Walt Disney przedstawia: koszykówka w bańce
W Orlando poważnie podchodzą do spraw bezpieczeństwa. Kilkuset koszykarzy zgrupowanych jest w trzech hotelach. Pokoje jednoosobowe, zakaz wzajemnych odwiedzin. Codziennie testy na obecność koronawirusa. Wyznaczone strefy spotkań towarzyskich. Wspólne posiłki tylko w towarzystwie graczy jednej drużyny. Na treningach i meczach zakaz wymiany koszulek, oblizywania palców czy wycierania nosa. Mecze rzecz jasna bez udziału publiczności. To tylko kilka przykładowych zasad – kodeks rozpisano na ponad stu stronach.
W marcu cały świat usłyszał o Rudym Gobercie. Francuski center broniący barw Utah Jazz po zakończeniu konferencji prasowej ostentacyjnie wymacał wszystkie mikrofony w pomieszczeniu, okazując pogardę panice związanej z raczkującą wówczas w USA pandemią. Dwa dni później u Goberta zdiagnozowano COVID-19. Był pierwszym zawodnikiem NBA z pozytywnym wynikiem testu. Wkrótce zachorowali inni gracze, a sezon przerwano.
Dzisiaj w USA nikt już z pandemii nie żartuje, a koszykarze są na cenzurowanym.
Joel Embiid z Philadelphia 76ers przyleciał do Orlando ubrany w kombinezon ochronny. Zawodnicy Dallas Mavericks wrzucili do sieci nagranie, na którym tańczą w rytm muzyki klubowej – każdy na balkonie swojego jednoosobowego pokoju. Filmik jest w założeniu zabawny, ale jego przekaz dość poważny i klarowny: nie ma żartów, zachowujemy dystans społeczny. NBA uruchomiło gorącą linię, na której można anonimowo zgłaszać łamanie zasad w bańce. Gdy Dwight Howard z Los Angeles Lakers pojawił się w strefie mieszanej bez maseczki ochronnej, na linii zawrzało.
Nieprzestrzeganie rygoru ma swoje konsekwencje. Lou Williams z Los Angeles Clippers wykluczył się z dwóch pierwszych spotkań, zmuszony odbyć dwutygodniową kwarantannę. Okazało się, że zawodnik opuścił hotel, w którym zgrupowana jest jego drużyna, i pojechał do klubu ze striptizem w Atlancie. Na gorącą linię nikt nie zadzwonił, za to ktoś opublikował zdjęcie Williamsa na Instagramie. Zdjęcie zniknęło po kilku minutach, ale w internecie nic nie ginie.
Ćwierć wieku po „Kosmicznym Meczu”, w którym Michael Jordan rywalizował z kosmitami u boku Królika Bugsa, za sprawą COVID-19 koszykówka staje się jeszcze bardziej kosmiczna.
Tylko teraz w tle zamiast bohaterów „Zwariowanych melodii” widzimy Myszkę Miki, Kaczora Donalda i disneyowskie dekoracje. Ale może to, co właśnie zaczyna się dziać w Orlando, da nam odpowiedź na pytanie: jak będzie wyglądała przyszłość profesjonalnego sportu? Multimedialni kibice wyświetlani na telebimach, odgłosy aplauzu z głośników, a na parkiecie odrealnione gwiazdy sportu, które już wcześniej postrzegano paradoksalnie. Niby superbohaterowie o statusie celebrytów, ale też oswojeni kolesie, których bogate, ale całkiem normalne życie obserwujesz w mediach społecznościowych: wrzucają zdjęcia lunchu, psa, kromki chleba, która zawsze spada na podłogę stroną posmarowaną masłem. Pandemia poszerzy ten paradoks – izolacja całkowita przy coraz łatwiejszym dostępie online.
Sezon ma potrwać nieco ponad dwa miesiące, mecze finałowe zaplanowano na przełom września i października. Chyba że coś się wydarzy.
Zdjęcia: MarketWatch, The Sports Rush
Tekst: jul