Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Kultura jako ukryta matryca naszych decyzji. Obalenie mitu racjonalnego wyboru

Kultura nie jest tłem naszych działań, ona jest ich głównym scenarzystą. Wszelkie reformy, które pomijają aspekt kulturowy, skazane są na porażkę.

Współczesne systemy gospodarcze, edukacyjne czy planistyczne opierają się na micie racjonalnego człowieka — jednostki, która potrafi chłodno kalkulować, analizować i wybierać najbardziej efektywne środki do osiągnięcia celu. Jednak rosnąca liczba badań z zakresu ekonomii behawioralnej, psychologii społecznej i socjologii dowodzi, że to nie racjonalność, a kultura leży u podstaw naszych decyzji. Klasyczna ekonomia budowała swój aparat na figurze „homo economicus” — idealnie racjonalnego aktora podejmującego decyzje w oparciu o optymalizację zysków i strat. Ta figura przez dekady funkcjonowała nie tylko jako model teoretyczny, ale jako fundament dla polityki publicznej, systemów podatkowych czy edukacji finansowej. Jednak już w latach 70. Daniel Kahneman i Amos Tversky pokazali, że ludzie podejmują decyzje w oparciu o heurystyki, emocje i kontekst kulturowy.

Kahneman otrzymał za to Nagrodę Nobla w 2002 roku, otwierając drogę do ekonomii behawioralnej. Kolejni badacze, tacy jak Richard Thaler (Nobel 2017), udowodnili, że nasze wybory są systematycznie irracjonalne.

Społeczne oczekiwania wobec obywatela-eksperta wytworzyły kulturę, w której trzeba mieć opinię na każdy temat: wojna, energia atomowa, urbanistyka, klimat, choć większość ludzi z grubsza guzik o tym wie.

Nie żyjemy w próżni. Kultura, w której funkcjonujemy, dostarcza nam nie tylko języka, ale też schematów interpretacyjnych, norm i wartości. Od dzieciństwa jesteśmy socjalizowani do tego, co wypada lub nie wypada lubić, jaką muzykę cenimy, jak wygląda sukces. Nasze wybory konsumenckie, polityczne czy nawet estetyczne są odbiciem tych norm, często przyjmowanych bezrefleksyjnie. Przykład? Preferencje muzyczne. Osoba wychowana w środowisku, gdzie „wypada” gardzić disco polo albo rapem, będzie wyrażała niechęć wobec tego gatunku nawet bez realnej znajomości jego twórców. To samo dotyczy opinii o artystach popkultury, markach odzieżowych, a nawet decyzjach inwestycyjnych.

Społeczne oczekiwania wobec obywatela-eksperta wytworzyły kulturę, w której trzeba mieć opinię na każdy temat: wojna, energia atomowa, urbanistyka, klimat. Problem w tym, że te opinie nie wynikają z rzetelnej analizy, lecz często są przyswajane z bańki informacyjnej lub środowiska kulturowego. To, co myślimy, ściśle zależy od tego, z kim przebywamy. Tak działa mechanizm potwierdzania własnych przekonań i potrzeby przynależności. A więc to nie obiektywne fakty, lecz kultura naszej grupy odniesienia decyduje, jakie dane przyjmujemy i jak je interpretujemy.

Ekonomia obiegu zamkniętego nie zadziała bez kulturowej zmiany.

Współczesne badania (m.in. Harvard Behavioral Insights Group) pokazują, że wybory ekonomiczne rzadko są wynikiem racjonalnej kalkulacji. Bardziej chodzi o sygnały tożsamościowe: jaki samochód kupię, jaką kawiarnię wybiorę, jaką uczelnię skończę. Wszystko to staje się nośnikiem narracji o mnie samym. System gospodarczy oparty na własności prywatnej i akumulacji kapitału również wynika z kulturowych norm. W społeczeństwach, gdzie sukces mierzy się ilością posiadanych rzeczy, trudno oczekiwać przejścia na bardziej zrównoważony model życia. Nawet racjonalne argumenty ekologiczne są w tym układzie nieskuteczne, bo przegrywają z kulturowym pragnieniem prestiżu.

Doskonałym przykładem kulturowego determinizmu jest współczesna urbanistyka. Eksperci twierdzą, że najzrównoważoniejszą architekturą jest… brak architektury. Zamiast budować, powinniśmy lepiej wykorzystywać istniejące zasoby. Ale to wymaga odspołecznienia mitu, że sukces = nowy dom, nowy apartament, nowy biurowiec. W praktyce ekonomia obiegu zamkniętego nie zadziała bez kulturowej zmiany. Tak jak walka z nadprodukcją ubrań nie powiedzie się bez zmiany ideałów piękna i potrzeby ciągłej zmiany stylu.

Kultura nie jest tłem naszych działań, ona jest ich głównym scenarzystą. To ona mówi nam, czego pragniemy, czego się boimy i co znaczy sukces. Dlatego wszelkie reformy, które pomijają aspekt kulturowy, skazane są na porażkę. Nie wystarczy racjonalny plan ani ekonomiczna symulacja. Potrzebujemy nowego imaginarium kulturowego: historii, rytuałów i symboli, które uniosą ciężar zmiany. W świecie, który coraz częściej porusza się w granicach chaosu, kultura może być nie tylko przeszkodą, ale i fundamentem nowej racjonalności, która bierze pod uwagę człowieka takim, jakim jest, a nie takim, jakim chcieliby go widzieć ekonomiści klasyczni.

SPOŁECZEŃSTWO