Za oceanem rośnie popularność „sober bars” – barów bez alkoholu. Powstały z myślą o trzeźwych alkoholikach, a odwiedza je coraz więcej innych osób
Mentalność i nawyki związane z piciem alkoholu zdają się na przestrzeni ostatnich lat mocno zmieniać.
Abstynencja długo budziła zdziwienie, masę pytań czy presję otoczenia. Czasem z marszu wiązała się z diagnozą skrywanej choroby alkoholowej.
Tymczasem takie akcje jak chociażby Dry January, Sober September czy #jesieniarabezbrowara pokazują, że chcemy – a kiedy chcemy, to możemy – pić mniej alkoholu, czy też w ogóle z niego rezygnować, przynajmniej przez pewien czas. A to sprawia, że wieści o wysypie i popularności „sober bars” w Ameryce, czyli barów bez alkoholu, przestają dziwić.
Założycielami pierwszych tego typu barów były osoby, które same doświadczyły choroby alkoholowej i zauważyły niszę – kompletny brak miejsc z barowym klimatem, czyli głośną muzyką i przyciemnionym światłem, gdzie przebywają tylko dorośli.
Czuli, że przez to ich życie towarzyskie jest ograniczone.
Okazuje się jednak, że możliwości i fajnych warunków do zabawy bez alkoholu szukają nie tylko osoby, które unikają używek ze względu na problem z uzależnieniem.
Ruch sober courious rośnie w siłę. Są to abstynenci i osoby, które abstynencję rozważają, ale również te, które piją mało – od zawsze albo zdecydowały się teraz ograniczyć spożycie.
Łączy ich wspólne podejście do tematu: o swoim wyborze mówią z dumą, bez skrępowania czy zażenowania. Nie czują zresztą potrzeby tłumaczenia się i nie ulegają presji otoczenia.
Te osoby nie chcą jednak tracić okazji do spotkań, dobrej zabawy i wieczornych wyjść.
Teoretycznie można pójść do normalnego baru i zamówić colę, ale przebywanie wśród osób w stanie czasem dość mocnego upojenia alkoholem jest średnio przyjemną sprawą.
Tak samo jak ograniczony wybór opcji w menu. A bary bez alkoholu dbają o to, by ich oferta była dla klientów interesująca. Zatrudniani tam barmani potrafią zmiksować różnorodne, pyszne, zaskakujące smakiem i świetnie prezentujące się drinki. Oczywiście bezalkoholowe.
– Bary to miejsca przeznaczone do relaksu, a daliśmy sobie wmówić, że jest on możliwy tylko z procentami w tle – komentuje dla BBC.com Lorelei Bandrovschi, organizatorka bezalkoholowych eventów tzw. Listen Bars w Nowym Jorku. – Moim zdaniem niesamowicie wyzwalające jest stworzenie przestrzeni, gdzie można bawić się na całego i na dodatek bez kaca i zamglonych wspomnień na drugi dzień.
Kobieta zapewnia, że na organizowanych przez nią imprezach niczego nie brakuje – ani śpiewów przy karaoke, ani tańców na stole.
Pomysł na bary bezalkoholowe zaczyna rozprzestrzeniać się również poza Stanami Zjednoczonymi. Takie miejsca powstały już w Dublinie i Londynie. Są popularne szczególnie wśród osób, które dzielą mieszkania z innymi ludźmi i nie zawsze mają możliwość wieczorem zrobić domówkę w salonie. I nie zawsze mają ochotę na zakrapianą imprezę. Wtedy można udać się do jednego z takich barów, zwłaszcza że zwykle otwarte są dużo dłużej niż kawiarnie czy restauracje.
A wy co byście powiedzieli na firmowego śledzika? Da się to przeżyć na trzeźwo?
Zdjęcie główne: fanpage Listen Bar
Tekst: KD