Gorąco? Będzie gorzej! Polska ma najgorszą politykę wodną w Europie

Niedbała melioracja, wycinanie drzew, wielohektarowe gospodarstwa. Czy w naszym kraju może zabraknąć wody?
.get_the_title().

Według raportu UNICEF oraz WHO 2,1 mld ludzi na całym świecie zmaga się z brakiem dostępu do wody pitnej. Choć trudno w to uwierzyć, problem występuje także w Polsce. Jak podaje Ministerstwo Środowiska tegoroczna susza dotknęła 4 mln z 14 mln hektarów upraw i prawie 90 procent gmin. Zmiany klimatyczne spowodowały także, że zimy są coraz mniej śnieżne (biała pokrywa stanowiła naturalny mechanizm retencyjny), a bardziej deszczowe, co sprawia, że woda nie wsiąka, ale spływa do rzek powodując powodzie i podtopienia. Na dodatek jest ona brudna, a jej oczyszczenie stanowiłoby dodatkowy koszt. Przez to Polska znajduje się w ogonie Europy pod względem ilości wody przypadającej na jednego mieszkańca. Gorzej jest tylko na Malcie, Cyprze, w Danii, Czechach i Rumunii. Sytuację ma poprawić wprowadzone 1 stycznia 2018 roku nowe Prawo Wodne, które całościowo reguluje zarządzanie zasobami wodnymi i wymusza bardziej rozsądne nimi gospodarowanie.

Jeszcze gorzej prezentuje się sytuacja pod względem zapasów wód gruntowych – jak podaje Michał Rolecki Polska ma NAJMNIEJSZY ICH STAN POSIADANIA W EUROPIE, sytuując się w klasyfikacji zasobności na poziomie… Egiptu.

Przyczyn można dopatrywać się zarówno w nieodpowiedzialnej codziennej polityce, jak i w osuszaniu mokradeł i bagien od czasów powojennych. Co więcej, aż 70 proc. wody wykorzystywanej w Polsce używane jest w ramach rolnictwa.

Do abstrakcyjnej sytuacji, zwłaszcza z perspektywy większości mieszkańców naszego kraju, doszło kilka dni temu w trakcie fali upałów w Skierniewicach. W mieście… zabrakło wody, z kranów nie leciało nic, a eksperci zapowiadają, że wraz ze zmianami klimatycznymi i globalnym ociepleniem taka sytuacja może występować coraz częściej. Jeszcze do początku lat 80. susze występowały na terenie Polski średnio około co 5 lat. Dziś zjawisko występuje co 2 lata, a w kolejnych dekadach wzrost temperatur ma być przecież bardzo intensywny (niedawno pisaliśmy o tym tutaj). Jeśli dodać do tego fakt, że występowały u nas ostatnio burze piaskowe trudno przy tym dość apokaliptycznym obrazie pozostać optymistą.

fot. gazetakrakowska.pl

Warto zwrócić też uwagę na fakt zmiany charakteru opadów.

O ile kiedyś mieliśmy do czynienia z deszczem stosunkowo równomiernym, rozłożonym często na kilka dni, tak aktualnie przybiera on postać znacznie bardziej gwałtowną w postaci nawałnic i ulew.

Nie sprzyja to wchłanianiu wody przez glebę, a błyskawicznemu odprowadzaniu nadmiaru opadów do rzek czy studzienek kanalizacyjnych. I tu niestety tkwi gigantyczny problem, gdyż w Polsce fatalnie wygląda praktyczne stosowanie systemu retencyjnego. Michał Rolecki zwraca uwagę, że rowy melioracyjne konsekwentnie są zakopywane, a drzewa (dające podłożu cień, a tym samym chłodzące temperaturę gruntu i zmniejszające tempo parowania) wycinane, co dodatkowo paraliżuje i tak już ograniczony obieg wody.

fot. tygodnik.rolniczy.pl

Jako inną przyczynę narastającej suszy wymienia też rolnictwo, w którym coraz bardziej odchodzi się od uprawy na małych polach na rzecz rozwoju ogromnych, wielohektarowych gospodarstw. Ukształtowanie powierzchni i brak drzew sprzyjają niestety dalszej degradacji gleby. Skutek? Chociażby burze piaskowe, jak te ostatnie. A wszystko co powyżej przyczynia się też do zadających ogromne straty pożarów.

Jak myślicie, czy pracą u podstaw (np. jak w portugalskiej Tamerze, gdzie na ogromnym obszarze wykopano rowki, by woda wsiąkała w glebę, co przyniosło świetne efekty) można te niekorzystne zmiany jeszcze jakoś „odkręcić”?

Tekst: WM
Źródło zdjęcia głównego: mazovia.pl

TU I TERAZ