Singapur: Jak kultura władzy kształtuje miasto-państwo na miarę epoki ryzyka?
Jeśli mielibyśmy wybrać jeden kod kulturowy, który najmocniej determinuje rozwój Singapuru, byłaby to zinstytucjonalizowana dyscyplina: państwo, które od początku nie ukrywa, że stawia na porządek, egzekwowalność reguł i długofalowy plan. Ta kultura władzy, krytykowana przez jednych jako „zbyt surowa”, a przez innych chwalona za skuteczność, przenika tu niemal każdy aspekt miejskiego życia: od planowania przestrzennego i polityki mieszkaniowej, przez transport i ekologię, po drobiazgową czystość ulic. Nie jest to przypadek.
Rządząca nieprzerwanie od 1959 r. Partia Akcji Ludowej (PAP) zbudowała model, w którym ciągłość decyzji publicznych stanowi podstawę przewidywalności – a przewidywalność to w tym mieście waluta strategiczna.
Oceny demokracji liberalnej pozostają w tym obrazie ambiwalentne (Singapur klasyfikowany jest jako „częściowo wolny” przez Freedom House), ale właśnie spójność sterowania rozwojem pozwoliła osiągnąć efekty, które w wielu metropoliach pozostają w sferze marzeń. Ta filozofia ma swoje historyczne źródła. Po chaotycznych latach kolonialnych i gwałtownym starcie ku nowoczesności Singapur świadomie skupił w rękach państwa najważniejszy zasób: ziemię. Dzięki konsekwentnemu stosowaniu ustawy o wywłaszczeniach (Land Acquisition Act) i strategicznym zakupom państwo stało się właścicielem ok. 90% gruntów, co umożliwiło prowadzenie urbanistyki jak precyzyjnie sterowanego projektu gospodarki przestrzennej, od centrów biznesowych po osiedla. Ten wysoki poziom publicznej własności potwierdzają analizy akademickie i międzynarodowe instytucje, a jego funkcjonalną ilustracją są 99-letnie dzierżawy i publiczny system mieszkaniowy HDB.
Housing & Development Board to singapurski publiczny system mieszkaniowy, w którym państwo planuje całe „new towns” i buduje mieszkania sprzedawane obywatelom w 99-letniej dzierżawie, a następnie zarządza ich modernizacją i otoczeniem.
Około 80% mieszkańców żyje w lokalach HDB, kupowanych najczęściej w programie Build-To-Order (BTO) z dopłatami z kont emerytalnych CPF i grantami dochodowymi; istnieje też rynek wtórny oraz najem publiczny dla najniższych dochodów. System wprowadza progi dochodowe, okres obowiązkowego zamieszkiwania (MOP, zwykle 5 lat), kwoty etniczne i limity dla stałych rezydentów, żeby mieszać struktury społeczne i unikać gettoizacji. Co ważne, państwo dynamicznie chłodzi też rynek prywatny: kolejne podwyżki dodatkowej opłaty stemplowej (ABSD) dla inwestorów, w tym 60% dla cudzoziemców kupujących lokale mieszkalne od 27 kwietnia 2023 r., a także wymagania wobec deweloperów (m.in. sprzedaż całej inwestycji w określonym horyzoncie czasu pod groźbą utraty ulg) trzymają spekulację w ryzach i wpisują rynek prywatny w cele publiczne. Samowola budowlana w praktyce nie istnieje. Każde roboty budowlane wymagają zatwierdzonych planów i pozwoleń, a przepisy egzekwuje BCA (Building and Construction Authority). W 2025 r. w życie wchodzą kolejne regulacje dotyczące stałych instalacji i elementów elewacji. Z perspektywy rozwoju oznacza to jedno: standard i bezpieczeństwo budowania nie są tu negocjowalne. Pod tą twardą skorupą procedur działa jednak bardzo długi horyzont planowania. System składa się z przeglądanego co 10 lat Planu Długoterminowego (Long-Term Plan Review) z perspektywą 50 lat i więcej oraz wiążącego prawnie Master Planu, który na 10–15 lat przekłada strategie na konkretne wskaźniki intensywności zabudowy i funkcje terenów.
W 2025 r. URA pokazała publicznie projekt nowego Master Planu 2025 – z akcentem na policentryczność, zrównoważenie mobilności i ochronę korytarzy tożsamości (identity corridors).
To właśnie w tym trybie „państwo-urbanista” łączy partycypację i konsensus z ostatecznym, spójnym rozstrzygnięciem. Kultura egzekwowalności widać też w sferze codziennej: czystość i porządek to nie slogany, ale reżim sankcji (od mandatów po Corrective Work Order – sprzątanie publicznych przestrzeni). Littering pozostaje wykroczeniem z wysokimi grzywnami, a słynny zakaz sprzedaży gumy do żucia – częściowo złagodzony dla wyrobów terapeutycznych na mocy umowy handlowej z USA – stał się symbolem tezy, że „drobne” zachowania wpływają na „duże” koszty wspólne. Tę samą logikę mikro-reguł stosuje się wobec palenia czy zanieczyszczania przestrzeni. Transport? Podobny pragmatyzm. Przedsiębiorcy czy deweloperzy nie mogą liczyć na „samorozwiązywanie się” korków: mamy drogi płatne w systemie ERP i ścisłe kwotowanie liczby pojazdów przez Certyfikat Uprawniający do Posiadania (COE), bez którego po prostu nie zarejestrujesz auta. W 2025 r. trwa wymiana infrastruktury na satelitarny ERP 2.0 (obowiązkowe jednostki pokładowe), co utrzymuje motoryzację w roli dodatku do transportu zbiorowego, a nie jego konkurenta.
To znów nie jest „miękki” postulat, ale egzekwowana polityka popytowa – mniej pojazdów, lepszy ruch.
Dla państwa-wyspy wyzwania klimatyczne to temat egzystencjalny. Singapur leży nisko i już dziś projektuje się go pod nadchodzące stulecie: w 2019 r. premier ogłosił, że na ochronę wybrzeża przed wzrostem poziomu mórz trzeba będzie wydać nawet 100 mld dolarów singapurskich w ciągu stu najbliższych lat. W praktyce oznacza to łączenie polderów, wałów, rozwiązań „szarej” i „zielonej” inżynierii, a także dedykowaną jednostkę w strukturach PUB, odpowiedzialną za ochronę wybrzeży i odporność przeciwpowodziową. Programy zielonych budynków („80–80–80 do 2030 r.”) oraz rosnący podatek węglowy (S$25/t CO₂ w latach 2024–2025; S$45 w latach 2026–2027; docelowo S$50–80 do 2030 r.) zaszywają cele dekarbonizacji w ekonomię projektów. Inaczej mówiąc: klimat wpływa tu na każdy ex post budżet i ex ante brief inwestycyjny.
Odrębna oś to spójność społeczna.
Nierówności dochodowe pozostają wrażliwym tematem, ale twarde dane pokazują, że po uwzględnieniu podatków i transferów współczynnik Giniego spadł w 2024 r. do 0,364 – najniżej od początku stulecia.
Nie ma tu „faveli”. Dawne kampongi zostały w większości przekształcone i przesiedlone w ramach gigantycznego programu HDB, który poza samym „dachem nad głową” dostarczał infrastrukturę dzielnicową i standardy sanitarne. Dzisiejsza walka to nie walka ze slumsami, lecz z punktowymi zatorami ceny i jakości życia oraz ze złożonymi relacjami między zamkniętymi osiedlami a otwartą tkanką publiczną. A co z „autorytaryzmem” – słowem, które tak często pada w zachodnich analizach? W singapurskim wydaniu oznacza on przede wszystkim przestawienie wajchy z „miękkiej perswazji” na „twarde instytucje”. Littering? Mandaty i publiczne odpracowywanie. Nielegalne roboty? Finał na liście kar BCA. Nadmierne rozproszenie aut? COE i ERP. Rozgrzany rynek nieruchomości? ABSD i terminy sprzedaży dla deweloperów. Energochłonne budynki? Zielone standardy i podatek węglowy.
Ten katalog narzędzi jest spójny, a siłą państwa jest zdolność ich stałego doskonalenia – od e-planowania i cyfrowych zgłoszeń CORENET X po aktualizacje Master Planu.
Dla części mieszkańców i obserwatorów cena za tę skuteczność – w sferze swobód politycznych, ekspresji czy napięcia między prywatnością a porządkiem publicznym – pozostaje dyskusyjna. Ale z punktu widzenia „miasta przyszłości” trudno nie zauważyć, że to właśnie kultura egzekwowania zasad pozwala Singapurowi realnie wdrażać to, co gdzie indziej pozostaje wizją. Singapur pokazuje, że kultura władzy – nawet jeśli bywa „nieeuropejska” w odcieniu – jest elementem infrastruktury zaufania do przewidywalności i zdolności państwa do dostarczania dobra wspólnego. Po drugie, że własność ziemi i planowanie stanowią wspólną płaszczyznę gry – jeśli państwo nie ma narzędzi do aktywnej polityki gruntami, staje się petentem rynku. Po trzecie, że „porządek” to nie brak kreatywności, lecz warunek budowania rzeczy złożonych – od sieci parków i zielonych korytarzy, przez policentryczne dzielnice pracy, aż po wielowarstwową ochronę wybrzeży.
I po czwarte, że w epoce klimatycznych turbulencji i migracyjnych napięć miasta będą rozliczane nie z deklaracji, lecz z implementacji.
Czy ten model ma granice? Oczywiście. Nie rozwiąże sporów o ekspresję i sferę publiczną, nie zapewni idealnej „równowagi szczęścia”, nie wyeliminuje napięć między rynkiem a egalitaryzmem. Ale jako system operacyjny miasta tj. zestaw narzędzi, procedur i planów pokazuje, że można konsekwentnie budować miasto bez chaosu decyzji i krótkowzroczności. Singapur, zarządzany w sposób dość autorytarny, jest jednocześnie jednym z najbardziej „przewidywalnych” miejsc do życia i prowadzenia biznesu – czystym, bezpiecznym, dobrze zaprojektowanym. I to właśnie dlatego pozostaje laboratorium przyszłości: w czasach, gdy ryzyko stało się codziennością, on tym ryzykiem imiejętnie zarządza.