5 rzeczy, które zapamiętamy z otwarcia COP24 w Katowicach

Maski spadły już pierwszego dnia, czyli jak zirytować świat na organizowanej we własnym kraju konferencji klimatycznej.
.get_the_title().

Jeśli walka z globalnym ociepleniem będzie taka, jak dobór bieżącego i następnego organizatora corocznej Konferencji Narodów Zjednoczonych do spraw zmian klimatu, możemy chyba powoli zacząć dwoić się i troić w celu kolonizacji innej planety. Przypomnijmy – krótko przed szczytem Polska w swoim projekcie polityki energetycznej do 2040 roku ogłosiła, że nadal planuje w ogromnych ilościach wykorzystywać węgiel, a dodatkowo zapadła też decyzja o… zezłomowaniu wszystkich farm wiatrowych w kraju, o czym pisaliśmy tutaj. Z kolei wybrana na gospodarza w 2019 roku Brazylia postanowiła z tej roli… po prostu się wycofać. Nie ma się zresztą czemu dziwić, skoro nowy prezydent Jair Bolsonaro wraz ze swoją ekipą wprost wyraził przyzwolenie na dewastację amazońskiej puszczy na rzecz ekonomicznego rozwoju. Nasze teksty o tych przygnębiających wydarzeniach znajdziecie tu i tu. A jeśli dodać do tego, że najnowszy raport IPCC o zmianach klimatycznych już wprost wieszczy zagładę, zaś stężenie gazów cieplarnianych osiągnęło rekordowy poziom od kilku milionów lat… szkoda gadać.

Właśnie w takiej, nomen omen, atmosferze do Katowic – plasujących się na 48. miejscu w klasyfikacji najsilniej zanieczyszczonych miast w Unii Europejskiej – przybyli najbardziej wpływowi ludzie, którzy od wielu lat podejmują wysiłki, by uświadamiać społeczeństwo co do postępujących zmian klimatu i podejmować kroki, które pozwolą je minimalizować. Przez cały dwutygodniowy okres trwania konferencji planowana jest obecność ok. 30 tys. osób. Dziś odbyło się oficjalne otwarcie – oto 5 rzeczy, które z niego zapamiętaliśmy:

1. Prezydent Czarnogóry zamiast USA, Nigerii zamiast Niemiec czy Macedonii zamiast Rosji

O personaliach było wiadomo już trochę wcześniej, jednak mimo wszystko brak w Katowicach najważniejszych światowych polityków może boleć. Trudno odbierać to inaczej niż jako ostentacyjny prztyczek wymierzony w polską politykę energetyczną.

Na pocieszenie – z wystąpieniami pojawiło się kilku innych wpływowych VIP-ów, jak sir David Attenborough, ex-Terminator i ex-gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger (nie zabrakło kultowego „I’ll be back”) czy oczywiście odgrywający tu pierwszoplanową rolę sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres.

Finalnie na szczycie zamelduje się jednak tylko ok. 60 delegacji, czyli trzykrotnie mniej niż wchodziło w grę. Zaproszenia (ze strachu przed wizerunkową kompromitacją?) nie wysłano też ostatecznie do Leonardo DiCaprio.

2. Andrzej Duda próbujący usprawiedliwiać korzystanie z węgla

Podczas gdy ONZ zapowiada konieczność wycofania się z wykorzystywania węgla maksymalnie do 2050 roku, Andrzej Duda mimochodem, ale bardzo wyraźnie, podkreślił w swoim przemówieniu „do świata” znaczącą rolę węgla dla polskiej energetyki. Wśród wielu słów o tym, że Polska zamierza oczywiście wspierać globalne wysiłki ku poprawie sytuacji, a nawet że ochrona środowiska jest chrześcijańskim obowiązkiem, pojawiały się też takie wypowiedzi prezydenta:

Węgiel jest naszym strategicznym surowcem i mamy zapasy na 200 lat. Trudno, żebyśmy z niego całkowicie zrezygnowali, skoro mamy dzięki niemu suwerenność energetyczną. To byłoby niezrozumiałe. (…) Nie ma strategii całkowitej rezygnacji z węgla w Polsce.

Przypominamy, że ogromną część węgla sprowadzamy ze wschodu, nad czym pochylił się szerzej Maciej Witecki. Ba, epatowanie umiłowaniem węgla poszło nawet jeszcze dalej, gdyż pierwszym oficjalnym partnerem konferencji została przecież… Jastrzębska Spółka Węglowa (sic!), a kolejnymi Tauron czy Polska Grupa Energetyczna.

3. Zagraniczny niesmak

Po przylocie do Polski amerykański biznesmen James Ellsmoor słowami „To obraza dla każdego, kto troszczy się o planetę” wyraził swoje oburzenie tym, że Katowice witają gości… świątynią węgla.

Jego opinia idzie w parze chociażby z tym, jak sprawę przyznania organizacji konferencji akurat temu miastu przedstawiają niektórzy Szwedzcy dziennikarze:

4. Chaos kontrolowany

Polska słynie z wyjątkowo dobrej organizacji dużych wydarzeń, jednak w przypadku COP24, obok kilku fajnych ekologicznych udogodnień, jak możliwość wypożyczenia elektrycznego auta czy większa ilość pojemników do segregacji odpadów (szkoda tylko że przygotowanych wyłącznie ze względu na szczyt) doszło też do paru dziwnych incydentów – w części zawinionych, w części nie. Do tych pierwszych z pewnością trzeba zaliczyć zamieszanie przy otrzymywaniu akredytacji, na co, jak w powyższym przykładzie, narzekało wielu dziennikarzy. To drugie dotyczy zaś prezydenta Nigerii. Pojawiły się bowiem plotki, że zmarł a w jego miejsce przyleciał sobowtór, obalone jednak przez… samego Buhariego. Poczytajcie komentarze w załączonym linku – niektóre przepyszne.

5. Piękne słówka, po czym… będzie po staremu?

Po pierwszym dniu COP24 łatwo o wrażenie, że polskie władze (a przynajmniej dopóki rządy będą w rękach bieżącej ekipy), mimo usilnych prób robienia przed światem dobrego PR-u, będą jeszcze długo i mocno wzbraniać się przed eliminacją węgla.

Maska spadła nim cały mający trwać dwa tygodnie event na dobre się rozkręcił.

Trochę niezręcznie – zwłaszcza przy tak wielu podniosłych i pięknych słowach o wspólnotowości, które padały dziś z mównicy. Pozostaje mieć nadzieję, że inne nacje będą w kwestii zdecydowanych działań ukierunkowanych na ochronę Ziemi znacznie bardziej odpowiedzialne i dojrzałe niż nasi bieżący politycy.

Tekst: WM

Zmiany Klimatu