Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

MINI Cooper SE – samochód nie dla wszystkich

Clarkson powiedział kiedyś, że gdyby Coco Chanel żyła, jeździłaby Clio. Myślę, że w 2020 roku jeździłaby elektrycznym MINI.
.get_the_title().

Czas kwarantanny przynosi wiele zaskakujących refleksji. To może nienajlepszy czas na zakup nowego auta, ale doskonały, by przemyśleć model jego użytkowania. Ja akurat przez ostatnie trzy tygodnie miałem okazję bliżej poznać nowe, elektryczne MINI. Moje wcześniejsze doświadczenia z samochodami elektrycznymi były pojedyncze i zbyt krótkie, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Test przypadł akurat na pierwsze tygodnie kwarantanny, lekkiego odrętwienia, wynikającego z tej dziwnej sytuacji. Żeby nie zwariować, wsiadałem i jeździłem po mieście. To auto pasowało do tego idealnie. Było ciche, dyskretne a jednocześnie dawało namiastkę nadziei, że to minie, bo postęp jest możliwy – poruszam się przecież pojazdem napędzanym energią wytworzoną być może setki kilometrów stąd. Nie wyobrażałem sobie wtedy jazdy jakimś paliwożernym, ryczącym potworem. To by było po prostu niestosowne. Krajobraz opustoszałej Warszawy z wystającymi wszędzie żurawiami na trwających budowach zostanie w pamięci na zawsze. Spokój i cisza to nie jest naturalny stan dla tego miasta.

Początkowo do nowego MINI podszedłem nieco sceptycznie, jak do wszystkich elektryków, bo wiadomo – zasięg, problem z ładowaniem i w ogóle kto będzie przepłacał za 'elektryka’, kiedy benzyna na stacjach jest w okolicach 4 złotych. Ale jak po tych trzech tygodniach z niego wysiadłem, to teraz za nim tęsknię i uważam, że ten samochód ma sens. Ale po kolei.

Jazda

Wsiadamy, odpalamy i nic. Nie słyszymy rozruchu silnika, więc bez spojrzenia na wyświetlacz nie wiemy, czy auto jest włączone. Ruszamy. Słychać szum jak w windzie i wzmagający świst powietrza po karoserii. To dziwne ale przyjemne uczucie. Dodajemy więcej gazu, auto momentalnie przyśpiesza, jeszcze więcej i rwie się jednostajnie do przodu bez przełożeń i szarpnięć, jak to ma miejsce w autach o tradycyjnym napędzie. A jest szybkie. Teoretycznie do setki rozpędza się w mało oszałamiające 7,3 sekundy, ale 60 km/h osiąga już w niecałe 4 sekundy, a w mieście to wynik tyle przyzwoity co w zupełności wystarczający. Do tego maksymalny moment obrotowy dostępny jest w każdej chwili, czyniąc nowego elektrycznego miniaka królem krzywych. To jedno z najlepszych aut, jakimi jeździłem w zakrętach. Umieszczone w podłodze baterie obniżają środek ciężkości, co przykleja je do drogi jak plaster i oderwanie go od toru jazdy staje się nie lada sztuką. Jest krótkie i doskonale wyważone, co potęguje wrażenie pełnej kontroli nad samochodem. Responsywność dodatkowo wzmacnia hamowanie rekuperacyjne (akumulatory odzyskują z niego energię), bo gdy zdejmujemy nogę z gazu bez wciskania hamulca, auto hamuje na tyle, że włączają się światła stopu. Przypomina to trochę grę na konsoli. To wszystko sprawia, że deklarowana przez MINI obietnica gokartowych wrażeń z jazdy nabiera zupełnie nowego wymiaru. To moje największe zaskoczenie tym samochodem.

Nie wierzyłem, że MINI może dać więcej frajdy z jazdy niż w najmocniejszej wersji John Cooper Works. A tak właśnie jest w przypadku SE. Do tego w bardziej wyrafinowany sposób – jakby z przyszłości.

Design

MINI zdecydowało się nie zmieniać sprawdzonych rozwiązań i po prostu do starej, sprawdzonej 'budy’ zamontowało napęd elektryczny. I dobrze, bo dzięki temu samochód elektryczny staje się równorzędną opcją do tradycyjnych napędów. Wersję elektryczną zdradzają jedynie dedykowane tym modelom zestawy kolorystyczne, detale i połyskująca miętowym odcieniem tablica rejestracyjna, która uprawnia do jazdy bus basami i darmowego parkowania czyli przywileje dla early adoptersów. To samo w środku. Oprócz świetnie zaprojektowanego matowego wyświetlacza nad kolumną kierownicy cała reszta jest znana z innych modeli tej marki.

Ekologia i ładowanie

Czy auta elektryczne są naprawdę bardziej ekologiczne? Tak, choć niestety nie w Polsce. Ekologiczność auta elektrycznego wynika z mixu energetycznego kraju, w którym nim jeździmy. Jeśli energia w gniazdku pochodzi ze źródeł odnawialnych, wtedy samochody elektryczne są naprawdę mniej emisyjne – w Niemczech to już ponad 50 proc. Jeśli tak jak w Polsce w 80 proc. pochodzi ze spalania węgla, to cóż… w 80 proc. jeździmy na węglu. Jednak czy nam się to podoba czy nie, wszystko wskazuje na to, że przyszłość motoryzacji należy do aut elektrycznych. A zatem jak wygląda sprawa ładowania? MINI podaje, że na maksymalnie naładowanej baterii przejedziemy 235 km. Niestety mi z tych deklaracji zostawało jedynie 140-150 km, więc w porównaniu do nowoczesnych napędów spalinowych wypada dość słabo. Ale takie porównanie jest bez sensu, gdy zastanowimy się nad sposobem korzystania z tego samochodu. Doskonałym przykładem są smartfony. 20 lat temu wystarczyło naładować naszą Nokię raz na tydzień i starczało. Kto teraz używa Nokii? No właśnie.

Tak jak przyzwyczailiśmy się do ładowania smartfonów na noc, to samo czeka nas z samochodami.

Znajomy z Volkswagena opowiadał mi ostatnio, że u nich na takie auta mówią 'producty’ czyli świetnie zaprojektowane dla bardzo określonej grupy odbiorców ergo nie dla wszystkich. To, co dla jednego jest wykluczającym ograniczeniem, dla drugiego jest integralnym elementem stylu życia i głównym powodem podjęcia decyzji o zakupie.

Podsumowanie

Coraz mniej rozumiem koncept auta podstawowego do wszystkiego. Sam kilka miesięcy temu sprzedałem taki wielofunkcyjny samochód i od tamtej pory korzystam z wynajmu – na kilka lub kilkanaście dni. Gdy robiłem mały remont, potrzebowałem czegoś większego, żeby przewieźć długie elementy, gdy jechałem na narty wolałem szybkiego, wygodnego SUVa z napędem na cztery koła. Upychanie wszystkich moich potrzeb w jednym modelu wydaje mi się pomysłem z poprzedniej epoki. I nie oczekuję też tego o producentów aut. Zamiast tego wolę dostać auto dobrze wymyślone i zaprojektowane pod kątem moich konkretnych potrzeb. MINI Cooper SE to doskonałe miejskie auto do codziennego użytku, ale na majówkę nad morze nim nie pojadę.

tekst: Konrad Jerin
zdjęcia: Krystian Kaleta, Sebastian Czarnecki

Więcej informacji na temat nowego modelu znajdziecie tutaj.