Nocują na dziko w Puszczy i zdjęciami pokazują, dlaczego te tereny są ważne
Dawno, dawno temu Polskę porastała puszcza ciągnąca się od wschodnich stepów po liściaste lasy Europy Zachodniej. Dziś walczymy o ostatnią wielką puszczę europejską – Puszczę Białowieską. Na naszych terenach znajdują się też inne puszcze przypominające lasy pierwotne, m.in. Puszcza Augustowska i niewielki fragment Puszczy Rominckiej, porównywanej do tajgi przez jej surowy klimat i niezwykłą roślinność. Puszcza rozwijająca się bez ingerencji człowieka, za to z dywanem z mchu, gęsta, pełna nieznanych dźwięków, poprzecinana rzekami, strumieniami, zaskakująca leśnym jeziorem. Ślady łosi, skaczące przed oczami jelenie i zaskakujące za każdym razem wycie wilków. Wyruszyliśmy w Puszczę razem z Kasią i Robertem Ceranowiczem nowym MINI Countryman. Przed wami ich dziennik podróży.
Wystartowaliśmy z Warszawy do Puszczy Augustowskiej, jednego z najpiękniejszych miejsc w Polsce. Dotarliśmy wieczorem. Na mapie znaleźliśmy małe jezioro w środku dziczy, udało nam się na nie trafić tuż przed zmrokiem. Jest pięknie, cicho i absolutnie pusto.
Dzień 1
Zaczynamy od śniadania, by przez następne godziny jeździć samochodem i trochę włóczyć się na piechotę po Puszczy Augustowskiej. Jest pięknie, do tego znajdujemy miliony poziomek, które dzieciaki zjadają prosto z krzaków i zbierają na później. Wieczorem rozbijamy obozowisko nad jeziorem Zelwa koło Gib. W kolejnych dniach przemieszczamy się coraz bardziej na północ, aż docieramy do Puszczy Rominckiej porównywanej do tajgi. Panuje tu bardzo surowy klimat – najsurowszy w Polsce. Długo utrzymuje się śnieg, a temperatury są dużo niższe niż w pozostałych regionach. Pogoda na szczęście szybko się poprawia, więc rozkładamy się nad jeziorem, pływamy, a czas płynie leniwie.
Wieczorem szukamy grzybów w puszczy, spacerujemy po lesie, wypatrujemy zwierząt i napawamy się zielenią.
Nocujemy na dziko w Puszczy Augustowskiej nad jeziorem Płaskim. Docieramy późno, ale namiot na dachu rozkłada się w minutę, drugi stawiamy nieopodal może nie w 2 minuty, ale całkiem szybko. Czasu przed zmierzchem starcza jeszcze na zrobienie kolacji na ognisku i mycie zębów.
To nasza pierwsza noc w tym roku w lesie, więc dzieci boją się same spać w namiocie i w sumie trudno się dziwić. Nieznane dźwięki trzeba oswoić.
Robert i Karol śpią na dachu, a Kasia z Zośką w normalnym namiocie, pod który w nocy podchodzą głodne jeże, szukając jedzenia.
Dzień 2
Pobudka w lesie to coś, co warto przeżyć. Wstajemy i rozpoznajemy teren na nowo, pijemy nieśpiesznie kawę, dzieciaki dostają kakao, nabieramy sił na kolejny intensywny dzień.
Po śniadaniu ruszamy na objazd samochodem, spacerujemy piechotą po Puszczy Augustowskiej. Dziś czeka nas zabawa w kotka i myszkę z pogodą: raz pada, raz świeci słońce i upał daje się we znaki. Zbieramy poziomki i grzyby, robimy zawody – kto uzbiera więcej. Dzieci postanawiają zbudować szałas – wobec takiego wyzwania nie możemy pozostać obojętni i za chwilę wszyscy razem szukamy potrzebnych materiałów. Na noc docieramy pod Giby nad jezioro Zelwa.
Dzień 3
Kolejny dzień wita nas piękną pogodą, więc zaczynamy od kąpieli w jeziorze. Śniadanie musi poczekać. Lenistwo w hamakach i kąpiele na zmianę sprawiają, że ten dzień mija nam bardzo szybko.
Nie patrzymy na zegarki, rytm dnia wyznacza głód i wspólne gotowanie.
Dzieci wymyślają mnóstwo zabaw i z wody trzeba je wyciągać siłą. Późnym popołudniem zmęczeni słońcem i kąpielami czujemy, że czas ruszyć dalej. Pakujemy obozowisko i ruszamy dalej na północ nad jezioro Boczne, niedaleko Stańczyk, jednego z bardziej malowniczych miejsc w Polsce. Po drodze ścigamy się z burzą, ale noc okazuje się łaskawa. Deszcz nam nie straszny.
Dzień 4
Poranek zaskakuje dobrą pogodą. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że woda w jeziorze ma zaledwie 15 stopni Celsjusza i dzieci moczą się od rana z sinymi ustami. Przekopują okoliczną górkę morenową w poszukiwaniu 'skarbów’. W samochodzie mamy ich już całkiem sporo: są to głównie kamienie, kije, szyszki i tym podobne okazy, z którymi Zosia i Karol po prostu nie mogą się rozstać. Po południu ruszamy eksplorować puszczę Romincką. Udaje nam się dosłownie wpaść na lisa, którego mogliśmy obejrzeć z odległości 1 m zanim podążył w swoją stronę. Wieczór jest piękny, więc niespiesznie szukamy kolejnego noclegu w okolicy. Na horyzoncie pojawiają się ciemne chmury i wiemy już, że czeka nas sroga burza. Chowamy się z naszym obozowiskiem w zaroślach. Zaczyna się ulewnym deszczem, a kończy pobudką w środku nocy, która jaśniała od błyskawic.
Noc w namiocie w trakcie burzy to nie bułka z masłem, kto przeżył, ten wie. Grzmoty na pustkowiu brzmią znacznie groźniej.
Rano znowu wyszło słońce i z wyjątkiem 2 par kompletnie mokrych butów pozostawionych nieopatrznie przed namiotem, nie zanotowaliśmy strat ani w ludziach, ani w dobytku.