Rap to dziś pop, ale nie zawsze tak było. 'Od Kimona do Maty’, czyli historia polskiego rapu w Audiotece
Najchętniej streamowany, przyciągający na koncerty gigantyczną widownię, okupujący listy przebojów, a nawet najczęściej kupowanych płyt, choć mówi się przecież, że ten nośnik odchodzi do lamusa – obecnie najpopularniejszym gatunkiem jest rap. Trend ten utrzymuje się już od ładnych paru lat, więc może zdziwić tylko tych, którzy rapową rewolucję przespali w akompaniamencie ulubionych riffów i solówek. Już w 2017 roku, jak wynika z raportu Nielsena, ponad 25 proc. muzyki słuchanej w Stanach Zjednoczonych można było zaliczyć właśnie do tego gatunku. Na drugim miejscu był rock z wynikiem 23 proc. Na liście Billboardu, która jest świetnym miernikiem muzycznych sympatii, rap dominuje już od 5 lat. Dzisiejsze top 20 to zresztą najlepszy dowód na jego popularność: mamy tam Drake’a w dwóch kawałkach, dwa razy Bad Bunny’ego czy dwa razy Doja Cat, w tym raz z Post Malone.
Rap jest ekstremalnie popularny także na naszym podwórku. Prawdopodobieństwo, że nawet wasi rodzice wiedzą, kim jest Mata (choć niekoniecznie go słuchają), jest dosyć duże, bo każdy skandal z jego udziałem odbija się bardzo szerokim echem. Każde wydarzenie z jego udziałem jest zresztą bardzo głośne, a rekordy – bardzo rekordowe. Weźmy choćby płytę ‘Młody Matczak’, która w ciągu dwudziestu czterech godzin dobiła na Spotify do ponad 5,5 mln odsłon, albo koncert na Bemowie, w którym wzięło udział aż 40 tys. osób. Patrząc na te liczby faktycznie może się wydawać, że ten start w wyborach prezydenckich to nie jest taki głupi pomysł…
Występy gwiazd rodzimego rapu to zresztą niezłe wydarzenia. Tegoroczny Open’er przejdzie do historii raczej ze względu na załamanie pogody, nieudaną ewakuację i odwołane koncerty, ale warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno – podczas gdy w przeszłości polscy muzycy byli tylko dodatkiem do line-upu, w którym najjaśniej lśniły zagraniczne gwiazdy, i to one zdobywały największą publikę, obecnie wyraźnie widać zmianę. Young Leosia, Zdechły Osa czy Jan-rapowanie także przyciągnęli pod scenę tłumy osób.
Od wielkiego snobizmu po ciuchy na co dzień. To, co kiedyś utożsamialiśmy ściśle z kulturą hip-hopu, nosimy dziś wszyscy.
Od skateshopu przez streetwear po high fashion
Dawno skończyły się czasy, kiedy słuchacz rapu kojarzył się z kolesiem w szerokich spodniach, który pali lufkę pod blokiem. Rap to współczesny pop – jest równie popularny, a wśród jego odbiorców mogą być najróżniejsi ludzie. Jego słuchanie nie wymaga już wcale specjalnego outfitu. A z drugiej strony, ciuchy, które dotychczas utożsamiane były z kulturą hip-hopu, coraz częściej – by posłużyć się popularną ostatnio frazą – trafiają pod strzechy. Streetwear, w którym dominują luźne bluzy, wygodne spodnie, oversizeowe t-shirty, to przecież nic innego niż rzeczy, które jeszcze dwie dekady temu kupowało się w skateshopach. Kiedyś były one zarezerwowane dla wybrańców – dziś są dla wszystkich.
Marki dobrze o tym wiedzą, dlatego coraz rzadziej kierują swoje dropy do bardzo konkretnego odbiorcy. Dobrym przykładem na to jest założone przez Sokoła PROSTO. Marka stawia na dobrze skrojone i komfortowe rzeczy, przy okazji oferując szeroki wachlarz opcji dla mężczyzn, kobiet, a nawet… dzieci. To ostatnie z pewnością zszokowałoby kolesi stojących pod blokiem dwie dekady temu. A z drugiej strony – przecież oni pewnie mają już dziś dzieci, i to już niemałe, podobnie jak ich ówcześni idole. PLNY i PLNY Lala Tedego to zresztą podobny przypadek, choć wybór nieco mniejszy i nie ma kolekcji dziecięcej (póki co?).
Z drugiej strony mamy zachodnie brandy, które początkowo kojarzyły się ze skateboardingiem i hip-hopem, a dziś bywa z tym różnie. Tak jest choćby w przypadku londyńskiego Palace, które garściami czerpie z lat 90. Ciuchy marki nosili między innymi Drake, Kanye West, Jay-Z czy ASAP Rocky. Palace nie jest dziś wyłącznie dla tych, którzy jeżdżą na desce – marka na dobre zadomowiła się w świecie wielbicieli high fashion. Jeszcze lepszym przykładem jest totalnie szalone Supreme, które nie ma miłośników, tylko fanatyków, co skrzętnie wykorzystuje, wypuszczając najdziwniejsze itemy: od gaśnicy, łomu i młotka, przez nunczako, kalkulator i gitarę (współpraca z Fenderem), po… cegłę. Zawsze mając pewność, że skoro jest na tym logo Supreme, to nabywcy się znajdą.
Fot. Gosia Turczyńska/Prosto
'Tworzę, zarabiam, wyjeżdżam, wydaje, ze szczęścia pocą się oczy' – rapuje Young Leosia.
Rap jest wszędzie
W dzisiejszych czasach rap idzie pod rękę z influencingiem. Nikogo już nie szokuje, że raper może coś reklamować, a w ich kawałkach znajduje się niekiedy product placement – tak jak choćby w przypadku 'Supergirl’ Pezeta i Sprite’a czy 'Roku tygrysa’ Young Leosi i Tigera. Lokowanie produktu wcale nie jest subtelne – zresztą nikomu nie chodzi o to, by przeszło niezauważone. To już nie te czasy, kiedy promowanie produktu tożsame jest ze 'sprzedaniem się’. Takie rzeczy może raziły starych punkowców, ale w świecie raperów i odbiorców rapu to normalka. Raperzy mają popularność, gigantyczne ilości wyświetleń na YouTubie i konkretną grupę docelową, dlatego marki chętnie podejmują z nimi współprace.
’Tworzę, zarabiam, wyjeżdżam, wydaje, ze szczęścia pocą się oczy’ – rapuje Young Leosia w 'Roku tygrysa’. A okazji do zarabiania raperzy mają dziś więcej niż kiedykolwiek. Najbardziej spektakularnym przykładem jest tu oczywiście głośna współpraca Maty z McDonald’s. To pierwszy polski artysta z własnym zestawem w Maku, ale możemy zaryzykować, że przetarł szlaki kolejnym, jeśli nie akurat tam, to pewnie gdzie indziej. Zresztą na przykład taki Pezet może się pochwalić całkiem owocną współpracą ze Spritem.
Raperzy lądują też na billboardach. Kampanię 'Czym jest rap?’ Spotify mogliśmy oglądać jesienią w kilku polskich miastach. Nie bez powodu, bo 'Rap Generacja’ jest najchętniej słuchaną playlistą na polskim Spotify i wciąż cieszy się tylko większą popularnością. Kampania, w której udział wzięli m.in. Żabson, Young Leosia, Malik Montana czy Sokół, pojawiła się także na YouTubie, Facebooku, Instagramie, TikToku i Snapchacie.
Świat rapu i influencingu przenika się zresztą jeszcze bardziej. Rap powoli przestaje być gatunkiem, a staje się dźwignią promocyjną. Dobrym przykładem na to są internetowi twórcy z Ekipy, którzy w swoim portfolio mają nie tylko lody czy zeszyty, ale i płytę. 'Sezon 3′ to trochę taka muzyka z generatora. Sytuacja jest w pewnym sensie podobna do niesławnego 'Friday’ Rebbeki Black – w tamtym przypadku 13-latka dostała od rodziców prezent w postaci możliwości nagrania piosenki. Firma ARK Music zajęła się wszystkim: muzyką, tekstem, teledyskiem. Rebbeca miała tylko zaśpiewać. Wyszło jak wyszło, piosenka stała się viralem i 'najbardziej znienawidzonym utworem w historii’. Gdzie analogia z Ekipą? Otóż oni też zatrudnili sobie ludzi, którzy wszystko za nich zrobią, by beztrosko 'pobawić się’ w rap. W tym przypadku można mówić o nieco większym sukcesie artystycznym niż w przypadku 'Friday’, ale poprzeczka nie jest specjalnie wysoko zawieszona. Bo i nie o to chodzi.
Fot. kadr z teledysku Young Leosi 'Rok tygrysa’
Ale kto był pierwszy? Liroy, Kazik, a może... Franek Kimono?
'Od Kimona do Maty' w Audiotece
Ale jak do tego wszystkiego właściwie doszło? Przecież polski rap skądś się wziął i nie stał się tak ekstremalnie popularny w ciągu jednej nocy, prawda? Odpowiedzi na te pytania szukajcie w podcaście ‘Od Kimona do Maty’, którego pierwszy odcinek trafił właśnie do aplikacji Audioteki. Dwóch dziennikarzy, którzy są przedstawicielami zupełnie innych pokoleń – Marcin Flint oraz Kajetan Szewczyk – zabiera słuchaczy w podróż po historii polskiego rapu. Może się okazać, że w przypadku tej podróży nie wszystkie przystanki są doskonale znane…
– Osoby poznające gatunki muzyczne zgodnie z chronologią ich rozwoju prawdopodobnie istnieją, ale znaczna część z nas poznaje je na wyrywki, przypadkowo, co samo w sobie przyczynia się do powstawania rozmaitych kodów kulturowych różniących nie tylko pokolenia, ale również rówieśników. Jeszcze parę lat temu nie pomyślałbym, że będę z Marcinem dokładał tę cegiełkę do rapowej historiografii. Na pisaniu o scenie zjadł zęby, ja straciłem mleczaki, a tu ramię w ramię poddajemy się temu, jak sieć powiązań i wynikań, która składa się na historię polskiego rapu, może zaskakiwać. Mam nadzieję, że i my zaskoczymy – mówi Kajetan Szewczyk.
– Żeby poczuć się odkrywcą, wcale nie trzeba zapuszczać się w głębiny albo lecieć w kosmos. Mi zapewnia to nasz podcast. Polski rap to niezmierzony ocean informacji, sytuacji, nagrań, kontekstów. Docieram do źródeł, które rzadko były dyskutowane, a już prawie nigdy nie zestawiano ich ze sobą. Trafiam na skarby ukryte na płytach między singlami, widoczne nieraz dopiero wtedy, gdy spojrzeć z perspektywy czasu. Wydobywam z artystów wspomnienia i anegdoty. Z konfrontacji optyki Kajetana i mojej na bieżąco rodzą się zaskakujący nas samych wnioski. To nie dziennikarstwo, to przygoda – dodaje Marcin Flint.
Podcast, który jest efektem współpracy Audioteki i CGM, opowiada historię polskiego rapu chronologicznie – od samego początku. I nie, wbrew temu, co zwykliśmy przypuszczać, wcale nie zaczyna się ona ani od Liroy’a, ani od Kazika. Pierwszy sezon będzie się składać z 10 odcinków i dobije do 2001 roku. Oprócz prowadzących, pojawią się też liczni goście, wśród nich dziennikarz Rafał Księżyk, didżej i producent muzyczny Platoon, wydawca Wzgórza i Kalibra Sławek Pietrzak, raper Numer Raz, nestor polskiego rapu Sebastian ‘600V’ Imbierowicz, a także Peja, Ekonom, Noon oraz Tytus. Nowe odcinki lądować będą w aplikacji Audioteki co piątek, a przez pierwsze 48 godzin będziecie ich mogli posłuchać za darmo.