Niedawno donosiliśmy wam o tym, że w Stanach Zjednoczonych zamyka się coraz więcej sklepów – od początku roku niemal 6 tys., czyli tyle, ile zamknięto przez cały 2018 rok. Zamykające się sklepy i rosnąca popularność zakupów internetowych sprawiają, że centra handlowe pustoszeją. Okazuje się jednak, że w amerykańskich mallach puste miejsce po sklepach coraz częściej wypełniają przestrzenie coworkingowe.

Ma to związek z faktem, że właśnie na przedmieścia, gdzie najczęściej mieszczą się centra handlowe, przenosi się coraz więcej firm i ich pracowników.

– W podmiejskich lokalizacjach jest teraz więcej dużych firm – mówi Jamie Hodari, CEO coworkingowej firmy Industrious. Firmy szukają więc dogodnych i niestandardowych lokalizacji dla zespołów liczących 20 i więcej osób. Także te firmy, które mają siedziby w centrum dużych miast, zakładają mniejsze biura satelitarne na przedmieściach, aby ułatwić swoim pracownikom dojazd do pracy.

Dlatego też firma Industrious otwiera coraz więcej coworkingów właśnie w podmiejskich centrach handlowych na terenie całych Stanów – obecnie ma ich 6, m.in. w New Jersey, w Walnut Creek w Kalifornii czy w Scottsdale w Arizonie. Zwłaszcza lokalizacja w Arizonie okazała się olbrzymim sukcesem – coworking otworzył się zaledwie w lutym, a już cieszy się ponad 90 proc. obłożeniem. Inne firmy zajmujące się coworkingiem, jak IWG czy Riveter specjalizująca się w przestrzeniach dla kobiet, także lokalizują swoje placówki właśnie w mallach na przedmieściach.

Pracownicy chcą być w pobliżu takich udogodnień jak kawiarnie, restauracje czy siłownie, a umieszczenie ich biura w centrum handlowym sprawia, że tego typu infrastruktura jest na wyciągnięcie ręki.

Dyrektor generalny IWG Darin Harris zapewnia jednak, że choć obecnie coworkingi w podmiejskich mallach rosną jak grzyby po deszczu, to na tym się nie skończy. W nieodległej przyszłości IWG chce otworzyć swoje biura w jeszcze bardziej zaskakujących miejscach – na przykład na lotniskach.

Zdjęcie główne: Inside Heek
Tekst: NS