Faktycznego dekolonializmu Ameryki Łacińskiej dokonują tam kobiety
Przez dziesięciolecia Ameryka Południowa i szerzej Ameryka Łacińska były postrzegane jako bastion maczyzmu i patriarchatu, przestrzeń, w której dominacja mężczyzn była nie tylko faktem społecznym, ale wręcz częścią kulturowej tożsamości. Samo słowo macho, pochodzące przecież z hiszpańskiego, stało się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli tej części świata. Jednak to właśnie tutaj, w regionie naznaczonym kolonialną przeszłością, przemocą wobec kobiet i nierównością, w ostatnich dwóch dekadach dokonuje się jedna z najciekawszych i najbardziej dynamicznych przemian feministycznych. Zmiana ta jest widoczna zarówno na poziomie politycznym, społecznym, jak i kulturowym.
Pojawienie się nowych liderek, które w odmienny sposób definiują władzę, solidarność i odpowiedzialność społeczną, staje się znakiem czasu i sygnałem, że Ameryka Południowa przechodzi głęboką transformację.
Na czele tej zmiany stoją kobiety o różnych biografiach, poglądach i ścieżkach działania, ale łączy je jedno – odwaga przełamywania wielowiekowych schematów. W Chile symbolem tej przemiany była i pozostaje Michelle Bachelet, pierwsza kobieta prezydentka kraju, lekarka, była minister obrony, która w latach 2006–2010 i ponownie 2014–2018 nadała nowy ton polityce społecznej. Bachelet nie tylko wprowadzała programy wspierające kobiety, rodziny i edukację, ale także położyła fundamenty pod nowoczesne państwo opiekuńcze. Jej rząd wprowadził reformy w zakresie opieki nad dziećmi, równouprawnienia i zdrowia, a ona sama stała się później Wysoką Komisarz ONZ do spraw praw człowieka. W jej prezydenturze wielu komentatorów dostrzegało symbol przełamania chilijskiego modelu patriarchalnej władzy, w którym kobieta po raz pierwszy objęła ster państwa po okresie autorytaryzmu i przemocy politycznej.
W Argentynie przemiana ta przybrała jeszcze bardziej dramatyczny i symboliczny wymiar. Cristina Fernández de Kirchner, prezydentka w latach 2007–2015, kontynuowała dziedzictwo swojego męża, Néstora Kirchnera, ale zarazem nadała mu zupełnie inny ton. Jej rządy były nacechowane silnym feminizmem i emancypacyjnym przekazem. Pod jej przewodnictwem i w wyniku działalności ruchów kobiecych, zwłaszcza Ni Una Menos, rozpoczął się proces, który doprowadził do historycznej zmiany – legalizacji aborcji w 2020 roku. To właśnie Argentyna, kraj silnie katolicki i przez dekady konserwatywny, stała się pierwszym dużym państwem Ameryki Południowej, które uznało prawo kobiet do decydowania o własnym ciele. Walka o to prawo była wieloletnia, a zielone chusty protestujących kobiet stały się symbolem nowej epoki. Kirchner, choć nie była autorką samego projektu, wspierała politycznie ruchy, które tę zmianę doprowadziły do końca.
W paradoksie – między konserwatywnym katolicyzmem a emancypacyjnym radykalizmem – kryje się tajemnica zdolności Ameryki Południowej do głębokich przemian kulturowych.
Z kolei w Urugwaju Lucía Topolansky, była partyzantka ruchu Tupamaros i żona José Mujiki, prezydenta znanego ze swojej skromności, symbolizuje inny wymiar kobiecego przywództwa. Topolansky przez lata działała w ruchu oporu przeciwko dyktaturze, była więziona, a po odzyskaniu wolności współtworzyła nowoczesną, progresywną politykę społeczną. Jako wiceprezydentka Urugwaju była jednym z najbardziej wpływowych głosów na rzecz sprawiedliwości społecznej i równości. Jej biografia pokazuje, jak kobiety w Ameryce Południowej przeszły drogę od bojowniczek rewolucyjnych do współtwórczyń stabilnej demokracji.
W Brazylii z kolei proces zmian ma wiele twarzy. Jedną z nich jest Marina Silva – ekologiczna działaczka, była minister środowiska, wielokrotna kandydatka na prezydentkę. Silva, pochodząca z biednej rodziny z Amazonii, była współpracowniczką Chico Mendesa i przez dekady walczyła o ochronę lasów deszczowych. Jej historia to przykład kobiety, która przeszła drogę od analfabetyzmu do światowej polityki. Jako liderka ruchów ekologicznych i społecznych wniosła do brazylijskiej debaty publicznej wrażliwość etyczną i duchową, łącząc walkę o środowisko z walką o prawa kobiet i rdzennych społeczności. Inną ważną postacią z Brazylii jest Marielle Franco – socjolożka, aktywistka, czarna kobieta z faweli, która walczyła o prawa mniejszości i osób LGBT. Jej zamordowanie w 2018 roku wstrząsnęło krajem i stało się symbolem brutalności systemu, ale też przypomnieniem, że zmiana społeczna w Ameryce Południowej dokonuje się często w cieniu przemocy. Franco stała się ikoną ruchu feministycznego i antyrasistowskiego, a jej imię do dziś niesie hasło oporu wobec autorytaryzmu i dyskryminacji.
W Chile nowe pokolenie liderek reprezentują Kamila Vallejo i Karol Cariola – obie wywodzące się z ruchów studenckich, obie ukształtowane przez protesty przeciwko nierównościom społecznym. Vallejo, była liderka studenckiego ruchu protestów w 2011 roku, dziś jest rzeczniczką rządu Gabriela Borica. Symbolizuje pokolenie młodych kobiet, które wchodzą do polityki nie jako wyjątki, ale jako naturalne uczestniczki procesu decyzyjnego. Cariola, również wywodząca się z tego samego ruchu, reprezentuje nową falę lewicowego feminizmu, w którym kwestie płci, klasy i ekologii tworzą jedną agendę.
Ruchy feministyczne w Ameryce Południowej mają silny i faktyczny dekolonialny charakter.
W Nikaragui Dora María Téllez, dawna rewolucjonistka sandinistowska, przez lata była symbolem walki o wolność, a potem stała się krytyczką autorytarnego reżimu Daniela Ortegi. Jej biografia pokazuje dramatyczny zwrot historii – kobieta, która brała udział w rewolucji przeciwko dyktaturze, po latach została więźniem politycznym nowego autorytaryzmu. Téllez ucieleśnia los kobiet Ameryki Łacińskiej, które nie tylko walczą o równouprawnienie płci, ale też o podstawowe prawa obywatelskie i demokrację. Na Kubie Mariela Castro, córka Raúla Castro i bratanica Fidela, stała się twarzą liberalizacji obyczajowej i obrony praw osób LGBT. Jako dyrektorka Narodowego Centrum Edukacji Seksualnej prowadzi kampanie na rzecz akceptacji i równości, otwierając debatę o seksualności w kraju, który przez dekady był konserwatywny i represyjny w sferze obyczajowej. Jej działalność pokazuje, że nawet w systemach autorytarnych może dochodzić do zmian generacyjnych, w których kobiety odgrywają rolę transformacyjną. W Boliwii symbolami tej zmiany są postaci kobiet rdzennych, takich jak żurnalistka i aktywistka Żanża (Jancha), które łączą feminizm z walką o prawa ludności autochtonicznej. Ruchy te redefiniują feminizm, nadając mu andyjski i dekolonialny charakter. To już nie jest feminizm elitarny, importowany z Północy, ale głos kobiet z marginesów, które domagają się podmiotowości w społeczeństwie, w którym przez stulecia były niewidoczne.
W Meksyku, Kolumbii czy Wenezueli rośnie znaczenie takich postaci jak Jilma Husef – działaczka społeczna i prawniczka walcząca o prawa kobiet ofiar przemocy, czy Claudia Sheinbaum, nowa prezydentka Meksyku, pierwsza kobieta na tym stanowisku w historii kraju. Sheinbaum, naukowczyni i działaczka lewicowa, jest dowodem, że zmiana kulturowa przenika już nie tylko w sferę ruchów społecznych, ale i do najwyższych struktur władzy.
Ta różnorodność postaci – od rewolucjonistek po intelektualistki, od aktywistek ulicznych po prezydentki – ukazuje szeroki wachlarz strategii, jakimi kobiety w Ameryce Południowej odzyskują przestrzeń publiczną. Ich siła polega na zdolności do łączenia emocji z racjonalnością, empatii z odwagą, lokalności z uniwersalizmem. Każda z nich działa w innym kontekście politycznym, ale wszystkie razem tworzą narrację o końcu epoki, w której władza była zarezerwowana dla mężczyzn. Zmiana, jaka dokonuje się w Ameryce Południowej, ma charakter paradoksalny. Region ten przez dekady stanowił archetyp patriarchatu. W kulturze, literaturze i języku dominował wzorzec mężczyzny jako silnego, dominującego, emocjonalnie powściągliwego i moralnie uprzywilejowanego. Kobieta zaś miała rolę opiekuńczą, macierzyńską, a jej obecność w przestrzeni publicznej była często marginalizowana.Do tego cała Ameryka Łacińska jest regionem głęboko zakorzenionym w katolicyzmie, w którym religia przez stulecia kształtowała nie tylko system wartości, ale też sposób myślenia o płci, rodzinie i społeczeństwie.
Tymczasem to właśnie w tej części świata kobiety zaczynają redefiniować społeczeństwo, odchodząc od kultu macho ku nowemu modelowi wspólnoty opartej na empatii, współpracy i trosce.
Symboliczne znaczenie ma tu także fakt, że wiele z tych kobiet wywodzi się z ruchów oporu, z organizacji społecznych, z ulicy. Nie przyszły z elit, lecz z marginesu, z prowincji, z faweli. Ich feminizm jest życiowy, ucieleśniony, często połączony z walką o przetrwanie. To feminizm, który mówi nie tylko o płci, ale o klasie, kolorze skóry i pochodzeniu. To właśnie dzięki temu zdobywa autentyczność i zdolność mobilizowania mas. Duch lewicowy, wywodzący się z tradycji ruchów partyzanckich, rewolucyjnych i wolnościowych, stał się częścią południowoamerykańskiej tożsamości. To właśnie on sprawił, że zmiany, które w innych regionach świata napotykałyby silny opór, w Ameryce Południowej mogły zaistnieć jako naturalna kontynuacja walki o równość i sprawiedliwość. Społeczeństwa, które doświadczyły dyktatur, biedy, kolonializmu i społecznej opresji, mają szczególną wrażliwość na potrzebę zmiany. Lewicowość w tej części świata nie jest tylko doktryną polityczną, ale często formą duchowości, zakorzenioną w idei wspólnoty, solidarności i troski o słabszych. Dzięki temu feminizm i walka o prawa kobiet znalazły tam grunt, który – mimo religijnego i kulturowego konserwatyzmu – pozwala na gwałtowne i autentyczne przewartościowania.