Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Lewackie dyrdymały o nowoczesnym mieszkalnictwie wspólnotowym

Nowoczesne wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe to nie powrót do przeszłości, ale nowa technologia społeczna, która pozwala mieszkać lepiej, mądrzej i bardziej ekologicznie.
.get_the_title().

Wspólnota to słowo, które w Polsce długo dźwięczało podejrzanie, kojarzyło się z anonimową odpowiedzialnością i brakiem troski o to, co wspólne. Tymczasem w Holandii i Danii, a coraz częściej także w innych krajach Europy, wyrosła nowa kultura mieszkania, w której wspólnota nie oznacza rozmycia własności, tylko świadomy sojusz sąsiadów. To ludzie, którzy zamiast czekać na ruch dewelopera, łączą kapitał, kompetencje i czas, by zaprojektować i prowadzić miejsca do życia na własnych zasadach.

Ten zwrot od rynku nastawionego na maksymalizację marży ku mieszkaniu nastawionemu na dobrostan mieszkańców nosi różne nazwy, cohousing, co living, kooperatywa mieszkaniowa, ale jego sedno jest proste, mieszkamy lepiej i taniej wtedy, gdy pewne rzeczy robimy razem.

W Danii nowoczesny ruch wspólnotowy wyrósł już w latach siedemdziesiątych. Sættedammen pod Kopenhagą uznaje się za jedno z pierwszych współczesnych bofællesskab, kilkadziesiąt domów, wspólny dom z kuchnią i jadalnią, warsztat, przestrzenie dla dzieci, zarządzanie przez mieszkańców. Później powstały Trudeslund w Birkerød i Munksøgård w Roskilde, gdzie wspólnota, ekologia i lokalna żywność połączono z przyjazną architekturą. Model jest rozpoznawalny, prywatne mieszkania gwarantują intymność, wspólny dom i teren dają skalę do gotowania dla kilkudziesięciu osób, do świetlicy, do narzędziowni, do pokoju muzycznego, do napraw i spotkań.

Efekt ekonomiczny nie polega na cudzie, tylko na drogich metrach, których nie trzeba kupować, bo współdzieli się to, co i tak stoi puste przez większość tygodnia, salę na urodziny, pokój gościnny, większą pralnię z suszarnią, warsztat.

Holandia poszła krok dalej, włączając wspólnoty w politykę miejską. Na amsterdamskim IJburgu wyrósł Vrijburcht, kompleks z mieszkaniami, teatrem, przedszkolem i kawiarnią, w którym mieszkańcy są współwłaścicielami i zarządcami, a partery są otwarte dla okolicy. W Culemborgu dzielnica EVA Lanxmeer powstała jako ekosystem, domy w niskiej zabudowie, wspólne ogrody deszczowe, krótki łańcuch żywności i zasada że samochód jest gościem. W Buiksloterham oraz na pływającym osiedlu Schoonschip testuje się wspólne mikrosieci energetyczne, fotowoltaikę, magazyny energii i współdzieloną infrastrukturę ładowania, a w kooperatywie De Warren młodzi mieszkańcy własnymi siłami doprowadzili do projektu, finansowania i budowy budynku, w którym czynsze i zasady wynajmu ustalają wspólnie, bez pośrednika, który mógłby zawyżać stawki.

To, co łączy te przykłady, to trzy filary. Pierwszy to forma prawna, najczęściej spółdzielnia lub kooperatywa z konstytucją, która blokuje spekulację i chroni zasób przed rozproszeniem.

Mieszka się i partycypuje, ale nie flipuje, dzięki czemu ceny pozostają przewidywalne, a wspólnota może rozmawiać o jakości, a nie o tym, jak szybko podnieść wartość przy odsprzedaży. Drugi filar to wspólna infrastruktura, nie tylko sala i kuchnia, ale biblioteka narzędzi, przechowalnia rzeczy rzadko używanych, wiertarki, młotowiertarki, drabiny, kosiarki, projektory, zestawy do malowania, a w wersji miejskiej także cargo bike i narzędzia ogrodnicze do pielęgnacji zieleni. Ta lista jest dłuższa niż się wydaje, bo w każdym bloku leżą dziesiątki przedmiotów, które marnują metry i kapitał, zamiast pracować na obieg wspólny. Trzeci filar to nowoczesne zarządzanie, kalendarze i aplikacje rezerwacji, wspólne budżety, otwarte sprawozdania i jasne zasady podejmowania decyzji, od prostego głosowania po metody konsensusu i socjokracji, które pozwalają uniknąć tyranii większości. Wspólnoty holenderskie i duńskie nie uciekają od technologii. Panel fotowoltaiczny przestaje być indywidualną inwestycją, a staje się częścią wspólnego dachu, co umożliwia zakup lepszych inwerterów i magazynów energii oraz sprawiedliwy podział korzyści w oparciu o liczniki i umowy wewnętrzne. Aplikacja do zarządzania rezerwacjami, od sali po przyczepkę rowerową, rozwiązuje odwieczny spór o to kto ma klucz, a wspólna chmura dokumentów daje przejrzystość i ciągłość działania ponad kadencjami zarządów.

To nowoczesna spółdzielczość, oparta na danych i prostych narzędziach, które odbierają argument tym, którzy twierdzą, że wspólnego nie da się ogarnąć.

Część udanych projektów buduje też nowy kontrakt z miastem. W Kopenhadze i Aarhus gmina udostępnia działki na długoterminowej dzierżawie, co obniża koszty wejścia i zachęca do inwestycji w jakość, bo wartość nie ucieknie w pierwszym cyklu koniunktury. W Amsterdamie system prawa zabudowy na czas określony działa podobnie, miasto zachowuje kontrolę nad gruntem, a wspólnota zyskuje bezpieczeństwo prawne i przewidywalność czynszu gruntowego. Wspólnoty dzierżawią przestrzenie parterowe pod żłobki, pracownie, niewielkie sklepy i kawiarnie, dzięki czemu dzielnica ma życie w odległości kilku minut, a budżet wspólnoty staje się stabilniejszy. Nie można pominąć roli wspólnego jedzenia, w Danii wspólne kolacje kilka razy w tygodniu nie są egzotyką, tylko praktyką. Kto gotuje, zwraca koszty za produkty i dostaje pomocników, pozostali płacą niewielką stawkę i mają zdrowy posiłek bez stania w korkach i bez stresu po pracy. To rozwiązanie proste, ale o wielkim wpływie na codzienność, mieszkasz w mieście, masz rytm, który chłodzi chaos, a dzieci dorastają wśród dorosłych, którzy nie są wyłącznie rodzicami, lecz wspólnotą osób o różnych kompetencjach. W Holandii podobną rolę pełnią ogrody i dziedzińce, planowane jako przestrzenie rzeczywistego współbycia, z długimi stołami, zadaszeniem na deszcz, oświetleniem i miejscem do pracy zdalnej w ciepłe dni.

Nowoczesne wspólnoty mieszkaniowe obniżają koszty życia bez obniżania standardu.

Te drobne przewagi składają się na większą, na poczucie, że mieszkanie to nie tylko adres i ściany, ale także sieć wzajemnych usług, które ułatwiają codzienność i uwalniają czas. To odpowiedź na realne napięcia, na drogie metry, na samotność w dużym mieście, na czas, który wycieka, gdy każdy robi wszystko sam. Nie jest to ucieczka od prywatności, raczej wybór, by prywatność nie musiała udźwignąć całego ciężaru życia. To nie powrót do przeszłości, to nowa technologia społeczna, która pozwala mieszkać lepiej, mądrzej i bardziej ekologicznie. Jeśli spojrzymy na nią bez uprzedzeń, zobaczymy nie zagrożenie dla własności, lecz narzędzie, które pozwala zachować własność, a jednocześnie dodać do niej to, czego nie kupi żaden deweloper, poczucie, że nie jesteśmy na wyspie.

ARCHITEKTURA