Praca zdalna: kto zyskuje, a kto traci?

Zabija produktywność czy przyczynia się do jej wzrostu? Nie pozwala się skupić i wydłuża godziny pracy, a mimo to chcemy jej więcej? Utrudnia komunikację w zespole, ale firmy i tak zamierzają wprowadzić ją na stałe? Fenomen pracy zdalnej to bardzo złożone zjawisko.
.get_the_title().

Z badania przeprowadzonego wśród 30 tys. amerykańskich pracowników wynika, że w ciągu ostatniego roku żadna grupa nie była bardziej zadowolona z pracy w domu niż dobrze zarabiający mężczyźni w wieku 30-40 lat. Wysoko rentowne firmy częściej deklarują, że praca zdalna stanie się u nich normą. Najbardziej prawdopodobnymi, bezpośrednimi zwycięzcami tej rewolucji na rynku pracy są więc ci, którzy w sensie ekonomicznym od początku byli na wygranej pozycji.

Za modelowy przykład weźmy 45-letniego inżyniera oprogramowania, który do tej pory pracował w centrum Manhattanu, a teraz może wykonywać tę samą pracę, za to samo wynagrodzenie, ze swojego domu na przedmieściach – mówi Nicholas Bloom, profesor Uniwersytetu Stanforda i współautor badania.

Bloom przewiduje, że przynajmniej w najbliższym czasie należy się spodziewać, że dochodowe firmy, takie jak Google, Apple i Facebook, będą głośno celebrować politykę pracy zdalnej lub hybrydowej, podczas gdy mniejsze przedsiębiorstwa będą namawiać swoich pracowników do powrotu do biura.

Dla ekstrawertyków biuro może być idealnym miejscem do załatwiania spraw i wchodzenia w spontaniczne interakcje. Jednak dla osób o bardziej introwertycznej osobowości jest ono synonimem niewygodnej, wymuszonej bliskości, niepożądanego hałasu i nadciągającej groźby niechcianego small talku z kolegą, którego wolisz unikać. Wśród przedstawicieli tej grupy praca zdalna znacznie ogranicza więc stres i poczucie niepokoju wynikające z biurowych interakcji.

Zdjęcie: Israel Andrade / Unsplash

Biura przynoszą korzyści nie tylko ekstrawertykom – nagradzają również każdego, kto ma talent do rozmów z ludźmi. W biurze pracownicy mogą udowodnić swoją wartość, dyskutując z szefem lub wygłaszając błyskotliwe prezentacje w obecności współpracowników. Możliwości w pewnym stopniu (jeśli nie całkowicie) znikają w sieci, gdzie cenione są inne umiejętności – takie jak szybkie i rzeczowe odpowiadanie na maile, sprawne udostępnianie prezentacji na Zoomie czy właściwa mieszanka ironii, zwięzłości i uroku w wiadomościach na Slacku.

Rzeczywistość pracy zdalnej czy nawet postpandemicznego biura, w którym pracownicy pojawiają się raz na kilka dni, zdecydowanie nie są za to idealnym środowiskiem dla nowych pracowników, dla których dużym zagrożeniem jest niepożądana anonimowość.

Praca zdalna czy hybrydowa wiąże się ponadto z mniejszą liczbą dojazdów, a mniej dojazdów oznacza mniejszą liczbę konsumentów w centrach miast. Bloom i jego współautorzy oszacowali, że po pandemii pozostanie przy pracy zdalnej trwale zmniejszy wydatki w śródmiejskich restauracjach, kinach, salonach fryzjerskich i innych punktach sprzedaży detalicznej nawet o 10 proc. w porównaniu z wydatkami sprzed pandemii. Wraz ze spadkiem liczby osób dojeżdżających do pracy, zarządy transportu publicznego również powinny spodziewać się trwałego spadku przychodów.

Bardzo poważne implikacje odczuć mogą właściciele nieruchomości komercyjnych.

W centrach miast przybywa biurowych pustostanów, a nawet w optymistycznym scenariuszu, w którym 90 proc. pracowników umysłowych przychodzi do biura trzy dni w tygodniu, nadal oznacza to prawie 50-proc. spadek w dojazdach i wykorzystaniu biur.

Zdjęcie: Yasmina H / Unsplash

Pieniądze nieprzeznaczane na dojazdy do pracy i usługi salonów fryzjerskich w centrum miasta nie znikną jednak w eterze – będą wydawane na przedmieściach. Bloom mówi w tym kontekście o 'efekcie pączka’, czyli scenariuszu, w którym działalność gospodarcza opuszcza centra miast i przenosi się do podmiejskich dzielnic. A za pieniędzmi idzie także konkretna estetyka i konkretne wymagania dotyczące dostępnej oferty. Można się więc spodziewać, że na obrzeżach miast powstawać będzie coraz więcej hipsterskich kawiarni, restauracji z autorską kuchnią czy dizajnerskich butików.

Przeciętny amerykański pracownik zainwestował w zeszłym roku 15 godzin i 561 dolarów w zaaranżowanie i wyposażenie przestrzeni do pracy z domu.

Te liczby nie uwzględniają jednak ogromnych nakładów, jakie firmy wydały na różnego rodzaju rozwiązania technologiczne wspierające pracowników zdalnych. Może to być dopiero początek rewolucji w tym obszarze. Jak wynika z badań Blooma, udział nowych wniosków patentowych związanych z technologiami do pracy zdalnej wzrósł w USA ponad dwukrotnie od stycznia do września 2020 roku. Możemy spodziewać się więc, że powstanie cały sektor poświęcony wyłącznie obsłudze pracowników zdalnych.

Ostatnim aspektem, na jaki zwracają udział autorzy badania, są nierówności w dostępnie do pracy zdalnej ze względu na poziom wykształcenia. Z danych wynika bowiem, że ponad połowa osób z dyplomem ukończenia studiów wyższych może pracować z domu, podczas gdy w przypadku osób z wykształceniem średnim jest to mniej niż 25 proc. Praca zdalna zdaje się więc być udogodnieniem dostępnym przede wszystkim dla najlepiej wykształconych grup społecznych, przez co przyczynić się może do pogłębienia społeczno-kulturowych podziałów, a nawet napędzać polaryzację poglądów politycznych.

Zdjęcie główne: Jason Strull / Unsplash
Tekst: AD

FUTOPIA