Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Londyńscy artyści odzyskują dostęp do sztuki w iście punkowym stylu

W Londynie powstał Artist Membership Project, który bardziej przypomina punkowy manifest niż inicjatywę kulturalną. Zrodzony z frustracji i pasji, łączy spryt, wspólnotę i bunt przeciwko systemowi, w którym sztuka stała się luksusem. Bo jak tworzyć, jeśli nie można zobaczyć tego, co inspiruje?
.get_the_title().

Na mapie Londynu pojawiły się tajemnicze skrzynki. Nie są częścią żadnej wystawy ani gry miejskiej. To małe, stalowe sejfy z ukrytym kluczem do świata sztuki. W środku znajdują się karty członkowskie największych muzeów, takich jak Tate Modern czy Barbican. Wystarczy znać współrzędne z zamkniętej grupy WhatsApp, otworzyć skrzynkę, pożyczyć kartę, odwiedzić galerię i odłożyć ją na miejsce, by mogła posłużyć kolejnemu artyście.

To właśnie Artist Membership Project, spontaniczny ruch zainicjowany przez kuratora Bena Broome’a, który określa go jako ’dzieło sztuki samo w sobie, ale też akt polityczny’. Celem nie jest kradzież ani obejście zasad, lecz odzyskanie dostępu do tego, co publiczne z definicji, a w praktyce coraz bardziej elitarne.

Wszystko zaczęło się od prostego pytania: ile kosztuje sztuka i dla kogo jest tworzona?

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez BEN BROOME (@drabl)

Dla wielu młodych twórców bilet do galerii to równowartość rachunku za prąd. Wystawa czasowa w Tate Modern kosztuje dziś nawet 18 funtów. To nie jest przesada zwłaszcza w sytuacji, gdy średni roczny dochód artystów w Wielkiej Brytanii spadł do zaledwie 12,5 tys. funtów. Wizyta w muzeum stała się przywilejem, a przecież to właśnie oni twórcy, kuratorzy, studenci są paliwem kultury, jej zapleczem intelektualnym i emocjonalnym.

Projekt Broome’a działa więc jak poetycka prowokacja. Z jednej strony realnie pomaga, umożliwiając dostęp do galerii ponad 600 osobom. Z drugiej jest ostrą krytyką systemu, który coraz mniej przypomina otwartą przestrzeń dialogu, a coraz bardziej ekskluzywny klub.

Nie wszystkie instytucje potrafią przyjąć tę lekcję z pokorą. Niektóre galerie jak Barbican zablokowały karty powiązane z siecią, tłumacząc to 'podejrzaną aktywnością’. Inne, jak Whitechapel Gallery, potraktowały projekt jako impuls do wewnętrznej dyskusji o realnej dostępności kultury. I może właśnie w tym tkwi jego największa wartość nie w samej akcji, lecz w pytaniu, które zostaje po niej: czy sztuka wciąż jest wspólna, jeśli nie wszystkich na nią stać?

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez BEN BROOME (@drabl)

Za oceanem istnieją inne modele. Nowojorski MoMA oferuje artystom zniżkowe członkostwa wystarczy dowód aktywności twórczej. Włochy wciąż traktują podobne inicjatywy jak gest filantropii, nie systemowe rozwiązanie. A przecież to nie o charytatywność chodzi. Bo jeśli młody artysta nie może pozwolić sobie na wizytę w galerii dziś, jutro nie stanie się częścią świata, który powinien współtworzyć.

W Londynie sztuka właśnie odzyskuje swoje punkowe korzenie. Nie poprzez performance na scenie, ale przez gest i współdzielenie dostępu. W świecie, w którym kultura coraz częściej mierzy się z cennikiem, a muzea zamieniają się w sklepy z biletami, Artist Membership Project przypomina, że sztuka ma sens tylko wtedy, gdy pozostaje wspólna. W końcu bunt też jest formą troski.

źródło: instagram

SPOŁECZEŃSTWO