5 powodów, dla których warto – a nawet trzeba! – obejrzeć „Naszą planetę” na Netflixie
Netflix nie zawodzi w serwowaniu nam każdego miesiąca kolejnych porcji filmowych i serialowych smaczków. Są tacy, którzy twierdzą, że na tej platformie widzieli już wszystko i tacy, którzy nie widzieli jeszcze niczego i nie wiedzą od czego zacząć. Obu tym grupom i wszystkim innym użytkownikom Netflixa, a nawet tym, którzy do tej pory z niego nie korzystali, dajemy cynk, że właśnie premierowo pojawił się tam serial „Nasza planeta”.
To trzeba zobaczyć.
Ośmioodcinkowa „Nasza planeta” powstała we współpracy Netlixa z WWF i Silverback Films. Za tę produkcję odpowiedzialni są twórcy „Planety Ziemii” i „Blue Planet”, na czele z producentem Alastairem Fothergilem.
Narratorem nie mógł być nikt inny, jak tylko światowej sławy biolog sir David Attenborough. W polskiej wersji usłyszymy hipnotyzujący głos Krystyny Czubówny.
„Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które dobrze wie, że człowiek niszczy planetę i być może ostatnim, które ma szansę coś z tym zrobić” – czytamy na stronie WWF.org.uk. I właściwie tak brzmi odpowiedź na pytanie, dlaczego jak najprędzej powinniście obejrzeć „Naszą planetę”. Gdybyście jednak potrzebowali większej zachęty, przedstawiamy 5 powodów, dla których warto odpalić ten serial na Netflixie jeszcze dziś wieczorem.
1. „Zakochacie się w naszej planecie”
– Zakochacie w naszej placencie – tymi słowami na polskiej premierze serialu zareklamowała go Krystyna Czubówna. A kto jak kto, ale akurat pani Krystyna widziała w swoim życiu dość dużo przyrodniczych produkcji, prawda?
Jak sama przyznała, tym razem ciężko było jej utrzymać wzrok na tekście – tak bardzo chciała śledzić to, co dzieje się na ekranie.
Wcale nas to nie dziwi – zdjęcia zapierają dech w piersiach. Kolory i odgłosy natury sprawiają, że podczas seansu otwieramy oczy ze zdumienia coraz bardziej i nie da się nie popaść w zachwyt nad tym, co właśnie oglądamy.
Zobaczymy tu zarówno gatunki zwierząt, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia, jak i te dobrze znane – tym razem od zupełnie nowej strony. Netflix zadbał o to, by pokazać widzom ujęcia, których wcześniej nie mieliśmy okazji zobaczyć.
Jednocześnie poszczególne ekosystemy zostały zaprezentowane jako genialnie funkcjonujący cud natury, któremu przyglądać się będziemy z niemałą fascynacją, wzruszeni wręcz jego doskonałością i pięknem.
Wiemy, że może to brzmieć dosyć pompatycznie, ale każdy, kto obejrzał te 8 odcinków, z pewnością się z nami zgodzi!
2. To genialna lekcja biologii
Nieważne, ile macie lat – tę lekcję warto odbyć! Nawet jeśli zawsze ciekawił was temat natury i obejrzeliście wspomniane produkcje na BBC, to i tak rozsmakujecie się w „Naszej planecie”.
Zrobiona jest z dużo większym rozmachem, a przecież zalani zewsząd tyloma propozycjami filmowymi trochę szukamy w nich tych fajerwerków, które zachęcą nas do włączenia akurat tej pozycji.
Netflix zrobił swoim widzom prezent, umożliwiając wchłonięcie wiedzy w tak przyjemny i fascynujący sposób, jakim jest oglądanie genialnej produkcji. Ponadto sama idea pojawienia się takiej serii na tej platformie jest słuszna. Nowinki prezentowane przez platformę śledzą zarówno młodsi, jak i starsi – czego nie można powiedzieć o programach w telewizji.
W dniu premiery, 5 kwietnia, „Nasza planeta” stała się jednocześnie dostępna dla ok. 150 mln użytkowników Netflixa na całym świecie.
Z tej lekcji biologii dowiecie się bardzo dużo. Każdy odcinek dotyczy innego biomu.
Dzięki temu będzicie mogli zobaczyć głębiny oceanów, bezkresne pustynie, odległe lodowce, najskrytsze zakamarki lasów tropikalnych.
Przyjrzycie się tamtejszej faunie i florze. „Nasza planeta” pozwoli zrozumieć naturę, a tym samym to, jakie wyzwania stawia przed nią współczesny świat.
3. Staniecie się bardziej świadomi tego, jak wielki i niszczycielski jest wpływ człowieka
„Nasza planeta” to nie tylko piękne obrazki, ale i ważny głos w debacie o zmianach klimatycznych. To właśnie różni tę serię od wielu dokumentów przyrodniczych powstałych wcześniej.
Tu przesłanie jest jasne: człowiek to największy szkodnik współczesnego świata.
Przez ostatnie pół wieku średnia populacja fauny spadła o 60 proc. Tymczasem ludzka – dwukrotnie zwiększyła liczebność.
Jak słusznie zauważyła podczas premiery „Naszej planety” Areta Szpura, w naszym przebodźcowanym świecie trzeba non stop powtarzać się, mówiąc o rzeczach najważniejszych, żeby mieć pewność, że nikomu nie umkną.
Widząc na ekranie jak góra lodowa wielkości wieżowca rozpada się i tonie w morzu, może najść was myśl, że przecież jedna osoba nie może nic zdziałać wobec tak potężnych procesów. Szkoda, że tak samo myśli też jeszcze kilka miliardów osób żyjących na świecie.
„Nasz planeta” punktuje niszczycielską działalność człowieka, ale nie w agresywny, moralizatorski sposób. Widzowie spotykają się tu ze smutną prawdą: nie da się opowiedzieć historii żadnego gatunku, pokazać miejsc, w których śpi, je, wydaje na świat potomstwo, bez wspomnienia o szkodach, jakie w danym ekosystemie wyrządza działalność człowieka. Wszędzie wdarliśmy się ze swoją chciwością, lekkomyślnością czy zaniedbaniem .
Choć nie zobaczymy tu buldożerów, fabryk czy samego człowieka, Krystyna Czubówna spokojnym, rzeczowym głosem wspomni o nas, antybohaterach codzienności w świecie tych wspaniałych gatunków zwierząt i roślin, które właśnie poznaliśmy i pokochaliśmy.
“We are destroying the natural world — and with it, ourselves.” – Sir David Attenborough speaking to The Duke of Cambridge at #WEF18 pic.twitter.com/RTBz2bt57P
— Kensington Palace (@KensingtonRoyal) 22 stycznia 2019
– Jeszcze nigdy w dziejach świata nie było takiej sytuacji jak teraz, kiedy ludzkość nie rozumie i nie czuje swojego silnego związku z naturą. Musimy sobie natychmiast uświadomić, że każdy wdech powietrza, każda łyżka jedzenia pochodzi z naturalnego świata. I jeśli go zniszczymy – zniszczymy siebie, bo stanowimy jeden spójny ekosystem. Tu nie chodzi o zachowanie piękna, wzbudzenie naszego zainteresowania przyrodą, czy o jakieś gdybanie – to kwestia życia i śmierci – podsumował sir David Attenborough podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos.
Będzie nam – widzom wstyd, głupio, może nawet ktoś się popłacze przez tę mieszankę emocji powodowaną zachwytem nad pięknem natury i zażenowaniem szkodami, jakie wyrządził człowiek.
I dobrze nam tak. Ale też nie ma co płakać – trzeba działać. Po pewne informacje na temat tego, co możecie zrobić dla planety, zajrzyjcie na specjalnie utworzoną przy okazji premiery produkcji stronę OurPlanet.com
4. To seria, którą możecie obejrzeć całą rodziną, niezależnie od tego, jakie filmy lubicie na co dzień najbardziej
Koniec z awanturami o to, co dziś oglądamy! Jeden chce kryminał, drugi romans, a dzieciaki najchętniej pochłonęłyby jakąś kreskówkę. To ostatnie od razu można uznać za urzeczywistnione w „Naszej planecie”. – Oglądając tę serię, ma się wrażenie, że jej twórcy ożywili wszystkich zwierzęcych bohaterów naszych ulubionych bajek – skomentował Michał Piróg podczas premiery w Muzeum Geologicznym w Warszawie. „Król lew”, „Madagaskar”, „Gdzie jest Nemo?” – tu mamy właśnie te postaci, ale z krwi i kości.
Czasem zresztą nie będziecie mogli uwierzyć, że tak jest naprawdę – że nie są to wytwory jakiegoś studia animacji.
Twórcy kręcili ten dokument przyrodniczy przez 4 lata, przez 3,5 tysiąca dni zdjęciowych, w tym 2000 godzin spędzone były przez operatorów-nurków pod wodą. Wszystko po to, by zebrać dla nas w 8 odcinkach materiał, przy którym ani przez chwilę nie poczujemy się znudzeni tym, co widzimy na ekranie.
Akcja zmienia się szybko, a wraz z nią gatunki filmowe, do których moglibyśmy zakwalifikować poszczególne ujęcia.
„Nasz planeta” nas rozbawi, rozczuli, podniesie nam adrenalinę, sprawi, że z zapartym tchem będzie kibicować poszczególnym bohaterom – nieważne czy walce o życie, czy o zdobycie względów samicy.
Element zaskoczenia odgrywa bardzo ważną rolę w odbiorze tego serialu, zwłaszcza w świecie, w którym coraz więcej osób ze zblazowaniem w głosie twierdzi, że widziało już wszystko. Nie, nie widzieliście tańca sześciopióra czarnego. Jeśli jest jedna rzecz, którą powinniście zobaczyć dziś, w tym tygodniu czy miesiącu – to jest właśnie to!
5. Przekonacie się na co pozwala postęp technologiczny przy kręceniu dokumentów przyrodniczych
„Nasza planeta” to 4 lata pracy ekipy filmowej na każdym kontynencie, w 50 państwach świata. Nie w studio animacji czy tym zajmującym się efektami specjalnymi, choć momentami nie będziecie mogli w to uwierzyć.
Bo jak można podejść tak blisko czy zobaczyć to, czego ludzkie oko nie byłoby w stanie dostrzec?
Najwyższej klasy technologia objawia tu swoje niewiarygodne możliwości. Do tych egzotycznych zakątków świata został zabrany najlepszy sprzęt. Użycie technologii 4 K, najnowocześniejszych dronów, sprzętów z funkcjami, których nawet nie podejmujemy się opisywać, bo swoim zaawansowaniem i możliwościami przerastają wiedzę i wyobraźnię zwykłego zjadacza chleba.
Często używano też tak zwanych fotopułapek, czyli autonomicznego sprzętu. Niektóre imponujące ujęcia zawdzięczamy właśnie im.
Jeden z członków ekipy w wywiadzie dla Irish Examiner opisuje sytuację, gdy dwóch kamerzystów spędziło w ukryciu dwie zimy, pełne 6 tygodni każdej z nich, wychodząc stamtąd tylko w niedzielę na kilkugodzinną przerwę. Wszystko to po to, by uchwycić tygrysy syberyjskie. Zakończyło się to nich fiaskiem – nie udało się uzyskać nawet pojedynczego ujęcia. Sprawę potem w satysfakcjonujący sposób załatwiła właśnie fotopułapka.
Korzystanie z nich wcale nie musiało się jednak wiązać się z sukcesem – nie było przecież gwarancji, że zwierzęta znajdą się w odpowiednim miejscu w kadrze albo nie zniszczą sprzętu.
Nie doszliśmy jeszcze do etapu rozwoju technologii, w którym filmy kręciłyby się same, bez udziału człowieka.
Dlatego nie byłoby „Naszej planety” bez 600 członków ekipy filmowej. To ich ciężka praca, wytrwałość i niepodważalne umiejętności stworzyły to dzieło. Oglądanie serii, która wyszła spod rąk tych „najlepszych z najlepszych” w swojej dziedzinie, a przy okazji – prawdziwych pasjonatów, jest prawdziwą przyjemnością.
Nie pozostaje nam więc już nic innego jak życzyć udanego seansu!
„Nasza planeta”
serial dokumentalny, USA 2019,
twórca: WWF i Netflix
narrator: David Attenborough
dostępny na Netflix
Tekst: Kinga Dembińska