Fed obniża stopy procentowe pierwszy raz od ponad roku. Czy gospodarka USA wchodzi w recesję?
17 września 2025 roku Rezerwa Federalna po raz pierwszy od ponad roku zdecydowała się na obniżkę stóp procentowych o 25 punktów bazowych. Wydarzenie to, choć zgodne z oczekiwaniami rynku, ma ogromne znaczenie symboliczne, bo FED uchodzi za instytucję bardzo ostrożną w reagowaniu na krótkoterminowe wahania. Sam fakt, że bank centralny sięgnął po ten instrument, pokazuje, że sytuacja gospodarcza w Stanach Zjednoczonych nie wygląda najlepiej i że obawy o pogłębiające się spowolnienie są realne.
W ostatnich tygodniach pojawiły się raporty wskazujące, że nawet jedna trzecia amerykańskich stanów jest już w recesji lub bardzo blisko niej.
Widać to w danych z rynku pracy, gdzie wzrost zatrudnienia osłabł, a liczba nowych wniosków o zasiłki dla bezrobotnych sięga najwyższych poziomów od kilku lat, oraz w danych z rynku nieruchomości, gdzie spada liczba rozpoczętych budów i wydawanych pozwoleń, co oznacza wyraźne kurczenie się sektora mieszkaniowego. Inflacja wciąż utrzymuje się powyżej celu banku centralnego, a ceny dóbr podstawowych, jak żywność czy energia, rosną, uderzając w realne dochody gospodarstw domowych. Z kolei produkcja przemysłowa i inwestycje przedsiębiorstw w wielu regionach osłabły, co tworzy obraz gospodarki, w której pojawia się coraz więcej pęknięć.
Trudność polega na tym, że oficjalnie recesję w USA definiuje National Bureau of Economic Research, które bierze pod uwagę wiele wskaźników, a nie tylko spadek PKB przez dwa kolejne kwartały.
Z tego punktu widzenia gospodarka jeszcze nie spełnia formalnych kryteriów. PKB spada w niektórych regionach, ale inne sektory i stany wciąż notują wzrosty, co daje obraz kraju podzielonego na obszary dotknięte recesją i te, które wciąż radzą sobie dobrze. Taka asymetria powoduje, że jednocześnie można mówić o recesji w ujęciu regionalnym i o jej braku w ujęciu całokrajowym. Właśnie ten dualizm tłumaczy pozorny paradoks, w którym giełda notuje rekordy, a realna gospodarka słabnie. Indeksy giełdowe, jak S&P 500 czy Nasdaq, rosną przede wszystkim dzięki kilku największym spółkom technologicznym, które wciąż osiągają gigantyczne zyski i przyciągają kapitał. Sektor związany ze sztuczną inteligencją, usługami cyfrowymi i ochroną zdrowia radzi sobie nadzwyczaj dobrze i maskuje problemy reszty gospodarki. Małe i średnie firmy, sektor produkcyjny, handel detaliczny czy budownictwo przeżywają wyraźne trudności, ale nie mają one wystarczającej siły, by przeciągnąć w dół całe indeksy.
W efekcie widać rosnącą przepaść między światem Wall Street a codziennością Main Street, gdzie koszty życia są coraz wyższe, miejsca pracy coraz mniej stabilne, a kredyt coraz trudniejszy do uzyskania.
Coraz wyraźniej rysuje się obraz recesji asymetrycznej: około jedna trzecia stanów zmaga się z wyraźnym spadkiem aktywności gospodarczej, podczas gdy inne regiony jeszcze rosną. Rynek pracy wysyła sprzeczne sygnały: oficjalne bezrobocie nie wzrosło gwałtownie, ale widać wzrost liczby osób pozostających bez pracy długoterminowej i coraz większą ostrożność firm w zatrudnianiu. Rynek nieruchomości hamuje, bo wysokie koszty kredytów hipotecznych i niepewność gospodarcza skutecznie ograniczają popyt. Inflacja sprawia, że realne dochody spadają, a siła nabywcza gospodarstw domowych kurczy się, co odbija się na konsumpcji. Obniżka stóp przez FED to ruch mający złagodzić te napięcia i pobudzić gospodarkę poprzez tańszy kredyt i większą dostępność finansowania. Jednak problem polega na tym, że polityka pieniężna nie działa jak przełącznik światła. Skutki obniżek pojawiają się z opóźnieniem, a jeśli inflacja utrzyma się na wysokim poziomie, FED znajdzie się w pułapce między stymulowaniem gospodarki a koniecznością trzymania cen w ryzach.
To rodzi ryzyko stagflacji, czyli sytuacji, w której gospodarka kurczy się, a ceny rosną jednocześnie.
W perspektywie najbliższych miesięcy możliwe są dwa główne scenariusze. Pierwszy, bardziej optymistyczny, zakłada, że obniżki stóp i ewentualne dalsze luzowanie polityki pieniężnej pobudzą konsumpcję i inwestycje, a gospodarka odbije, unikając głębokiej recesji. Drugi, bardziej pesymistyczny, przewiduje pogłębienie problemów na rynku pracy i nieruchomości, dalsze osłabienie małych i średnich przedsiębiorstw i w konsekwencji pełnoskalową recesję w całym kraju. W obu scenariuszach rosnącym problemem pozostaje nierówność. Największe spółki i najbogatsze grupy społeczne nadal się bogacą, korzystając z przewagi technologicznej i globalnego kapitału, podczas gdy duża część społeczeństwa doświadcza realnego ubożenia.
Można więc powiedzieć, że amerykańska gospodarka jest już w recesji, choć nie w takim sensie, w jakim definiują ją podręczniki.
Jest to recesja fragmentaryczna, selektywna, dotykająca przede wszystkim regiony i sektory najmniej odporne na wysokie stopy, inflację i spowolnienie popytu. Na poziomie codziennego doświadczenia gospodarstw domowych recesja jest faktem: życie staje się droższe, praca mniej stabilna, a przyszłość bardziej niepewna. Na poziomie rynków finansowych wciąż trwa hossa napędzana przez gigantów technologicznych. To rozdwojenie rzeczywistości sprawia, że pytanie „czy USA są w recesji” jest mniej ważne niż pytanie „dla kogo ta recesja już trwa”.