Czy dark kitchens na zawsze odmienią nasze miasta?
Kilka stuknięć w ekran telefonu i już otwiera się przed nami kulinarna mapa miasta. Piękne zdjęcia apetycznie wyglądających potraw przygotowanych przez nasze ulubione restauracje kuszą do zamawiania jedzenia przez którąś z licznych aplikacji (a tych ciągle przybywa). Oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że dostarczony posiłek będzie prezentować się chociaż po części tak dobrze, jak na zdjęciach. Dla wielu zaskoczeniem będzie też fakt, że zamówione dania często wcale nie powstały w kuchni wybranej przez nas restauracji.
W rzeczywistości coraz więcej potraw na wynos, które zamawiamy za pośrednictwem aplikacji, powstaje właśnie w dark kitchens, czyli specjalnych lokalach zajmujących się wyłącznie przygotowywaniem jedzenia na dowóz.
Z zewnątrz raczej ciężko je rozpoznać. Większość takich kuchni charakteryzuje spora anonimowość – brak tu szyldów czy logo, a okna często są zaciemnione folią. Wiadomo jednak, że zazwyczaj chodzi o lokale o sporej powierzchni (czasem działające nawet w magazynach czy kontenerach transportowych) i zatrudniające więcej pracowników niż standardowe restauracje. Przygotowanie potraw odbywa się tam więc na skalę wręcz hurtową – jedna kuchnia-widmo jest w stanie obsłużyć dziennie setki klientów.
W kontekście wielomiesięcznych lockdownów aplikacje do zamawiania jedzenia z dowozem niewątpliwie pomogły wielu restauracjom przetrwać na rynku, a teraz nadal stanowią dla nich znaczące źródło przychodów. Jednocześnie należy zauważyć, że wynajem lokali wybieranych na dark kitchens jest często znacząco tańszy niż w przypadku restauracji, w których obsługiwani są klienci.
Istnienie widmowych kuchni w pewnym stopniu uratowało gastronomię przed upadkiem. Może też przełożyć się na zwiększenie komfortu osób jedzących w restauracjach.
Jeśli przygotowanie wszystkich dań na wynos odbywa się w innym miejscu, między stolikami nie krążą bowiem co chwila kurierzy odbierający kolejne zamówienia.
Fenomen dark kitchens ma też jednak – co nie powinno zaskakiwać – swoje ciemne strony. Oprócz wątpliwych warunków pracy (pomieszczenia bez okien, kuchnie bez odpowiedniej wentylacji), powstawanie tego typu lokali na dobre zmienić może wygląd i charakter naszych miast i odbić się na życiu mieszkańców.
W przypadku widmowych kuchni pojawiających się w centrach miast dojść może do powolnego wymierania miejskiego życia.
Jeśli sklepy dalej zastępowane będą paczkomatami albo dark store’ami, z których zakupy zamówić można z dowozem przez internet, a kolejne lokale przekształcać się będą w widmowe kuchnie, przestrzenie miejskie przyciągać będą coraz mniej pieszych i mocno podupadną. Z drugiej strony dark kitchens, które ze względu na niższe ceny i atrakcyjniejsze warunki powstają na osiedlach mieszkalnych, mogą być równie uciążliwe dla lokalnych mieszkańców – takie lokale emitują przecież sporo hałasu, uciążliwych zapachów czy nadprogramowych odpadów, a ich dostawcy odpowiadają za wzmożony ruch na okolicznych ulicach.
Opisany wyżej scenariusz wydaje się się wprawdzie przesadzony, jednak choć rosnąca popularność aplikacji raczej nie oznacza końca standardowych restauracji, musimy przygotować się, że w naszym otoczeniu miejsc takich jak dark kitchens będzie przybywać.
Zdjęcie główne: Francisco Suarez / Unsplash
Tekst: AD