Polska wśród państw wyludniających się. Nowy kryzys przetrwają tylko kraje otwarte na imigrację
Choć program 500+ odrobinę poprawił w Polsce wskaźnik dzietności na jedną kobietę (plan zakłada wzrost z 1,26 potomka do 1,69 na przestrzeni 10 lat), perspektywy demograficzne dla naszego kraju nadal są fatalne. Jeśli szybko nie uda się doprowadzić do sytuacji, w której na jedną Polkę statystycznie będzie przypadać dwoje dzieci, do 2050 roku populacja skurczy się u nas o… 4,5 mln osób (14 proc. obywateli).
Straszy tym nie tylko Główny Urząd Statystyczny, ale i ONZ. Z podobną demograficzną zapaścią i ujemnym przyrostem naturalnym będą również musiały się zmagać między innymi Czechy, Niemcy (13 proc.) i Węgry. Czy jest jakaś recepta na to, by Europa stopniowo nie wymierała?
Na mapie Starego Kontynentu znajdziemy jednak kraje, którym problem wyludniania się nie grozi. To chociażby Francja, Hiszpania, Włochy oraz Wielka Brytania. Dlaczego? Choć nie spodoba się to zapewne bardziej konserwatywnej części naszych czytelników, populacyjna stabilność państw ze stolicami w Paryżu, Madrycie, Rzymie czy Londynie wynika w dużej mierze z ich otwartości na przyjmowanie osób z zewnątrz (zarówno uchodźców, jak i osiedlających się w nich na stałe dla lepszych warunków pracy i życia migrantów zarobkowych, w tym Polaków), o czym więcej pisaliśmy w F5 Print Edition.
Oczywiście sytuacja ta generuje momentami kulturowe napięcia i mikrotarcia, prowokowane przez godną potępienia w równym stopniu ksenofobię, jak i występki wynikające z problemów międzynarodowych gości z asymilacją. Całościowo ruchy migracyjne zapewniają jednak względną stabilność i liczebną ciągłość dla starzejących się społeczeństw. Dobrze obrazuje to poniższy wykres.
Jednocześnie dane mówią jasno – będzie nas mniej, lecz będziemy żyć dłużej (według przypuszczeń mężczyźni 80 lat, a kobiety – 84). Nie trzeba chyba wspominać jak dużym obciążeniem będzie to dla systemu emerytalnego, zwłaszcza że to młodzi Polacy zdecydowanie bardziej wolą wyjeżdżać z kraju, niż goście z zewnątrz (zachęcanie do przeprowadzki tych ze wschodu wydaje się całkiem prawdopodobnym scenariuszem) osiedlać się u nas.
Garść danych, które pomogą uzmysłowić sobie tarapaty, w jakie popadliśmy – w 1950 roku w Polsce żyło 180 tys. osób bardzo starych, dziś jest to 1,6 mln.
Biorąc pod uwagę mnogość światopoglądów, nieumiejętność dialogu, wzajemną nieufność oraz gwałtowne konflikty na temat sposobów, jak sobie z tym wszystkim poradzić, naprawdę trudno będzie przejść przez tę sytuację suchą stopą. Pozostaje mieć nadzieję, że skutki ujemnego przyrostu naturalnego w naszej części świata uda się przynajmniej – jeśli nie zwalczyć – mocno ograniczyć.
Tekst: WM
Źródło: Money.pl