Au revoir, Monsieur Lagerfeld
Wczoraj w paryskim Grand Palais odbył się jeden z najważniejszych pokazów Chanel. Ważny, bo oznaczał ostateczne pożegnanie się z projektantem marki, Karlem Lagerfeldem. Jak się można było spodziewać, nie obyło się bez sentymentów, wzruszeń i kolekcji oraz scenografii na najwyższym poziomie.
Na zaśnieżonym wybiegu, na którym postawiono klimatyczne drewniane domki rodem z alpejskiej wioski (a może z naszego rodzimego Zakopanego?), zaprezentowana została ostatnia kolekcja Chanel autorstwa Lagerfelda. Sylwetki jak zawsze przez ostatnie 30 lat zostały stworzone we współpracy z Virginie Viard, która już została mianowana na następczynię słynnego kreatora.
Jednak to nadal Lagerfeld był gwiazdą pokazu. Obecny i nieobecny zarazem.
Widać go było w imponującej scenografii, w ulubionych modelkach i muzach, które od lat inspirowały go do tworzenia kolejnych rewolucyjnych strojów oraz w kolekcji, która zachwyca pod wieloma względami.
Nie brakuje w niej znaku rozpoznawczego marki Chanel, czyli tweedu, eleganckich kompletów, nakryć głowy i kobiecej biżuterii.
Jak zawsze klasyka miesza się z nowoczesnym krojem i wyjątkowym podejściem do kobiecej mody.
Znalazło się także miejsce dla mocnych akcentów kolorystycznych w odcieniach wściekłej fuksji, mocnego fioletu, czerwieni i pięknego turkusu.
Wybieg Chanel nie byłby kompletny bez wieloletniej muzy projektanta, Cary Delevingne, która przodowała wzruszonym modelkom. Pojawiła się także przyjaciółka Lagerfelda i kolejna kobieta-inspiracja, Penelope Cruz, ubrana cała na biało i trzymająca białą różę w dłoni. Nikt też nie krył się z emocjami, a tych było sporo, bo to przecież pożegnanie jednego z największych kreatorów mody naszych czasów.
Tekst: Malwa Wawrzynek
Zdjęcia: harpersbazaar.com