SMS-y i MMS-y do wszystkich sieci oraz internet bez końca – pakiet 24 GB, po wyczerpaniu którego można dalej korzystać z internetu tyle, że z prędkość 2 Mb/s. Kolejną rzeczą jest to, że przy dobraniu drugiej karty z takim abonamentem, opłata miesięczna za ten sam pakiet usług na drugiej karcie to 45 zł. Czyli w przypadku pary cena jest już porównywalna do standardowych abonamentów za 50 zł.
Tekst: WM
Źródło zdjęcia głównego: slantmagazine.com