Innowatorzy w muzyce: Radiohead
Co ciekawe, sam zespół nie rezygnował wcale z nowych mediów i wyznaczał trendy na rynku muzycznym. To też grupa bardzo inteligentnych i sympatycznych facetów odległych jak tylko się da od zmanierowanych gwiazd rocka.
Muzyka dla wrażliwców
Radiohead już w połowie lat 90. idealnie wstrzelili się w target, który prawdziwe apogeum zaczął przeżywać wiele lat później. Wtedy byli jednym z głosów Pokolenia X, zdominowanego przez grunge i alternatywnego rocka. Nietrudno się dziwić, że „Creep” – najbardziej neurotyczny utwór, jaki wtedy hulał w radiu – stał się hymnem wszystkich nerdów, chcących też słuchać rocka i być na czasie. Radiohead na szczęście szybko pożegnali się z tą łatką „zespołu dla szkolnych dziwaków”, choć ten element alienacji pozostał w ich muzyce do dziś, dzięki czemu kolejne pokolenia wrażliwych millenialsów i zillenialsów, tak różne od ludzi wychowanych pod koniec zeszłego wieku, ale równie zagubione, także odkrywają magię grupy.
Zespół na trudne czasy
„OK Computer” uznawane jest za jeden z najważniejszych albumów w historii muzyki rockowej. Nie tylko dlatego, że muzyka na nim zawarta jest genialnie skomponowana pod względem dramaturgicznym i produkcyjnie dopieszczona – to po prostu krążek ważny dla zachodniej kultury, idealnie ją podsumowujący.
Premilenijne napięcie, okres bańki internetowej, komputeryzacji przemysłu i pamiętnej paranoi, że w 2000 roku wszystkie cyfrowe systemy padną.
Zespół z Oksfordu mówił o popędach i lękach społeczeństwa ery kapitalistycznego dobrobytu. Muzyka na „OK Computer” była dużym krokiem naprzód w stosunku do postbritpopowego „The Bends”. Płyta zawiera nowatorskie brzmieniowo i wstrząsające emocjonalnie utwory, które korespondują z paranoicznymi (nomen omen) tekstami. Najbardziej charakterystyczna dla rozwoju grupy była jednak miniaturka „Fitter Happier” ze złowieszczo brzmiącym głosem robota. Ciężko o bardziej sugestywny soundtrack dla tamtych (i obecnych) czasów.
Rock to dopiero początek
Oczywiście przed Radiogłowymi były zespoły, które składały elementy muzyki rockowej i elektronicznej w dobrze brzmiącą całość, ale to Thom Yorke i spółka robili to w najbardziej radykalny i przejmujący sposób.
Wraz z początkiem millenium przestrzegający przed nadejściem ery komputerów muzycy postanowili zaprzedać duszę zdehumanizowanym elektronicznym brzmieniom.
„Kid A” i jego młodszy brat „Amnesiac” nie były zresztą jedynie fuzją rockowego nerwu i komputerów. To była najbardziej karkołomna próba zespolenia kilku różnych języków muzycznych: oprócz ambient-techno i IDM pojawia się tam także free jazz, muzyka awangardowa i elektroakustyka. A wszystko to wpakowane w przepiękne piosenki, które potrafiły trafić do wszystkich słuchaczy z odrobiną otwartości.
Wydawniczy prorocy
Świat był w szoku, gdy w 2007 roku, w czasach, gdy rynek muzyczny walczył z piractwem i próbował odwlec widmo dyktatu mp3, Radiohead postanowili wypuścić swój najnowszy album właśnie jako plik cyfrowy, i to w dodatku bez ceny minimalnej.
Każdy mógł zapłacić za wydane w nowatorskiej formule „In Rainbows” tyle, ile uznał za słuszne, mógł też nie płacić nic, a i tak cieszyć się najnowszą muzyką grupy.
To było totalne zerwanie z regułami rynku funkcjonującymi od wielu dekad. Wcześniej było tak, że najpierw wytwórnia zapowiadała nowe wydawnictwo, wypuszczała singla do radia, teledysk do MTV, fani zamawiali preordery lub szli do (dobrego) sklepu muzycznego w dniu premiery – te wszystkie zasady zostały tu złamane. Cały świat mógł posłuchać płyty od razu we własnym domu, całkowita demokratyzacja. Jak się okazało zespół był proroczy, bo dzisiaj wszystkich albumów można już słuchać za darmo na streamingu lub płacić za konta premium.
Konsekwentny rozwój
Dzisiaj Radiogłowi nagrywają nowe płyty rzadko, ale każda kolejna wydaje się być przemyślana i przepracowana. Zespół dodaje do swojej muzyki nowe elementy, a to kładąc większy nacisk na sekcję rytmiczną, a to wzbogacając aranżacje o instrumenty symfoniczne. Brzmienie grupy wciąż ewoluuje, a utalentowani i otwarci na coraz to nowe formy wyrazu muzycy częściej pracują solo przy różnych projektach. Jonny Greenwood, znany wcześniej ze swoich szalonych partii gitary, od lat zajmuje się tworzeniem soundtracków inspirowanych muzyką awangardową (głównie do filmów genialnego Paula Thomasa Andersona, ale ostatnio też do „Nigdy cię tu nie było” Lynne Ramsay). Greenwoodowi udało się także spełnić marzenie i zagrał wraz z Krzysztofem Pendereckim, a na Openerze wykonywał także utwór Steve’a Reicha – guru minimalizmu w muzyce. Thom Yorke solowo oferował nam głównie rzeczy z gatunku techno, ale ostatnio także i on skusił na na stworzenie muzyki do filmu. I to nie byle jakiego, bo oczekiwanego remake’u arcydzieła horroru giallo „Suspirii”.