5 powodów, dla których youtuberzy przechodzą na transmisje live
Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że w dziejach polskiego YouTube’a skończyła się właśnie pewna epoka. Remigiusz Maciaszek, czyli kultowy Rock (prawie 1,5 mln subskrybentów), pożegnał się z widzami, informując, że póki co kończy z nagrywaniem standardowych filmów, a jedynym wirtualnym terytorium, w którym będzie można go spotkać, będą streamy. Swoje skoncentrowane przede wszystkim wokół gier komputerowych i codziennego życia materiały tworzył od 2011 roku. Ostatnio realizował m.in. prześmiewczą serię o absurdach polskiej sceny.
Decyzja ta wpisuje się w globalnie zauważalny trend stopniowego odchodzenia (bądź poszerzania oferty) od realizacji konwencjonalnych produkcji na rzecz nadawania live. Sam YouTube, chcąc być konkurencyjny względem takich platform jak Twitch czy Facebook, wspiera zresztą autorów przy takiej formie komunikacji z widzami.
Tylko w zeszłym roku udostępniono możliwość korzystania z mobilnych transmisji czy SuperChat – narzędzie ułatwiające bezpośrednie dotowanie twórców w trakcie przekazu. Co, oprócz bieżącej koniunktury, sprawia, że zarówno ci bardziej, jak i mniej poważni youtuberzy z całego świata coraz chętniej decydują się na streamy? Oto 5 istotnych powodów.
1. Oszczędność czasu
Przygotowanie starannych merytorycznie lub/i wizualnie filmów siłą rzeczy wymaga zainwestowania w nie dużej ilości czasu. Przykładowo – Rock wspominał nawet o 16 godzinach, jakie spędzał nad bardziej rozbudowanymi produkcjami. Niektórzy ciekawsi twórcy, jak Krzysztof Gonciarz, mogą pozwolić sobie na zatrudnienie armii montażystów, ale, umówmy się, mało kogo stać na takie udogodnienia. Stream jest w tej gestii wybawieniem i daje gwarancję rozpoczęcia i zakończenia pracy w określonych godzinach – zupełnie jak w podlegającym naszym zachciankom, mobilnym korpo.
2. Komunikacja z widzami w czasie rzeczywistym
Nadawanie na żywo to kolejny krok w przybliżaniu się youtuberów – będących dla wielu odbiorców idolami – do swoich widzów. Możliwość bezpośredniej wymiany myśli w czasie rzeczywistym to zupełnie inny bagaż emocjonalny dla obu stron, pozwalający pozbyć się na chwilę wizerunku niedostępnego autorytetu z internetowego okienka na rzecz równoprawnego, przyjacielskiego kontaktu poprzez czat czy kamerkę. Korzystają z tego zarówno indywidualni twórcy, jak i np. media – chociażby telewizje online (do których wrócimy jeszcze niżej).
3. Mniejszy nakład pracy
Samoistne Q&A, jakie wyłania się w efekcie powyższej relacji, to prawdziwe perpetuum mobile – treści w dużej mierze robią się same. Jedyne co pozostaje to, ewentualnie, kwestia elementarnego przygotowania sobie tematów przed odpaleniem streama, choć wiadomo, że dużo większy nacisk położony tutaj jest na spontaniczność.
Dzięki przejrzystemu systemowi donejtów, posiadając w miarę zadowalającą liczbę subskrybentów, można miesięcznie zarobić od kilkuset złotych do nawet kilkunastu tysięcy.
Przykładowe wyliczenia znajdziecie tutaj.
4. Możliwość wspólnego uczestnictwa w przeróżnych wydarzeniach
Po co jednak szukać tematów, skoro pretekst do ich znalezienia znajdzie się sam? Transmisje z przechodzenia gier to już prawdziwy socjologiczny fenomen, ale niezwykle popularne stało się też chociażby wspólne przeżywanie z widzami wydarzeń sportowych, nadawanie z imprez, zwiedzanie (wspomniane we wstępie dobrodziejstwa aplikacji mobilnej), quizy, robienie dowcipów przez telefon w oparciu o sugestie z czatu i gros innych aktywności. Wystarczy mieć głowę na karku i umiejętnie zarządzać widzami, a praca może być niemal wyłącznie rozrywką i przyjemnością.
5. Dobre zarobki także za prymitywne, nierzetelne, łatwe, nieodpowiedzialne bądź upolitycznione treści
O ile cztery pierwsze zjawiska można uznać za pozytywne, tak w przypadku ostatniego tkwi największe zagrożenie. Chęć oglądania i finansowego wspierania przez użytkowników YouTube’a różnych dziwactw, jak choćby niezdrowe relacje rodzinne czy nienawistne, publiczne pranie brudów to prawdziwa pożywka dla wielu autorów. Z jednej strony nietrudno o obawy, że może nas przez to czekać coraz większa obecność wyzbytego jakiejkolwiek wartości, pijackiego kontentu live od „twórców” pokroju DanielaMagicala, Rafonixa czy Mahonka. Z drugiej – wystarczy zobaczyć, jakie pole przebicia mają tak skrajnie zideologizowane, psujące zwłaszcza młode umysły projekty jak telewizja „Idź pod prąd” z antypatycznym pastorem Pawłem Chojeckim.
Pustych, bardzo ofensywnych narracyjnie treści, z których epatuje jednocześnie ogromne samozadowolenie nadawców niestety przybywa.
A że rzeczy powiedzianej bądź zrobionej na żywo w montażu się już nie wytnie, z ludzi (na pozór poważnych) często wychodzi spontanicznie ich prawdziwe, paskudne ja. W idealnym świecie globalną podpórką na oddzielanie ziarna od plew podczas wędrówki przez jakkolwiek zaangażowane społecznie treści byłaby maksyma Bertranda Russella: „To smutne, że głupcy są tak pewni siebie, a ludzie mądrzy tak pełni wątpliwości”. Tyle że w idealnym świecie niestety nie żyjemy.
Tekst: Wojciech Michalski