Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

5 powodów, dla których warto oglądać serial „Godless” – western na nowe czasy

Nowy serial Netflixa "Godless" to nie tylko zabawa westernową konwencją, a wręcz western na nowe czasy. Opinie wskazują, że to kolejna serialowa pozycja obowiązkowa. Sprawdziliśmy to, i potwierdzamy. Poniżej w 5 punktach dowodzimy, dlaczego warto zobaczyć tę produkcję.
.get_the_title().

Netflix po raz kolejny zdecydował się na ryzykowny projekt, o którym już dzisiaj można powiedzieć, że zakończył się sukcesem. Siedmioodcinkowy serial zatytułowany „Godless” to zabawa konwencją westernu, a właściwie – western na nowe czasy. Gdy dodać, że wyprodukował go Steven Soderbergh (ostatnio z sukcesem zrealizował „The Knick”), otrzymujemy kolejną serialową pozycję obowiązkową. Poniżej w 5 punktach dowodzimy, dlaczego warto zobaczyć tę produkcję.

1. Kobiety nie siedzą przy kwiatku

Western, jako jeden z najbardziej skonwencjonalizowanych gatunków filmowych, nie znalazł dla siebie zbyt wiele miejsca we współczesnej kinematografii. Ma to związek z tym, że opowieść o Dzikim Zachodzie ciężko unowocześnić, dopasować do obecnego modelu myślenia o relacjach społecznych. W każdym razie, do dzisiaj wydawało się to niemożliwe. Soderbergh wyprodukował serial, który wyłamuje się z zero-jedynkowego modelu myślenia o tym, jak wyglądało życie na Dzikim Zachodzie. Napisany i wyreżyserowany przez Scotta Franka nie staje się utopijną wizją przeszłości, ale pokazuje miejsca dotychczas niewidoczne. Udowadnia, że kobiety zawsze były silne i potrafiły zawalczyć o siebie, niezależnie od tego, jak bardzo nieprzychylna wobec ich działań była otaczająca je rzeczywistość.

W „Godless” pojawiają się dwie bohaterki zasługujące na szczególne wyróżnienie. Pierwszą z nich gra Merritt Wever, fanom seriali znana z nietuzinkowej roli w produkcji „Siostra Jackie”. Drugą, gwiazda „Downton Abbey”, czyli Michelle Dockery.

Ich postaci odbiegają od tego, co dotychczas widzieliśmy w westernach, czyli niewinne dziewczęta albo zepsute życiowym znojem kobiety z marginesu.

Mary Agnes i Alice Fletcher nie czekają na mężczyzn, którzy ocalą im życie, albo uratują z opresji, same walczą o własną przyszłość.

Nie ma w tym ani krzty fałszu, jest codzienność, w której nie czeka się na superbohatera niosącego ratunek.

2. Reinterpretacja amerykańskich mitów

Krytycy amerykańscy zwracają uwagę na to, że serial odnosi się do współczesności bardziej niż można to na pierwszy rzut oka dostrzec. W „Godless” pojawiają się wszystkie obowiązkowe w westernie elementy, jak walka dobra ze złem, konsekwentna wiara we własny system wartości, pomoc potrzebującemu, walka w obronie słabszych, odrobina patosu. „Godless” równocześnie jest niezwykle realistyczny, odchodzi od silnego skonwencjonalizowania pod względem ukazywania ludzkich emocji, nawet jeśli dotyczą czasów, w których były one zupełnie inaczej wyrażane niż dzisiaj. Pojawiają się jednak rozmowy o wartościach, Bogu, kwestiach ważniejszych od ludzkiego życia. Bohaterowie walczą o swoje przekonania i gotowi są sprawie, w którą wierzą, poświęcić wiele. Zmienia się jednak układ sił – kobiety nie są zredukowane do tła, ale dzięki swojej determinacji, są dostrzegane.
Dostrzegalne jest także balansowanie przez twórców na granicy między klasycznym światem przedstawionym znanym z westernów a tworzeniem wyłomu nie tylko dla współczesnego widza, żeby zachęcić go do pozostania przy ekranie, ale żeby odbrązowić pewne wyobrażenie o świecie, jakie Amerykanom budowała kultura westernu („męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać” i inne oparte na nierównowadze układu płci).

3. Konie w slow motion i spektakularne sceny walk

„Godless” jest serialem wspaniale sfilmowanym, zdjęcia robiły wrażenie już na etapie promocji. Zwiastuny dają próbkę tego, co widzimy w siedmiu, ponad godzinnych, odcinkach. Jest to prawdziwa uczta dla oczu, nawet jeśli umysł może się nieco nudzić kolejnym zapierającym dech w piersiach widokiem koni w slow motion. Soderbergh, podobnie jak w „The Knick”, tym razem także postawił na realizm w pokazywaniu czasów, które dotychczas widzieliśmy w zbyt estetycznym opakowaniu. Początek nowojorskiej chirurgii, podobnie jak Kolorado z epoki tzw. Dzikiego Zachodu, to nie są obrazki, które powinny być nadmiernie wyczyszczone z wszechogarniającego chaosu i brudu.

4. Wyraziste postaci

La Bee, miasto rządzone przez kobiety, to, jak wspominaliśmy wyżej, nowe spojrzenie na świat Dzikiego Zachodu. Kolejnym ciekawym wątkiem w tej kwestii jest odejście od marginalizowania roli rdzennych mieszkańców Ameryki. W „Godless” każdy robi to, co musi, żeby przeżyć. W La Bee to kobiety zajmują się budową kościoła, bo kwestia Boga (jego obecności, albo odczuwanego braku) jest jednym z istotniejszych wątków serialu.

Warto również zwrócić uwagę na to, jak wyglądają, ubierają się, mówią i poruszają mieszkanki La Bee. Daleko im do stereotypowych wizerunków kobiet ze znanych westernów, które do niedawna chętnie oglądaliśmy na TVP2 w niedzielne przedpołudnia.

5. Rola muzyki w serialu

Muzyka w serialu doskonale ilustruje wydarzenia, jak i skutecznie wzbudza emocje w kluczowych momentach. Jej próbkę mamy także w świetnej czołówce, jednej z lepszych, spośród zaprezentowanych przez Netflix w ostatnim roku.

Gdy dodać do tego obsadę, jasnym staje się, że „Godless” to kolejna pozycja obok „Dark”, czy „Ona się doigra”, którą należy obejrzeć zanim platforma udostępni nowe odcinki „Black Mirror”.

Tekst: Małgorzata Major

TU I TERAZ